CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 marca 2016

WIOSNA ZWLEKA

Nie wiem jak w Europie, ale w całej niemalże Francji, z wyjątkiem może wybrzeża Morza Śródziemnego, wiosna nie może się obudzić. Na przeważającym obszarze kraju, od Lotaryngii, Alzacji i Pikardii po Pireneje deszcze, ciągłe i przelotne, a słońca jak na lekarstwo. Dodatkowo opadom czasami towarzyszy silny wiatr, a temperatura, nawet w najcieplejszej porze dnia, gdy wychyli się słońce, nie przekracza siedmiu-ośmiu stopni. Loara rozlewa się, podtapiając łąki i niżej położone zabudowania. Podobnie z innymi rzekami. To jeszcze nie powódź, ale w niektórych miejscach sytuacja staje się niebezpieczna. W Alpach i Pirenejach, w wyższych partiach - śnieg. Pogoda nużąca, choć powolutku w Normandii i w centralnej części kraju zaczyna się robić zielono, a na plantacjach winogron widać aktywność rolników.
Jadąc z Normandii do Pau, niemal pod granicę z Hiszpanią, sądziłem, że im dalej na południe, tym cieplej, tymczasem w samym kilkanaście kilometrów przed miastem (to już Pireneje Atlantyckie, jeszcze nie góry, niewiele ponad 250 metrów ponad poziom morza) spadł nad ranem śnieg. Oczywiście stopił się zaraz, lecz pozostawił po sobie ślady. Przez większą część dnia pada i nie ma co na postoju wychodzić z auta. Cały niemal dzień spędzam na parkingu z powodu braku kursu. Przypałętał się jakiś brązowej maści, spory pies w czerwonych szelkach. Stoję przed E’Leclerkiem i domyślam się, że pies ma właściciela, który pozwolił sobie zrobić zakupy, zostawiając psa uwiązanego przed marketem. Ten z kolei pozbawił się uprzęży i wybrał, jak widać, moje auto. Zaczął szczekać donośnym barytonem, a ponieważ siedzę na środkowym siedzeniu w kabinie, aby mnie zobaczyć, co i rusz zabawnie podskakuje, podglądając mnie i sygnalizując swoją obecność. Bez trudu odgaduję zamiary psa. Domaga się jedzenia. Chcąc nie chcąc, rzucam mu kawałek wydobytego z puszki pasztetu. Ale to tylko zakąska. Pies nie rezygnuje z dalszych, gorączkowych prób naciągnięcia mnie na darmowy obiad. W końcu smaruję pasztetem dwie kromki chleba i wyrzucam mu je przez okno. Nie pozostawia okruszynki. W końcu po wielu negocjacjach, trudnych, bo prawdopodobnie pies nie rozumie polskiej mowy, sympatyczny głodomór w czerwonych szelkach odchodzi.
Mam internet i wchodzę na fejsbuka, na bloga; szukam informacji o tym, co się dzieje w kraju. A co się miało dziać? Patologia. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Uciekam z onetu. Wstyd czytać o kraju, który w tak szybkim tempie przestał być moim krajem, choć oczywiście przewidziałem to wszystko, ale marna to dla mnie satysfakcja.
Z Pau widać wysokie, ośnieżone szczyty Pirenejów. Pięknie to wygląda.

[10-11.03.2016, Pau we Francji]



2 komentarze:

  1. W kraju patologia na górze, która rozlewa się w dół. Czy my tych wodzów kiedyś będziemy mieć normalnych, nie wiem, ale może kiedyś zmądrzejemy. Oby nie za późno. Rozmowa z głodnym psem wyborna.Jeden po polsku, drugi po francusku...
    Czekamy na słońce. Niech każdy Jaś doczeka. Bez tych promyczków nadziei będzie trudniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam nadzieję, ze wiosna w końcu wybuchnie, jak zwykle gwałtownie i mam nadzieję, że ten wybuch nie będzie powiązany ze skutkami tego co obserwujemy w polityce...
    Sądząc po zachowaniu psa, jest to jego wypróbowana taktyka i skuteczna :-)

    OdpowiedzUsuń