ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 czerwca 2015

SCHYŁEK (cd)

Dojechałem do połowy drogi. Dobrze jest nie być przyzwyczajonym do picia alkoholu: wtedy Rachmaninowa starczy na dłużej, ale wcześniej obudził mnie telefon. Dzwonił dwa razy zanim zdołałem się odkleić od fotela.
- Przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porze. Wyjeżdżamy zaraz z mężem na cały tydzień w góry i pomyślałam o panu - słyszę znajomy głos.
- Życzyłaby sobie pani tego co zwykle?
- Tak. Co drugi dzień. Do tego niech pan zbierze truskawki, te późne. Trzeba opłukać i do chłodziarki - mówi to w taki sposób jakby wiedziała, że się zgodzę - pieniądze znajdzie pan tam gdzie zawsze, klucz do mieszkania również. Mam nadzieję, że jest pan wolny.
A dlaczego nie miałbym być wolny? Owszem, jestem. I dyspozycyjny. Jestem do dyspozycji każdej i każdego nuworysza, który nie bardzo wie, co rozbić z wolnym czasem i pieniędzmi, którymi szasta na prawo i lewo, także rzuca je w moją stronę, bo cieszę się jego zaufaniem, nie wiem zresztą, dlaczego właśnie ja, może dla kaprysu, a może dlatego że podczas pierwszego powrotu zastali mnie śpiącego na dywanie z otwartą „Boską komedią” na piersiach, może wtedy pomyśleli sobie, że facet, który nie otwiera barku z trunkami, a wywleka z z półki oprawionego w skórę Dantego jest gościem, któremu można zaufać.
- W porządku. Jutro wpadnę - odpowiadam.
- Cieszę się. Niech pan koniecznie pamięta o tych białych różach. Jest susza a ja uwielbiam te róże.
- Będą miały wystarczająco dużo wody, zapewniam panią.
- To jesteśmy umówieni. Do usłyszenia.
- Miłych wakacji - odpowiadam i za chwile połączenie się urywa.
Ty nie myśl, że ona mi się podoba i robię to dla niej, bo ten… tego, ulegam presji swojego wzroku, męskiego spojrzenia, braku odporności na kuszące propozycje omijające wprawdzie temat seksu, lecz przygotowujące grunt pod coś, co ewentualnie mogłoby się wydarzyć.
Ale się nie wydarzy.
Z nimi to jest tak, że ona pochodzi z zamożnego domu, jest córka oficera. On z kolei to złote dziecko nowych czasów, przebojowy, zaczynał od handlu walutą, samochodami, doradzał na giełdzie; typowy biały kołnierzyk w czarnym BMW i zawsze najnowszym modelem komórki, z którą nigdy się nie rozstaje, nawet w łóżku, i to bez względu na to czy wcześniej uśpi żonę czy nie.
Nie mam pojęcia, czym się obecnie zajmuje poza załatwianiem spraw przez telefon przyjmowaniem gości - klientów i parodniowymi wyjazdami w teren, po których wraca nieprzytomny i w takiej postaci bywa transportowany przez umyślnego kierowcę, który z kolei raptownie znika, żegnając się dyskretnie z Laurą (takie właśnie imię nosi moja sporadyczna chlebodawczyni). A ona przez cały czas tej przymusowej rozłąki barykaduje się w swojej podmiejskiej posiadłości, wącha róże, rozpuszcza psy i opala się topless na leżaku wystawionym na południe przy basenie, w którym modra woda za dnia nabiera temperatury, a nocą, a nocą mąż, jeśli jest akurat w domu, zaciąga nad tym cackiem grubą, szarą folię.
Czasami do laury przyjeżdżają przyjaciółki i w trójkę lub czwórkę urywają się do większego miasta, aby zaszaleć po kobiecemu. Później Laurę odwozi zawsze ten sam taksiarz, nad ranem, czasami już świta, kiedy pomaga jej sforsować furtkę otwierana i zamykaną „na pilota”. Nie wchodzi dalej, bo dziwny m trafem, kaukaskie owczarki, nadzwyczajnie łagodne, za taksówkarza zapachem nie przepadają.
Skąd o tym wszystkim wiem? Laura mi opowiadała. Kiedy ma jakieś zlecenie, nie tak jak teraz - telefoniczne, wynikające zapewne z braku czasu i spadające jakąś nowiną nagle, taki „last minute”, przyjmuje mnie we własnej zakrystii, to jest jej pokoiku, babskim buduarze. Podaje tam kawę i rozmawiamy, a drzwi od pokoiku cały czas są otwarte i Tomasz, jej mąż, czasami się w nich pojawia z komórką przy uchu. Rozmawia przez nią i nie ma czasu na to, aby wejść do buduaru i przywitać się ze mną, chociaż tez nie wiem, czy jestem dla niego wystarczającym powodem, dla którego miałby zmieniać trasę przemarszu z telefonem w dłoni wystukując numery lub przy uchu.
Laura opowiada o sobie, o swojej zewnętrznej warstwie przeżyć i doświadczeń i tak to wygląda, jakbym podziwiał ja z okładki jej biograficznej książki. Absolutnie nic intymnego od niej nie usłyszałem, poza tym opalaniem się topless przy basenie i skąpymi informacjami na temat jej babskich eskapad, w których uczestniczy. Podejrzewam, że dla Laury oba te tematy pozbawione są prywatnych inklinacji, mieszcząc się w domenie publicznej. nie powiem, patrzy się na mnie jakimś dziwnym wzrokiem, którego nie rozumiem. Patrzy i opowiada, i proponuje kolejna kawę a ja zgadzam się, bo widzę, że kobieta lubi mieć do kogo usta otwarte, a Tomasz nawet nie zajrzy, nie zapyta co i jak, nie ponarzeka, że żona się guzdrze, a powinna być już spakowana (często wyjeżdżąją).
Wiem, że ty wiesz, jakim ona wzrokiem może na mnie patrzeć; w końcu jesteś kobietą. Ale widzisz, ona jest znacznie młodsza ode mnie, więc nawet z tego powodu nie wyobrażam sobie, aby miało do czegoś dojść, nawet gdyby zatrzasnęła te cholerne drzwi, za którymi pojawia się i znika Tomasz. Ponadto ja mam pieczę nad zegarem własnego czasu, znam się na tym zegarze, więc niech już sobie pani Laura jeździ na te kobiece nocne imprezy, jeśli ma takie potrzeby i życzenia. A kiedyś usłyszałem od niej:
- Wie pan, kobieta nigdy nie może być pewna tego, czy mężczyzna z którym jest jej nie zdradza. Weźmy mojego męża. W interesach czasami tak jest, że dla przełamania pewnych barier poświęca się cząstkę siebie. Nie można przecież bezustannie posługiwać się kalkulatorem i komputerem. Potrzebny jest czas na relaks. I ja to bardzo rozumiem, i myślę, że mój mąż też mnie rozumie, że czasami… wie pan.
(…)

2 komentarze: