ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

02 stycznia 2012

Zasiłkowa dykteryjka


Kiedy w zaciszu gabinetów Krystaliczni zgłębiają problem, pochylają się nad nim, monitorując i poświęcają go głębokiej uwadze, doktor Koteńko nie znajduje czasu na szklaneczkę poprawiającej nastrój whisky, bo doktor Koteńko wertuje księgę refundowanych leków i włoskim strajkiem przedłuża wizyty, na szczęście nielicznych tego dnia pacjentów.
Inżynier Bek przepędza więc trzydzieści minut swego noworocznego życia w towarzystwie radcy Kracha oraz redaktora Pokorskiego. Cała trójka jest zdrowa i późnopopołudniowa kawa z serniczkową „wkładką”, tudzież szklaneczką schłodzonej whisky czy brandy odsuwa na bok pomysł dyskusji na tematy okołomedyczne. Redaktor Pokorski, do którego zawodowych obowiązków należy między innymi śledzenie bieżącej prasy, rzuca nagle temat.
- Dobrzy panowie, azali czytaliście dzisiejszą Gazetę Prawną?
Konsternacja u radcy Kracha, bo dziennik ten, a jakże, w prenumeracie jego urzędu pozostaje.
- Jeszczem dzisiaj nie zajrzał do środka – odpiera napaść redaktora.
- A ja, z ubolewaniem stwierdzić muszę, Prawnej nie czytuję.
- Więc powiem, nie zwlekając, że artykulik jeden dał mi wiele do myślenia. Koledzy moi, czy wiecie, że jedynie szesnaście bez mała procent klientów biur pracy pobiera zasiłki?
- Niewiele – westchnął inżynier Bek.
- A niewiele. Co gorsza, przez lat dziesięć w tył, jedynie raz procent bezrobotnych pobierających zasiłek przekroczył dwadzieścia procent, i to o jakieś circa dwie dziesiąte procenta.
- To podobne, podobne – przyznał radca.
- Zatem panowie, zdaje się nie być prawdziwą teza, że nasi czcigodni bezrobotni wszelką nadzieję upatrują w zasiłkach dla bezrobotnych. Pojawiają się w urzędzie od bezrobocia, a jakże, tyle, że niewiele na tych pojawieniach zyskują.
- Jaka z tego konkluzja? – zapytał inżynier Bek.
- Wiele by mówić o tym. Raz, że dzieje się tak z racji tego, iż u nas zasiłek jest albo sześciu albo dwunastomiesięczny, co od stopy bezrobocia zależy w danym powiecie; dwa, że jeśli nasz bezrobotny stracił prawo do zasiłku, aby go odzyskać musi przez osiemnaście miesięcy przepracować minimum rok i wykazać się przy tym minimalnym wynagrodzeniem.
- Oj, trudno będzie – zwątpił radca Krach.
- Aliści, trudno.
- Jakie pan wyjście przewidujesz? – dopytał inżynier Bek.
- Ja o tym już pisałem na naszym rozmiękłym gruncie. Pewnie, że bezrobotni wybierają pracę na czarno, jeśli się nadarzy, ale panowie, skoro na czarno, to jakież może być poświadczenie o zarobkach? Inni, zdają się na los szczęścia, Baltazarze, pomoc społeczną chwytają za gardziel i, chwała Bogu, gdy nie przepijają tej ostatniej deski ratunku.
- Same jakieś przykre tematy w nowym roku – zauważył inżynier Bek – a to recepty z lekami, fajeczki, gaz i paliwa, nic tylko VAT-y i akcyzy.
- Dobrzy panowie, dopowiem więc jeszcze, że na zachód od nas podobne zasiłki dla bezrobotnych pobiera circa 80 procent czcigodnych bezrobotnych.
- Ha, ha, no proszę – wybuchnął serdecznym śmiechem radca Krach – teraz wiemy, czemu oni, a nie my w kryzysie. Wszystko przez bezrobotnych. Tam się wałkonią i dostają kasę a u nas oszczędniej, po bożemu. Żeby jeszcze emeryci chcieli żyć krócej. Ani chybi rozwalą publiczne finanse.
- Ech, dobry panie, śmiejmy się, śmiejmy, a niektórym nie do śmiechu – westchnął redaktor Pokorski.
- A przecież wiem o tym, tyle że, redaktorze, w czymże ja pomóc mogę tym bezrobotnym i państwu, jeśli nie płaconym regularnie ZUS-em i podatkiem, jeśli nie tą szklanką whisky, którą w kawiarence w tak miłym towarzystwie przepijam?
- Co prawda, to prawda – skwitował inżynier Bek.
- Cieszmy się tymczasem, że nie ma między nami Profesora, który, jak mi bóg miły, zaraz by nawiązał do ulubionego Fromma czy cenionego Schumachera.
- A czy naprawdę jest z czego? – podzielił się swą wątpliwością redaktor Pokorski kończąc kieliszek.
- Jak komu – podsumował inżynier Bek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz