CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

03 czerwca 2015

JABŁKA (1)

1.
- A czy zapytałeś o pozwolenie? Nieładnie tak brać z cudzego pola, sadu…
- Zbieram tylko spady. Proszę zobaczyć: nadtłuczone, robaki się za nie wzięły.
Rozwiera torbę i podsuwa pod nos tamtemu.
- Ja bym ci dał i z drzewa, i natrząsać bym ci dał.
- Te z drzewa zostawię księdzu. Mogę zerwać największe.
Położył mu rękę na ramieniu.
- Chodź ze mną. Nie potrzebuję tych najładniejszych. Podzielisz się tymi, które pozbierałeś?
- Podzielę.
Postąpił krok naprzód, ten najtrudniejszy. Potem szli obok siebie, stąpając powoli, jakby czas zapadł się pod ziemię.
- Gospodyni upiecze szarlotkę i jeszcze zostanie na kompot, a najmniej okaleczone zostawisz dla siebie. Musisz tak żyć?
- Jak? – nie rozumiał pytania.
- Tak z dnia na dzień, jak ptaki.
- Chciał ksiądz powiedzieć, jak zwierzęta.
- Powiedziałem, co powiedziałem, a zwierzęta czasami warte są większego szacunku niż ludzie.
Zamyślił się. Wypełniona jabłkami torba ciążyła mu w prawym ręku, a plastykowe ucho wżynało się w wilgotną dłoń.
- I mówi to ksiądz?
- Tak, ja to mówię. Widzisz przecież moje siwe włosy na skroni.
- Ma to oznaczać, że z wiekiem dochodzi się czasami do ciekawych wniosków?
- W moim przypadku tak pewnie jest. Daj, poniosę z tobą. Widzę, że jest ci ciężko.
Niechętnie ofiarował jedno ucho torby. Poczuł ulgę.
- Właściwie to ja, jako młodszy powinienem służyć pomocą.
- Ale to twoja torba jest ciężka i twoje w niej jabłka.
- Czyżby? One są z księdza sadu. Upominał mnie ksiądz…
- Upominałem jedynie o to, żeś nie zapytał, nie poprosił.
- Rozumiem.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział ksiądz, gdy zbliżyli się na odległość nie przekraczającą rozpoznanie cichej rozmowy – Hortensjo!!! – zawołał w stronę krojącej cebulę kobiety, która siedziała na ganku - to moja gospodyni - rzucił wyjaśnienie w stronę mężczyzny.
- A ja wczoraj mówiłam - usłyszeli donośny głos korpulentnej kobiety, starszawej, o nieskazitelnie czarnych włosach - mówiłam, że pójdę, nazbieram i upiekę jabłecznik.
- Ten pan był tak dobry, że zrobił to za ciebie. Myślę, że zasługuje na obiad. Zostało coś jeszcze?
- Zawsze zostaje, bo ksiądz to tylko zamacza łyżkę w zupie, a mięsa ledwo dzióbnie, choć gotowane i z kartofelkami, z mizerią.
- Pan Bóg najwidoczniej przewidział, że dzisiaj będziemy mieli gościa i nie pozwoli, aby zmarnowały się twoje specjały.
- Dobrze już. Proszę mi to dać.
Mężczyzna poniósł torbę z jabłkami na ganek i postawił ją na ławie przy stole.
(...)
(w Niemczech)

1 komentarz: