ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 stycznia 2012

Od skrzyneczki do Pomocnej dłoni


Od słowa do słowa, słowo ciałem się stawało. Nie na darmo z nowego roku świtaniem wpadł był do kawiarni profesor, gość nader rzadki z racji uczelnianych zajęć. Sprawdziło się też, że nieobecny ciałem, duchem swym potrafił zjednywać ludzi i czynił to wykorzystując tak autorytet swój, jak i też mowę zwięzłą, dosadną, a przekonywującą. Skoro więc o skrzyneczce na datki wspomniał, to przecież że nie dosłownie myślał o tym, co mu w głowie grało, lecz idea jego biegła ponad i dalej, ku stworzeniu społecznego ciała, które mogłoby z kawiarnianego koleżeństwa wychodzić z szczytnymi celami naprzeciw społeczności rozumianej szerzej.
Już nazajutrz po wizycie w kawiarence Adam otrzymał telefon od profesora w sprawie stowarzyszenia. Słów kilka o zasadności; następnych parę o zapatrywaniach Adama. Nie można było być przeciw, zwłaszcza że profesor uruchomił radcę Kracha jako autora statutu. I wydawałoby się, że radca Krach, na niedobór urzędowych obowiązków nie narzekający, uczyni jakiś wybieg, aby uciec od dodatkowych zadań, lecz ten, już po tygodniu oświadczył Adamowi, że protokoły, listy i statut gotowe są; potrzeba tylko ogłosić dzień założycielskiego zebrania i w szerszym gronie odnieść się do paragrafów, tudzież władze wybrać, które już dalej procedurę poprowadzą.
Rozpuszczono więc wici, albowiem prawnym obowiązkiem było zgromadzić przynajmniej piętnastu zapaleńców, którzy na liście założycielskiej by się znaleźli.
Na środę punkt siedemnasta oznaczono termin i sala kawiarniana, pozostająca na prośbę Adama w „dziadowskich” dekoracjach poczęła w szwach pękać. Wiadomo było, że protokolantem redaktor Pokorski będzie wyznaczony, na co się bez ceregieli zgodził, laptopa wyjął i jął pisać szybko a nieprzerwanie. Inżynier Bek z małżonką, radca Krach z połowicą, podobnież mecenas Szydełko z piękniejszą połową związku swego, samotny doktor Koteńko, reżyserka Zofia z bibliotekarką ze szkoły (ta wzroku nie mogła odpuścić od doktora subtelnej postaci), siedmioro młodzieży, tych zuchów-aktorów … obliczył redaktor – ze mną będzie sztuk siedemnaście – uśmiechnął się radośnie – starsza pani  z siostrą własną i zakonną w jednym, Milska z wygadaną Makowską, Edward ze strażnikiem, pani Krysia, co dwoiła się i troiła, aby ciasto podzielić, aby dla wszystkich starczyło, pan profesor ze studentem, na ostatnią chwilę przybyli, Adam, Maria i staruszek ogrodnik.
- Dwadzieścia siedem dotąd mamy – rzekł dostojnie redaktor Pokorski, lecz zanim do wydruku lista poszła, wszedł literat z dwiema kobietami, które jednoczenia matkami były dwu niewiast-aktoreczek.
- Trzydzieści – oznajmił redaktor.
Wydrukowano listę, puszczono w ruch do podpisu i zaczęła się dyskusja nad statutowym działaniem. Z rozmów wynikły priorytety, z którymi się zgodzono bez przeciągania czasu. Wyszło na to, że stowarzyszenie zajmować się będzie wspieraniem ubogiej młodzieży i dzieci, ukulturalnianiem, organizowaniem czasu dla ludzi w słusznym wieku oraz działalnością na rzecz wychowanków domu dziecka, czemu z radością przyklasnęła Maria i jedna z owych matek, zawodowo pielęgniarka w domu dziecka. Kiedy więc merytoryczny dyskurs się zakończył, zaczęto się spierać o nazwę, co okazało się dłuższym niż myślano przedsięwzięciem. W końcu wybrano zasugerowaną przez żonę inżyniera Beka, pospolitą, acz wielce dosadną nazwę „Pomocna dłoń”, co znaczną większością głosów przegłosowano.
Nie było natomiast wątpliwości co do wyboru przewodniczącego stowarzyszenia, skoro Adam taktownie zrezygnował, aby nie być postrzegany jako ten, co jakiś skryty swój interes w powołaniu organizacji chowa. Bez głosu sprzeciwu pani Zofia Nowak, emerytowana nauczycielka i reżyserka w jednym została szefową organizacji. Zastępstwo przypadło w udziale mecenasowi Szydełce, skarbnikiem został inżynier Bek, sekretarzem – redaktor Pokorski. W zarządzie zasiedli także Maria i student Wójcicki.
Kiedy radca Krach po społu z mecenasem Szydełko objaśniali dalsze formalne losy inicjatywy, Adam z panią Krysią wnieśli butelczyny musującego wina, które następnie Adam otworzył, do kielichów nalał, pani Krysia rozniosła je po sali i koniec końców toast wznosząc ku powodzeniu idei szczytnych radca Krach z profesorem skłonili pozostałych do opróżnienia kielichów, co też z satysfakcją uczynili.

2 komentarze:

  1. Życzę "Pomocnej Dłoni" owocnej pracy u podstaw.
    Nola

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę "Pomocnej Dłoni" owocnej pracy u podstaw.
    Nola

    OdpowiedzUsuń