ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 czerwca 2015

KAMYCZKI (16) NA KRAWĘDZI

Ten smutek, którego doświadczam, wypełnia każdą godzinę bezowocnego życia. Szarpanina i tyle. Odchodzę od zmysłów, wspiąwszy się na krawędź urwiska, skąd obserwuję nieokiełznany horyzont wyżłobiony jak dłutem przez prastary wybuch wulkanu, ruch górotwórczy, w wyniku którego postradało życie mnóstwo zwierząt, a być może również moich przodków, szykujących się właśnie do polowania na antylopy, sarny, kto wie na jakie zwierzęta. Wybuch wulkanu zaskoczył ich nad ranem. Krwista lawa spłynęła szeroką strugą ze wzgórza i jednocześnie powiększał się stożek krateru. Ku niebu strzelały nawałnice stygnących kamieni, brunatny pył palił nozdrza, dym wpełzał do płuc. Śmierć następowała szybko i brutalnie. Spopielone ciała pochłonęła lawa, a ci, którym udało się zbiec przed katastrofą, dzielili paniczną ucieczkę ze zwierzętami.
Na miejscu kaźni natura postanowiła ożyć po raz wtóry. Popiół potraktowany deszczem, przysypany lotnymi nasionami traw, krzewów i drzew z pożytkiem oddawał swą chemię. Wkrótce (mając na uwadze skalę geologicznego czasu) zbocze wulkanu pozieleniało, a w przepastnych dolinach zakwitło nowym życiem. Przybyły zwierzęta, a i człowiek, odnajdując taki ogrom zieleni, zapragnął rajskich rozkoszy. Pozostał w tym miejscu, na które teraz spoglądam z wysoka i tylko jeden, najmniejszy krok ludzkości dzieli mnie od śmierci. 
Kładę swoje ciało na samym ostrzu krawędzi, z palcami jednej dłoni zamkniętymi na ciemnym wyostrzonym głazie, który jest jednocześnie najwyższym punktem podparcia. Drżąc ze strachu przed nieznanym losem, powoli zwalniam uścisk palców; stopniowo puszczam jeden, drugi, trzeci; jeszcze tylko kciuk i najmniejszy palec; te puszczam równocześnie… i staczam się, staczam, jestem do tego przyzwyczajony i całe szczęście, że tuż pod szczytem (nie zdążyłem jeszcze przypomnieć sobie całego życia) moja głowa uderza o skalny występ i z impetem odrywa się od ciała, i wyprzedzając je, jak piłka skacze, dopóki nie zlegnie w wysokim zagonie kwitnących słoneczników.

1 komentarz:

  1. Byłeś pod Wezuwiuszem - w Pompejach?
    Ja też kiedyś tam byłam - nawet to opisałam.

    OdpowiedzUsuń