CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

24 października 2015

NAD STAWAMI (fragment 3.)

- Zanim się auto rozgrzeje, okręć się tym - powiedział, rzucając w jej stronę koc.
Chwyciła go i owinęła nim plecy i szyję. Siedząc na wędkarskim krzesełku, pochylona, niemal cała zakryta kocem, którego dwie węższe krawędzie zaciskała kolanami, sprawiała wrażenia niższej, niż nią była w istocie, ot przypominała takie skulone, zamknięte w sobie, zwinięte w kłębek zwierzątko.
- Jak dziecko, zupełnie jak dziecko - mówił do niej powracając z samochodu, którego silnik nabierając temperatury, turkotał teraz coraz równiej.
Podszedł do niej i przeciągnął otwartymi dłońmi po jej plecach, od szyi po biodra. Rozcierał je, nie zachowując należytej delikatności.
- Teraz zadzwoń. Ktoś tam na ciebie czeka i niepokoi się. Masz chyba komórkę? - tłumaczył może nie agresywnym, ale szorstkim głosem.
Skinęła głową bez przekonania, jak gdyby tym nieśmiałym potwierdzeniem chciała choć na chwilę uciszyć mentorski ton głosu, jakim się do niej zwracał. Spodziewając się, że zadzwoni, wrócił do auta, nastawił czajnik z wodą na turystyczną butlę gazową i zrobił kanapkę z żółtym serem. Czekał jeszcze chwilę, aż woda zacznie wrzeć i wtedy zrobi jej gorącej herbaty. Chociaż warkot silnika przewyższał swą mocą każdy głos, w przypadku, gdyby rzeczywiście prowadzili z sobą konwersację, poczuł, że dziewczyna jednak rozmawia przez telefon i chyba nawet zobaczył rozbłyski wyświetlacza jej komórki.
- Nad ranem, jak mi Bóg miły, będzie przymrozek, a ona w takiej zwiewnej kurteczce nad wodę się wybrała - mówił do siebie - zupełne szaleństwo.
W końcu zalał wrzątkiem okrągłą torebkę herbaty, dodał do wywaru dwie łyżeczki lejącego się miodu, zamieszał, postawił szklankę z herbatą i talerzyk z kanapką na niewielkiej, okrągłej tacy, i z tym wszystkim poszedł do niej. Przykucnął przy niej i podsunął tacę niemal pod sama jej twarz.
- Najpierw się napij, to najważniejsze - powiedział - rozmawiałaś?
Podniosła z tacy szklankę z herbatą i pociągnęła z niej dwa solidne łyki. Potem zaczęła jeść.
- Dzwoniłam do ciotki. Powiedziałam, że zostałam na noc u koleżanki - odparła.
- Będąc twoja ciotką, nie dawałbym wiary twoim słowom. Ale nic, najważniejsze, że usłyszała twój głos, a burę i tak dostaniesz, tyle że później. Ty wiesz, dziewczyno, że się włóczysz? Nie boisz się włóczyć po nocy?
- Mnie jest wszystko jedno, czy w nocy, czy w dzień - wykrztusiła przełknąwszy kęs bułki z serem.
- Co ty nie powiesz? Wszystko ci jedno?
- Pan nigdy tak nie miał? To znaczy nie włóczył się pan?
- Czasami, ale nigdy w takim letnim wdzianku w październikowe chłodne noce.
- Tak wyszło. Nie słuchałam prognozy pogody.
- Zdaje się, że masz problemy za słuchaniem tego, co do ciebie mówią rozsądne osoby. Nie chcę się wymądrzać, ale to nie był dobry pomysł - skwitował - nie wypijaj do końca herbaty!
Znów oddalił się od niej, wszedł do samochodu i powrócił nad wodę trzymając w prawej dłoni dwa kieliszki wypełnione w trzech czwartych wódką. Zawartość jednego z nich wlał do herbaty, którą piła.
- Widzisz do czego to doszło? Karmię małolatę alkoholem. Ale nie marudź, wypij to, rozgrzejesz się, niestety nie mam żadnego lekarstwa.
- Jeśli o to panu chodzi, to skończyłam osiemnaście lat.
- Ciekawe, wcale nie wyglądasz na to, że skończyłaś.
Zrobiła jeden, bardzo powolny łyk. 
- A jaki jest powód tego, że dzisiaj zboczyłaś z drogi do domu? Powiesz?
Dziewczyna odwróciła od niego głowę. Jeszcze raz zaczerpnęła alkoholowej herbatki i nie przerwała milczenia.
- Dobra, na ten czas nie musisz nic mówić. Nie to jest teraz najważniejsze - stwierdził - najważniejsze jest twoje zdrowie.
Wypił przyniesioną wódkę, odstawił na bok kieliszek i ponownie zaczął rozcierać jej plecy zasunięte kocem. - No jak, lepiej już?
- Lepiej - powiedziała - dziękuję. Już nie jest mi zimno. Tylko nogi…
- Przygotowałem ci posłanie i jak tylko dopijesz herbatkę, przejdziesz grzecznie do auta i jeszcze grzeczniej położysz się spać. Puściłem ogrzewanie. Nie zginiesz z zimna.
Spodziewał się jakiejś formy buntu z jej strony, lecz nic takiego nie nastąpiło, co tłumaczył sobie tym, że jest zmęczona.
- Dobrze - powiedziała ugodowo, lecz po chwili zapytała: - A pan?
- Ja przyjechałem tutaj na ryby - odparł beznamiętnym tonem głosu.
- Na ryby? - zastanowiła się - to w takim razie będzie pan musiał założyć żyłkę do jednej z wędek. Kiedy był pan w aucie, najpierw usłyszałam dźwięk dzwoneczka, potem jedna z wędek wygięła się tak strasznie i usłyszałam taki świst i „plum”. Zdaje się, że ryba ukradła panu żyłkę.
Nie widział przecież jej twarzy, lecz nabrał przekonania, że nagle pojawił się na niej uśmiech, którego jeszcze teraz nie oczekiwał.
- Masz ci los - westchnął, a kiedy dopiła herbatę, podprowadził ją do samochodu, rozsunął boczne drzwi, a kiedy weszła, zasunął je i przeszedł nad wodę, w której grasowała ta sprytna ryba.

9 komentarzy:

  1. No i co to dalej będzie????
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, jakie praktyczne podejście do włóczących się po nocy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odrobina działań pratycznych nigdy nie zaszkodzi, choć czy tylko one poradzą...?

      Usuń
  3. Widzę tu typowy ludzki odruch, czyli szukanie drugiego człowieka, by ogrzać się jego ciepłem, towarzystwem, rozmową. Takie rozmowy ułatwiają wybory dróg i znalezienie własnych myśli w tej zawiłej plątaninie, jaką jest życie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami i ja tak mam; "ot przypominała takie skulone, zamknięte w sobie, zwinięte w kłębek zwierzątko."
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tym miejscu zdradzę, że zwierzątko nieco się "odwinie"

      Usuń
    2. Oby tylko to zwierzątko znowu nie przeziębiło się, jak się "odwinie"; jak tam wolę się nie "odwijać" [dosłownie i w przenośni] bo ja jestem zimorodek;
      pozdrawiam :)

      Usuń