CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 sierpnia 2014

Natręctwa

A przychodzi taka noc bezsenna i natrętna, która wyrzuca z pościeli. Można zeszyć powieki, lecz równie dobrze należałoby przybić mózg do zagłówka. Wdaję się w bezskuteczną dyskusję z myślami. Dyskusja to czy monolog? Przetrawiam, przewiercam. Już wiem, że snu szanse marne. 
Chce mi się jeść. W panicznym strachu przed głodem wyszarpuję bułkę, rozcinam ją, pokrywam rozpołowione paszczęki serem, dociskam obie symetryczny części do siebie i gryzę, przełykam, trawię.
Boli mnie każdy strategicznie ważny kawałek ciała. Zapalam światło. Chwytam zeszyt. Biorę długopis i naprowadzam go na tę ścieżkę, którą wypełniam słowami. 
Druga w nocy. Ciemność przerzedzona światłami nadbrzeżnej promenady.
Spóźniona i, mam nadzieję, zakochana para kieruje się w stronę ujścia rzeczki do portu. Rozmawiają cicho, stąpają bezgłośnie. Flagi łopocą na wietrze. 
Piszę. Uspokajam się. Sinusoida psychicznego bólu staje się coraz bardziej płaska. Wreszcie nie odczuwam głodu. Myśli wciąż krążą, lecz stopniowo tracą wigor. Kreślę proste, pojedyncze zdania, równoważniki zdań, a jeśli konstruuję zdanie złożone, nie jest ono szczególnie wartościowe i nie zawiera tak istotnych określeń. Pisząc, oddają samą treść. Dzisiaj bolesną. Zdania pojedyncze nie przydają wprawdzie kunsztu opowieści, ale czasami są niezbędne dla oddania istoty spraw, jakie poruszam. Kiedy będę miał coś szczególnego do powiedzenia, spróbuję zakupić pewną ilość ozdobników ze straganu, gdzie sprzedają słowa.
Pisząc, oddycham. Wiem, że jeszcze żyję. Z czym to porównać? Behawioralne przeznaczenie? Fatum?
Umarłbym, nie pisząc. Czy to ktoś zrozumie?
Nie stać mnie na dobrego psychoanalityka, więc jedyną możliwą do zrealizowania kuracją jest pisanie.
Tak, tak, pamiętam, że wszystko zaczęło się od nocy natręctw.
Przypominam sobie, że powiedziałem komuś, że nie mogę spać, lecz przecież nikt nie jest w stanie pomóc mi walczyć z bezsennością. Kiedy w końcu zamęczyłem organizm na śmierć, pojawiły się mary - zjawiska, osoby i sytuacje. Moje sny są tak bardzo realne. Aby to sprawdzić, podszczypuje je przez sen albo powracam do nich po krótkim wybudzeniu. Częstokroć odtwarzam je ponownie i uzupełniam o kolejne wątki. Czasami znikają wraz z pamięcią o nich. Wczoraj, na przykład, odwiedziłem swój dom. Nie byle jaki dom. Dom z dzieciństwa. Żyję już trochę na tym świecie (zastanawiam się, czy przypadkiem nie za bardzo narzucam się swoją obecnością) i nie mam domu takiego, jaki miałem w dzieciństwie.
Odwiedziłem zatem swój dom, a w zasadzie zamierzałem do niego wejść, lecz jakiś człowiek zagrodził mi doń drogę. Potraktował mnie jak intruza. Ten zły człowiek albo nie wiedział, albo też wiedzieć nie chciał, że dom, w którym obecnie mieszka, należał do mnie i mojej rodziny i, na dobrą sprawę, powinien mnie do niego wprowadzić z honorami. Ten zły człowiek nie dość, że nie zadbał o zachowanie dobrych manier, to jeszcze zagroził, że powiadomi odpowiednie służby o mojej natrętnej obecności. Powoli, bez słów wycofałem się i podobnie postąpił mój sen.
Czy możecie sobie wyobrazić, że ktoś zabroni wam wstępu do do własnego dzieciństwa i młodości?
Sięgam po papierosa, wiedząc że po jego wypaleniu skończę pisać a natręctwa prawdopodobnie powrócą. Trudno się z tym pogodzić. Wypadałoby się upić i stracić kontrolę nad samoświadomością.
Z drugiej strony chciałbym jej trochę zostawić dla siebie.
Z dwojga złego wolę umierać świadomie.

1 komentarz:

  1. Bywają takie noce... I, obawiam się, z wiekiem będzie ich coraz więcej. Mocno nawiedzona Szwagierka zaleciła mi na taką okoliczność.. modlitwę. Ale to chyba nie dla mnie... Nie wstaję i nie piszę w podobnych chwilach, niemniej układam sobie teksty w głowie. Rano niczego nie pamiętam, a przecie takie ,,wartościowe'' się wydawały!

    OdpowiedzUsuń