Wśród kierowców międzynarodowych byłego bloku socjalistycznego nie spotkałem takich, którzy ocenialiby pozytywnie gospodarkę własnego kraju. Wprawdzie ci, którzy pracują w transporcie międzynarodowym w Europie pod względem finansowym zarabiają więcej od rodaków we własnym kraju, to widzą przecież, że ich pobory są znacznie mniejsze od kierowców z państw "starej Unii".
U nas guru i realizator wyprzedaży majątku narodowego, Balcerowicz, odpowiadając na zarzuty malkontentów, tłumaczył, że dzieje się tak, gdyż w naszym kraju wydajność pracy jest niższa niż na Zachodzie.
Kompletna to bzdura i demagogia, z czego słynie ten neoliberał, specjalista od sprzedaży Polski. Można tego dowieść w bardzo prosty sposób na przykładzie pracy kierowców tzw. TIR-ów.
Jak wiadomo, pojazdy, którymi ci ludzie jeżdżą, posiadają tachografy regulujące czas pracy i bez względu na narodowość, jest on identyczny dla wszystkich. A zatem kierowca z Belgii, Niemiec czy Francji, wozi te same czy podobne towary o zbliżonej wadze , pracując "za kółkiem" tyle samo godzin, kupując ten sam olej napędowy za tę samą cenę, co Polak, Słowak czy Węgier. Jedyna różnica pomiędzy "starymi" a "nowymi" Europejczykami tkwi w wynagrodzeniu, które dla pracowników z krajów starej Unii jest minimum trzykrotnie wyższe niż wynagrodzenie Czecha, Bułgara czy Rumuna.
Idźmy dalej tym tropem.
Czy wydajność kasjerki w przykładowym polskim Lidlu jest niższa od wydajności jej odpowiedniczki z Francji, Belgii czy Niemiec? Odczytują one kody kreskowe z tych samych lub prawie tych samych produktów o zbliżonych cenach, siedzą przy tych samych kasach, na tych samych fotelach, pracują raczej dłużej niż krócej, a mimo to ich zarobki są czterokrotnie niższe niż pobory Francuzek.
Okazuje się, że jedyna profesją, w której zarobki pomiędzy starą a młoda Unią pozostają na tym samym poziomie jest zawód europosła.
Nic też dziwnego, że optyka polskich europosłów, w ogóle polityków, na sprawy ekonomiczne uwzględniające różnice w wynagrodzeniach jest zgoła odmienna od punktu widzenia przeciętnego Polaka.
Politycy posiadając więcej niż inni, mając znacznie większy wpływ na politykę i prawo, nie są zainteresowani tym, aby zmienić neokolonialne, neoliberalne stosunki pracy panujące w naszym kraju. Niewiele obchodzą ich te dysproporcje majątkowe nawet w tych obszarach, gdzie logika i zdrowy rozsądek wykazują, że różnic być nie powinno.
Ich kieszenie napełnione są "po równo" kasą, a gęby frazesami o patriotyźmie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz