1.
Przypomniałem sobie
okoliczności, w jakich powstało to zdjęcie. Popatrz, zatrzymaliśmy się na
parkingu znajdującym się w zakolu wspinającej się lub, jak kto woli, opadającej
serpentyną drogi. Odwinąłem kanapkę i zszedłem niżej, stanąłem przy blaszanym
prostopadłościanie kosza na śmieci. Po zjedzeniu bułki z masłem, szynką i
pomidorem moim zamiarem miało być wrzucenie do pojemnika papieru, w który
zawinięte było śniadanie – taka była moja intencja. W pewnej chwili podszedłem
do pojemnika bliżej, uchyliłem wieko, zajrzałem do środka.
- Teraz zrób mi
zdjęcie! – krzyknąłem z dołu.
Była zdziwiona,
słysząc moje zawołanie, ale wyciągnęła z torebki aparat i uchwyciła mnie w
momencie penetracji oczami wnętrza śmietnika; w prawej dłoni trzymałem resztkę
bułki zawiniętej w pergaminowy papier. Tak właśnie powstało to zdjęcie. Każdy
kto spojrzał na nie, uległ wrażeniu, że oto konsumuję posiłek wyciągnięty przed
chwilą z otchłani papierzysk, butelek i puszek, całej tej smrodliwej zawartości
pojemnika na śmieci.
Miałem ubaw patrząc na
wyreżyserowanego siebie przytulającego się do tego śmietnika. Nie wiedziałem,
że później wiele razy będę świadkiem podobnych, acz niewyreżyserowanych scen,
których bohaterami będzie jakiś bezdomny biedak posilający się tym, co przed
chwilą wydobył z pojemnika na śmieci.
Ale to, o czym ci
teraz mówię, miało miejsce znacznie później, a jeszcze później pojawiły się
nowoczesne, metalowe śmietniki przystosowane do wywozu nieczystości przez
przystosowane do tych prac ciężarówki. I wtedy przy tych pokrytych zieloną albo
szarą farbach kontenerach pojawili się współcześni nędznicy, nędznicy, których
wcześniej, daję ci słowo, nie widziałem, co wcale nie oznacza, że wszystkim
wokół powodziło się.
Ale zanim opowiem ci o
nich, chciałbym ci powiedzieć, że za sprawą matki nie patrzyłem z szyderczym
obrzydzeniem na ludzi ciągnący swój ciężki wózek byle jakiej pracy, nie śmiałem
się z brudnych od pasa w górę ciał mężczyzn rozładowujących wagony z kamieniem
wapiennym i węglem, nie raził mnie cuchnący odór wlewanego do gardeł piwa
pijaczków siedzących na schodkach u wejścia do spółdzielni, nie raził mnie
widok podartych rajstop kilku koleżanek chodzących do tej samej klasy, nie
przerażała mnie epidemia wszawicy, która wybuchła pewnego razu w szkole,
wszawicy, która miała swoje źródło w jednym z domów, który miał wspólną ścianę
z oborą, w której trzymano pegeerowskie krowy. Nic mnie nie raziło. Nie miałem
odruchów wymiotnych i zawdzięczam to matce.
Ojca z kolei
podziwiałem za to, że potrafił zrobić coś z niczego. Masz w szafce jedynie
zeskorupiały chleb sprzed kilku dni – ostrożnie kroisz go na grube kromki,
wrzucasz do głębokiego talerza wypełnionego mlekiem i rzucasz na patelnię, na
rozgrzany, skwierczący tłuszcz, smażysz po obu stronach, przekładasz na talerz,
obsypujesz miałkim cukrem i chrupiesz je z taką przyjemnością, jakbyś się objadała
kanapką z masłem i baleronem.
A później zdarzało się
niejednokrotnie, że mając do wyboru kotlet schabowy z kością, młode ziemniaczki
z koperkiem i mizerię, wybierałaś ten smażony, ech, jakże niezdrowy chleb
posypany cukrem.
(…)
[22.02.2019,
Dobrzelin]
Pamiętam tę biedę i koleżanki ze szkoły, które pachniały zwykłą margaryną lub smalcem.
OdpowiedzUsuńChleb moczony w mleku , smażony i posypany cukrem bywał rarytasem...a skarpety i pończochy wyrzucało sie, gdy nie można ich było już zacerować.
... też mam takie wspomnienia, ale mimo wszystko jakoś się żyło bez znajomości śródziemnomorskiej diety...
UsuńNawet nie wiesz jak wiele jest w naszej stolicy ludzi, którzy tak szukają i wyciągają jakieś odpadki ze smietników...
OdpowiedzUsuńNiestety dotyczy to również bogatszej od nas zachodniej Europy...
UsuńPrzeczytałam wszystkie Twoje opowiastki i zastanawiam się, czy je wymyśliłeś, czy tylko byłeś ich uczestnikiem albo świadkiem.
OdpowiedzUsuńPiszesz ze wszystkimi szczegółami, jakbyś przy tym był.
Poza tym chyba jesteś dobrym kucharzem, czego nie mogę powiedzieć o moim mężu.
Pozdrawiam niezwykle płodnego pisarza.
Właściwie wszystkie teksy opatrzone tagiem
Usuń"inwazja słów" to fikcja, aczkolwiek wiele opowieści zawiera pewne elementy biograficzne wkomponowane w fikcyjną fabułę. Akurat w powyższym fragmencie udział własnych przeżyć jest całkiem spory...
Gdy czytam Twoje opowieści, przypomina mi się dużo faktów z mojego życia.
UsuńDo dziś zdarza mi się namoczony w mleku chleb wrzucać na skwierczący tłuszcz. Nie znoszę marnowania żywności. Uściski
OdpowiedzUsuńpodobnie jest w moim przypadku...
UsuńChleb w mleku i jajku toż to wykwintne śniadanie Francuzów, sama robię takie odświętne danie czasem.
OdpowiedzUsuńA wspomnienia młodości są niezapomniane i przejmujące.
Serdecznie pozdrawiam
...owszem i mnie się to zdarza, zwłaszcza z jajkiem.... pozdrawiam
Usuń