Jeszcze raz wstałem. Czy nie za często wstaję? Głupie pytanie. Lepiej chyba wybrać tryb przypuszczający. A gdybym tak pewnego dnia nie wstał? Nic takiego strasznego by się nie stało. Było, nie było, przeżyło się tych lat, a ostatnio łatwiej przychodzi mi jednak zasypianie, choć późno.
- Ty już na nogach? - wita mnie tym uśmiechem nie wiadomo skąd pochodzącym.
- A tak, dzisiaj wcześniej wstałem.
Rozgląda się. Jak ona pięknie się rozgląda.
- A co robią tutaj te pudła? Pakujesz się?
Dwa pudła rzeczywiście stoją pośrodku pokoju. Czekają.
- Porządki, kochana, porządki z przeszłością robię. Co niepotrzebne wyrzucam.
- Coś tam spakował? Nieładnie, że sam a ja o niczym nie wiem.
- Kiedy się robi porządki we dwoje, to zawsze przychodzi czas na wspomnienia. A to zdjęcie jakieś znajdziesz, a to jakiś list, wycinek z gazety, jakieś pismo urzędowe, rysunek, figurkę kupioną na wczasach, bibelocik, widokówkę, bilet do muzeum i setki innych bezwartościowych rzeczy się trafi. Co wtedy robisz? Siadasz, rozmawiasz, wspominasz, obracasz w dłoniach, odkładasz na bok, zastanawiasz się, że może co się przyda, zwlekasz, czas tracisz niepotrzebnie.
- Jesteś pewien, że to niepotrzebne rzeczy? Jeśli nawet nie tobie, to może komu innemu się przydadzą.
- Skoro mnie niepotrzebne, to na cóż je komu innemu? Zresztą, bez nich łatwiej zapomnieć. Mnie naprawdę niewiele potrzeba.
- Tak mówisz? Dzisiaj tak mówisz.
- Skoro już o tym, to musimy zredukować o połowę to, co kupujesz dla mnie. Pół angielki całkowicie mi wystarczy. I jeden słoiczek dżemu na tydzień. Mleka też mniej, bo odtąd będę pił kawę zbożową pół na pół z mlekiem...
- Będziesz też dwa razy rzadziej oddychał, chodził, pisał? - uśmiechnęła się. Jak ona pięknie się uśmiecha.
- Z tym pisaniem, to nie mogę obiecać.
- Jasne. Dle ciebie pisanie to narkotyk, nikotyna.
- Gdybym zaprzeczył, nie uwierzysz.
Milczenie. Kawa zbożowa, zabielana, świeże bułki z masłem i dżemem, dla dwojga. Zrobiła. Postawiła na stole. Jemy. Pijemy. Słońce w rozkwicie.
- Naprawdę jest tak... - nie dokończyła.
- Naprawdę...
Milczenie. Lubię sobie z nią pomilczeć.
- Będę sie mogła przespać u ciebie? Chyba łóżka nie spakowałeś?
- Nawet je rozesłałem dla ciebie - mówię - ciężką miałaś noc?
- Nie bardzo, ale jakoś czuję się zmęczona dzisiaj. Brakowało mi jednej godziny snu.
- Tak, sen jest ważny.
Milczenie. Już po posiłku.
- Wiesz co, skoro tak wszystko redukujesz o połowę i pozbywasz się niepotrzebnych rzeczy, to musisz się liczyć z tym, że będę cię odwiedzać dwa razy częściej - mówi przechodząc w stronę swojego pokoju.
- Jeśli masz na tyle sił, aby ze mną wytrzymać.
- Chciałabym częściej być przy tobie nawet ze względu na to, gdyby miało się okazać, że coś jest nie tak - już się nie uśmiecha. Czuję na sobie jej poważne, kąśliwe spojrzenie - nie będziesz miał nic przeciwko temu?
- Nie. Przychodź kiedy chcesz i tyle razy, ile chcesz.
- Dlaczego mnie nie wyrzucisz?
- Ponieważ tylko ty nie należysz do przeszłości, z która się żegnam.
A teraz sen. Do południa.
- Jesteś pewien, że to niepotrzebne rzeczy? Jeśli nawet nie tobie, to może komu innemu się przydadzą.
- Skoro mnie niepotrzebne, to na cóż je komu innemu? Zresztą, bez nich łatwiej zapomnieć. Mnie naprawdę niewiele potrzeba.
- Tak mówisz? Dzisiaj tak mówisz.
- Skoro już o tym, to musimy zredukować o połowę to, co kupujesz dla mnie. Pół angielki całkowicie mi wystarczy. I jeden słoiczek dżemu na tydzień. Mleka też mniej, bo odtąd będę pił kawę zbożową pół na pół z mlekiem...
- Będziesz też dwa razy rzadziej oddychał, chodził, pisał? - uśmiechnęła się. Jak ona pięknie się uśmiecha.
- Z tym pisaniem, to nie mogę obiecać.
- Jasne. Dle ciebie pisanie to narkotyk, nikotyna.
- Gdybym zaprzeczył, nie uwierzysz.
Milczenie. Kawa zbożowa, zabielana, świeże bułki z masłem i dżemem, dla dwojga. Zrobiła. Postawiła na stole. Jemy. Pijemy. Słońce w rozkwicie.
- Naprawdę jest tak... - nie dokończyła.
- Naprawdę...
Milczenie. Lubię sobie z nią pomilczeć.
- Będę sie mogła przespać u ciebie? Chyba łóżka nie spakowałeś?
- Nawet je rozesłałem dla ciebie - mówię - ciężką miałaś noc?
- Nie bardzo, ale jakoś czuję się zmęczona dzisiaj. Brakowało mi jednej godziny snu.
- Tak, sen jest ważny.
Milczenie. Już po posiłku.
- Wiesz co, skoro tak wszystko redukujesz o połowę i pozbywasz się niepotrzebnych rzeczy, to musisz się liczyć z tym, że będę cię odwiedzać dwa razy częściej - mówi przechodząc w stronę swojego pokoju.
- Jeśli masz na tyle sił, aby ze mną wytrzymać.
- Chciałabym częściej być przy tobie nawet ze względu na to, gdyby miało się okazać, że coś jest nie tak - już się nie uśmiecha. Czuję na sobie jej poważne, kąśliwe spojrzenie - nie będziesz miał nic przeciwko temu?
- Nie. Przychodź kiedy chcesz i tyle razy, ile chcesz.
- Dlaczego mnie nie wyrzucisz?
- Ponieważ tylko ty nie należysz do przeszłości, z która się żegnam.
A teraz sen. Do południa.
Smutne to. Wierzę jednak, że rozważnie czynisz, że dziecka z kąpielą nie wylewasz.. jak czasem się zdarza. A przede wszystkim, że na miejsce starego przyjdzie Nowe. Lepsze.
OdpowiedzUsuń~skowronek
A może to lepsze już było ... na marginesie Ciebie podziwiam, Skowronku....
UsuńDziękuję.. choć nawet po wnikliwym rachunku sumienia nie umiem dojść przyczyny.. :)
Usuń...a przyczyna wynika z życia, z samego życia, a ja mniemam, że coś tam o swoim życiu wiesz i własnie za ten stosunek ... mimo wszystkich, powiedzmy delikatnie, niedogodności.. podziwiam :-)
UsuńA mnie się tym razem tekst wydał krzepiący!
OdpowiedzUsuńno patrzcie, jak to zdanie ... dwa postać zmienia rzeczy...
Usuń- Dlaczego mnie nie wyrzucisz?
OdpowiedzUsuń- Ponieważ tylko ty nie należysz do przeszłości, z która się żegnam.
-- i to jest ten sens życia dla którego warto wstać / choćby w południe /...
wiśta wio, łatwo powiedzieć... może
Usuń