CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 marca 2016

CIEPLEJ PRZY KFC

No i stało się. Wreszcie mam ciepło i sporo czasu do stracenia. Docelu pod Nantes zostało 365 kilometrów, ale do poniedziałkowego poranka mam sporo czasu, więc delektuję się pogodą - słońce, 15 stopni powyżej zera, stoję nieopodal KFC, mam internet i wszystko gra. KFC ma najlepsze łącze  we Francji, zdecydowanie szybsze niż u Donalda, tyle że tych fast foodów jest zdecydowanie mniej.
Tutaj gdzie stoję, w Begles pod Bordeaux znajduje się ogromny kompleks handlowy plus restauracje i spore kino. Po północy skończył się ostatni seans, miałem trochę ruchu, ale w porządku, przespałem się prawie osiem godzin i nie jestem zmęczony.
Najpierw zabrałem się za Fuksa. Skończyłem czytanie powieści i rzeczywiście przekonałem się, że zakończenie, nieco podobne jak w filmie Chmielewskiego, niezwykle zaskakujące i niejednoznaczne, jak chyba zawsze u Fuksa. Jeśli ktoś lubi być zaskakiwany zakończeniem, powinien koniecznie skonsumować Fuksa.
Przeszedłem się potem do Carrefoura. Przy wejściu dyskretna kontrola. Każdego, nie tylko mnie. A jednak Francuzi się boją. bardzo sie to kłóci z moim wyrobionym już poglądem na temat Francji, że jest to najbezpieczniejszy kraj w Europie. Tu nic ci złego słowa nie powie, jeśli nie zaparkujesz nie tak jak potrzeba, a jeśli jakiś gość zamierza zaparkować swe auto przed tobą i może przez to uniemożliwic ci wyjazd, to najpierw grzecznie zapyta, czy może tak zrobić. Ja jeszcze parę godzin pozostanę w Begles, ale stoję tak, że przede mnie nikt nie wjedzie, a i tyłu mi nie zastawi.
W tym Carrefourze kupuję ze euro siedemdziesiąt sześć dwie małe bagietki, chlebek tostowy (nieodzowny w podróży) i colę. Oczywiście płacę kasą, bo prawdopodobnie jest to zbym mała suma, aby płacic kartą. W Lidlu nie zapłaci się na przykład poniżej pieciu euro.
Takie ogromne centrum handlowe przeraża mnie. Nie żebym nie wiedział jak i gdzie podejść, coś wziąć i zapłacić, ale tyle towaru, że człowiek się gubi i zastanawia, po co to wszystko.
Wróciłem do auta i od razu wziąłem się za "Żeglarza" Szaniawskiego. Mam taki zbiorek jego dramatów. Wcześniej miałem inny, ale w tym, co mam teraz nie było właśnie "Żeglarza", "Adwokata i róże" oraz "Mostu". Szaniawskiego czytałem oczywiście wcześniej, ale dawno temu i lubię sobie wracać do tego, co kiedyś tam polubiłem. A Szaniawskiego lubię, tę przemożną tęsknotę za czymś nieznanym, odległym. Taki klimat z pogranicza rzeczywistości, baśni i snu odpowiada mi, choć pewnie w dzisiejszych czasach nie jest to literatura na "topie". Ale przeciez ja jestem z innych czasów, więc dlaczego nie spróbować Szaniawskiego.
Puściłem muzyczkę. Oczywiście France Musique. Najpierw jakieś francuskie piosenki kabaretowe, potem tańce wegierskie Bhramsa i jeszcze jakiś koncert skrzypcowy. Słucham wybiórczo, bo piszę i czytam "Żeglarza" na zmianę.
A wczoraj w Aire sur L'Adour, gdzie miałem załadunek, tuż przed nim, zobaczyłem w tej wiosce-miasteczku kościół z uchylonymi drzwiami. We Francji to rzecz niezwykła.
No i wszedłem, aby sobie porozmawiać.

[12.03.2016, Begles we Francji]

4 komentarze:

  1. No właśnie, czasem bywając w wielkich sklepach zastanawiam się, po co tyle towaru, którego nikt nie chce, ubrania po wielokrotnej przecenie, zwalone na stery, pogniecione, za grosze i jeszcze nikt nie kupuje...
    Za dużo naprodukowali?
    Bardzo kulturalnie wypełniasz czas, podróżniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a dziękuję, przecież Jotko, ja nie polecę zwiedzać marketu :-) Nadprodukcja jest rzeczywiście ogromna... no cóż, zyjemy w epoce konsumpcjonizmu...

      Usuń
  2. Dramaty Szaniawskiego najlepiej przeżywa się na scenie, ale ostatnio nie słyszałam, by był w repertuarze. Smutne, ale przestał być modny, czy co.
    Zazdroszczę tych 15 stopni. Proszę podesłać trochę słoneczka do Polski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsyłam i coraz bardziej jestem przekonany, że wiosna tuż tuż. A na Szaniawskiego rzeczywiście nie ma dzisiaj mody. On bazuje na prostych i najważniejszych uczuciach... dzisiaj to za mało - człowiek w kinie, w teatrze "musi" przeżyć trzęsienie ziemi...

      Usuń