2.
Właściwie ta obecna
sytuacja, w jakiej się znalazłaś bardzo mi sprzyja. Na czas choroby jesteś
unieruchomiona. Nawet gdybyś miała wstać z łóżka i zająć się jakąkolwiek pracą,
jesteś na to za słaba, ale i tak to zapalenie oskrzeli, jakie ci się
przytrafiło przechodzisz łagodniej niż mężczyzna, który, wiem to po sobie, w
czasie zwykłego przeziębienia jest bliski śmierci, tak przynajmniej wygląda,
gdy na niego spojrzysz, jest niewyobrażalnie marudny, wszystko go boli i
gorączkuje na samą myśl, że każe mu się systematycznie zażywać lekarstwa, nie
mówiąc już o zastrzykach. A ty poza tym, że leżysz i ciężko ci mówić, mimo
wszystko zachowujesz pogodę ducha i posłusznie wykonujesz moje polecenia,
zjadasz wszystko, co ci podam, choć wiem, że ci nie smakuje, bez słowa sprzeciwu
kładziesz się na brzuchu i pozwalasz, abym podniósł ci koszulę, natarł
spirytusem plecy, wymasował je solidnie, abyś nie miała odleżyn, a nawet już
dwukrotnie zgodziłaś się, abym postawił ci bańki. A na koniec słuchasz mnie,
dając mi się wypowiedzieć do syta, bo gdybyś była zupełnie zdrowa, to… mam
kończyć?
No, już naciągnął.
Trzydzieści osiem i dwie kreski. Od wczoraj temperatura spadła ci o cały
stopień, znaczy się, zdrowiejesz. Ja przy takiej temperaturze… .
Wiesz, ja myślę, że to
było jednak zapalenie płuc. Nie wiem na jakiej podstawie ten konował wybrał
opcję zapalenia oskrzeli. Podejrzewałem, że to płuca, gdyż niby dlaczego
przepisał ci antybiotyk i to silny, przeczytałem ulotkę i wiem.
Jak byłem dzieckiem,
znam to z opowiadań matki, dwa razy poważnie chorowałem. Ten drugi raz to była
odra. Wyobraź sobie, że z odrą wiążą się moje najodleglejsze wspomnienia. Można
powiedzieć, że moje świadome życie rozpoczęło się właśnie w czasie trwania tej
choroby. Chyba nie miałem wtedy jeszcze czterech lat. Ale wcześniej
zachorowałem na zapalenie płuc, czego absolutnie nie pamiętam. Podobno uratował
mnie wtedy lekarz, który po odebraniu telefonu odstawił wszystkich pacjentów
jacy przyszli do przyzakładowego ośrodka zdrowia i podjechał starą „warszawą”
pod sam dom, zdiagnozował mnie bezbłędnie, zaaplikował lekarstwa, jakie wziął
ze sobą i cudownie wyzdrowiałem w kilka dni, a temperatura mojego ciała
dochodziła do czterdziestu jeden stopni. Ten lekarz lubił sobie popić, jak
mówiła matka, zdarzało się, że był nieświeży, gdy przyjmował pacjentów, ale na
choroby dzieci był szczególnie uwrażliwiony, wręcz nadwrażliwy. Bywało, że
przyjeżdżał do domu chorego dziecka z jakiejś zakrapianej alkoholem imprezy i nawet
w takich sytuacjach jego diagnoza była trafna, a co też warte podkreślenia,
ratując dzieci, nigdy nie brał wynagrodzenia, ani też zwrotu kosztów przyjazdu
do chorego, taki był.
Inna sprawa… w
miasteczku była apteka; mieściła się w takim niepozornym z zewnątrz budyneczku
przy głównej ulicy. Wewnątrz sala apteczna wyglądała okazale: pośrodku ogromny,
jak w teatrze, żyrandol, sufit ozdobiony gustowną sztukaterią, no i te
przedwojenne meble, jak kredensiki z niezliczonymi szufladkami. Pan aptekarz,
mężczyzna niepozornej postury, w okularach, w nieskazitelnie białym kitlu nie
tylko wydawał gotowe leki w tubach, pudełeczkach i buteleczkach, ale też sam
sporządzał na podstawie recepty, ale także nie tylko według wskazówek lekarza,
rozmaite mikstury, lekarstwa w proszku w takich wafelkowych otulinach, kropelki
i maści. Czekało się na te lekarstwa godzinę albo i dłużej, ale pomagały
zawsze. Pana aptekarza nazywano w mieście alchemikiem-cudotwórcą.
Czyli kolację mamy za
sobą. Połknij jeszcze te dwie tabletki, a ja rozrobię ci tę musującą z saszetki,
a potem… potem mógłbym ci opowiedzieć bajkę, gdybyś była młodsza, taka całkiem
mała, jak ta dziewczynka na starej fotografii.
(…)
[24.02.2019, Dobrzelin]
Od razu przypomniała mi się najstarsza siostra mamy, która kilkakrotnie stawiała mi bańki.
OdpowiedzUsuńPrzyszła mi na myśl także chyba przedwojenna apteka w mieście powiatowym ze wspaniałymi szafami. Ciekawa jestem, czy jest jeszcze do tej pory, czy też wszystko w niej wymieniono. A może nawet jest tam teraz sklep spożywczy. Jeśli tak, to szkoda.
To prawda, że mężczyźnie podczas choroby nie zachowują się po męsku. Są gorsi niż małe dzieci.
Pozdrawiam.
Zapalenia płuc nigdy nie miałam, ale pamiętam odrę, leżałam w zaciemnionym pokoju, a tato czytał mi książki.
OdpowiedzUsuńJako dorosła chora jestem niecierpliwa...