Aż mnie przeraziło to, że tekst „Prowincji”, przynajmniej dwa pierwsze jego rozdziały, jest tak słaby.
I myślę o tym tu, w północnej Anglii, pod Sunderland, skąd krok do Szkocji, przy autostradzie, gdzie cały dzień i noc spędziłem rozkołysany podmuchami powietrza rozrywanego przez pędzące auta. Do tych kołysani, do tego huku, do monotonnego szumu autostrad trzeba się przyzwyczaić, a nie jest to łatwe. Chyba że odczuwa się zmęczenie bardzo długa jazdą, a wtedy żadna antygrawitacyjna siła nie jest w stanie przeszkodzić w zasypianiu.
Pomysł na napisanie „Prowincji” dopadł mnie jakieś dwadzieścia lat temu. Przystąpiłem do dzieła, uruchamiając główny wątek. Stopniowo go uzupełniałem, dodawałem kolejne, chcąc z tej pisaniny uczynić jakąś quasi szkatułkową powiastkę, nie więcej niż w jednej piątej biograficzną, a w pozostałych uzupełnieniach do jedności, całkowicie fikcyjną.
Wydawało mi się, że jestem na etapie porządkowania tekstu i wpychania do właściwych szuflad poszczególnych fragmentów, gdy tymczasem, jak się okazuje, muszę zmienić chyba ze sześćdziesiąt procent napisanego tekstu, aby „Prowincję” w ogóle dało się czytać. Cóż z tego, że zamysł jest solidny i pomimo rozwlekłości, myśl zmierza do tragicznego końca, kiedy styl ubożuchny, pokrętny i nadmiar w nim naiwne egzaltacji.
Nie chcę jednak zaczynać wszystkiego od nowa. Przekształcę, dodam, co potrzeba, zmienię, powycinam. W końcu zależy mi na tym, aby pożegnać się z „Prowincją”.
Jesteś bardzo krytyczny w stosunku do siebie...
OdpowiedzUsuńNie powinieneś, wyluzuj...
Prowincja to stan umysłu...
OdpowiedzUsuń