1.
- A czy zapytałeś o pozwolenie?
Nieładnie tak brać z cudzego pola, sadu…
- Zbieram tylko spady. Proszę
zobaczyć: nadtłuczone, robaki się za nie wzięły.
Rozwiera torbę i podsuwa pod nos
tamtemu.
- Ja bym ci dał i z drzewa, i
natrząsać bym ci dał.
- Te z drzewa zostawię księdzu. Mogę
zerwać największe.
Położył mu rękę na ramieniu.
- Chodź ze mną. Nie potrzebuję tych
najładniejszych. Podzielisz się tymi, które pozbierałeś?
- Podzielę.
Postąpił krok naprzód, ten
najtrudniejszy. Potem szli obok siebie, stąpając powoli, jakby czas zapadł się
pod ziemię.
- Gospodyni upiecze szarlotkę i
jeszcze zostanie na kompot, a najmniej okaleczone zostawisz dla siebie. Musisz
tak żyć?
- Jak? – nie rozumiał pytania.
- Tak z dnia na dzień, jak ptaki.
- Chciał ksiądz powiedzieć, jak
zwierzęta.
- Powiedziałem, co powiedziałem, a
zwierzęta czasami warte są większego szacunku niż ludzie.
Zamyślił się. Wypełniona jabłkami
torba ciążyła mu w prawym ręku, a plastykowe ucho wżynało się w wilgotną dłoń.
- I mówi to ksiądz?
- Tak, ja to mówię. Widzisz przecież
moje siwe włosy na skroni.
- Ma to oznaczać, że z wiekiem
dochodzi się czasami do ciekawych wniosków?
- W moim przypadku tak pewnie jest.
Daj, poniosę z tobą. Widzę, że jest ci ciężko.
Niechętnie ofiarował jedno ucho
torby. Poczuł ulgę.
- Właściwie to ja, jako młodszy
powinienem służyć pomocą.
- Ale to twoja torba jest ciężka i
twoje w niej jabłka.
- Czyżby? One są z księdza sadu.
Upominał mnie ksiądz…
- Upominałem jedynie o to, żeś nie
zapytał, nie poprosił.
- Rozumiem.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział
ksiądz, gdy zbliżyli się na odległość nie przekraczającą rozpoznanie cichej
rozmowy – Hortensjo!!! – zawołał w stronę krojącej cebulę kobiety, która
siedziała na ganku - to moja gospodyni - rzucił wyjaśnienie w stronę mężczyzny.
- A ja wczoraj mówiłam - usłyszeli
donośny głos korpulentnej kobiety, starszawej, o nieskazitelnie czarnych
włosach - mówiłam, że pójdę, nazbieram i upiekę jabłecznik.
- Ten pan był tak dobry, że zrobił
to za ciebie. Myślę, że zasługuje na obiad. Zostało coś jeszcze?
- Zawsze zostaje, bo ksiądz to tylko
zamacza łyżkę w zupie, a mięsa ledwo dzióbnie, choć gotowane i z kartofelkami,
z mizerią.
- Pan Bóg najwidoczniej przewidział,
że dzisiaj będziemy mieli gościa i nie pozwoli, aby zmarnowały się twoje
specjały.
- Dobrze już. Proszę mi to dać.
Mężczyzna poniósł torbę z jabłkami
na ganek i postawił ją na ławie przy stole.
(...)
(w Niemczech)
Pędzę do drugiej części.
OdpowiedzUsuń