Ja ich lubię, oni tego
nie wiedzą, mnie to wystarcza, lubię ich z tego powodu, że czytają, dużo
czytają, a te ich filmy, te opowiadania, anegdoty, piwo, napij się, rzetelnie
zarobiłem, spisałem się, powiem ci, to fakt, że przysiadłem na tej kamiennej
ławeczce na samym środku placu, pod fontanną i zacząłem czytać, tak… ty mógłbyś
zarobić więcej, bo ludzie zatrzymują się na dłużej przy grajkach, przy tej
dziewczynce grającej na skrzypcach, albo przy tych trzech Boliwijczykach muzykujących
na wysokim andyjskim „c”.
Mówię ci, zarobiłbyś
więcej ode mnie, bo ty masz gitarę i znasz parę kawałków, znasz chwyty, a twoja
siostra mogłaby wodzić węglem po papierze rysując twarze przechodniów, choć
podobno najlepiej rozchodzą się karykatury, nie pomyślałeś o tym? Pij póki
zimne, sprawiedliwie zarobione, ty wiesz, jakie ja miałem pomysły? Zbieram
kilku podobnie jak ja zakręconych, nasze panie też, idziemy w miasto, śpiew,
taniec, brzdąkanie na gitarze, wykrzykujemy jakieś wiersze, kręcimy film,
robimy przedstawienie, kilka scen ze Snu Nocy Letniej, albo czekamy na Godota,
a koleżanka Agnieszka, znasz Agę? ma ręce utytłane w farbie po łokcie, ale to
melodyjka przeszłości wystukiwana obcasami mokasynów pod saturatorem, przy
którym gasimy pragnienie gazowaną wodą z sokiem malinowym, mówiłem, że dobre,
zimne, akurat na taki upał, to się nie wróci, Rysiu, rozdział zamknięty,
dzisiaj pozostaje mi egzystencja dziada kalwaryjskiego.
Jechałem koleją,
nowoczesnym spalinowym powozem na szynach, na sąsiedniej ławeczce, niemal
vis-a-vis rozlokowała się śliczna szczupła brunetka, nawet bardziej chuda niż
szczupła, przez co jej oczy, wielkie jak dwa rozżarzone węgle i tymi oczami co
i rusz, tak na skos, próbuje pochwycić mój wzrok, trochę bezwstydnie, ale
elegancko, to ja sobie pomyślałem, że kobieta pomyliła epoki, młoda była,
wiesz, stanowczo za młoda, a ja już od paru ładnych lat nie przywykłem do
takich obserwacji, skończyły się, Rysiu, te dobre czasy, kiedy wypinałeś pierś,
zginałeś w łokciu rękę, aby ukazać swą muskulaturę, to nie te czasy, gdy uwodziłeś
zamaszystym spojrzeniem wywołując odruch uśmiechu dziewczyny w bajecznie
skrojonej, lekkiej jak jedwab bawełnianej sukience.
Rysiu, ty przynajmniej…
dobra, nie idę w tę stronę, nie będę wypłakiwał oczu nad rozlanym mlekiem, piję
bracie za przyszłe pokolenia, niech im się szczęści, dosłownie piję, co w tym
złego, zarabiam uczciwie, dwie butelki piwa to tak jakbyś zjadł porządną
kanapkę z szynką, a czy mnie wiele do szczęścia potrzeba, kamienna ławka przy
fontannie i ta drewniana w parku, plecak jako zagłówek i koc, który codziennie
rano zostawiam u tej kobieciny, która też żyje sama, otwiera okno i parzy na
szarzejący obraz w telewizorze ulicy, mógłbyś tak codziennie oglądać te same
twarze, głowy gadające pozdrowienia i słowa pożegnania? Nie wiem, z czego ona
żyje, to znaczy, co je, aby przeżyć, bo cały czas zajmuje to samo pierwsze
miejsce na widowni miejskiego teatru, czasami wymieniamy się kanapkami, czasami
kupuję kanapki ze swoich utargów, za co ona zabiera na przechowanie mój koc,
czyści go i czesze, bo to porządny wełniany koc, skąd go mam? wyciągnąłem z
takiego pojemnika na ubrania, tam zdarza mi się wymacać także porządne spodnie
i ta kurtka też jest stamtąd, to co, jeszcze po jednym, bo widzę, że ci
smakuje, żona poczuje alkohol? piwo wyczuje? nie chcesz się narażać?
A pamiętasz jak z
Romkiem poszliśmy na wagary? było po winie na każdego, ululaliśmy się, ty już
nie pijesz, Romek od czasu do czasu, a ja, Rysiu, co mnie pozostało, powiedz…
Ja wcale nie
obraziłbym się, gdybym kiedyś nie wstał o poranku z tej parkowej ławki, żal? nie
żartuj, co miałem przeżyć, przeżyłem, stoczyłem się, Rysiu, tak bywa, i mam
tego żałować?
Ludzie to cholery,
prawda, niektórzy dają mi zarobić, inni, jak ty, dotrzymują mi towarzystwa,
piją ze mną, no… widzę, że odkryłeś, już ci żona nie straszna, zrobiłeś to dla
mnie, po starej znajomości pijemy, choć, dalibóg, nie robiliśmy tego często… no
i jest jeszcze ta stara, pomarszczona telewidzka, opiekunka mojego koca, a ta
cała reszta… ty, Rysiu, masz pewnie lepsze mniemanie o ludziach, cóż, przyjdzie
ci z tym żyć, a ja…
Zmieniam temat, nie
będę się przecież martwił rozlanym mlekiem… rozejrzyj się, popatrz, jaki piękny
jest świat, jaki piękny!
[04.07.2019, Dobrzelin]
Życzę aby dla Ciebie świat pozostał piękny, choć nie dzięki wypitemu trunkowi. Uściski.
OdpowiedzUsuńoptymistycznie: piję w tak umiarkowanych ilościach, że aż strach :-)
Usuńpesymistycznie??? : pewnie pozostanie piękny i beze mnie...
pozdrawiam
W naszym parku na ławce siadywał artysta malarz, co zarobił przepijał ze znajomymi. Reka coraz gorsza była, zamówień coraz mniej. Pewnego dnia zmarł i pozostała pamiątkowa tabliczka na tejże ławce...
OdpowiedzUsuń.. i to właśnie nadaje się jako zaczątek do kolejnej opowieści...
UsuńW sposób fantastycznie zwięzły dokonałaś streszczenia życia tego artysty, któremu być może, pomimo jego przypadłości, należy się coś więcej, niż ta pamiątkowa tabliczka, chociaż już teraz podaję rękę temu, kto tę tabliczkę pozostawił...
Życie jest piękne, oczywiście, a we wspomnieniach wybielone, nicowane i upiększane. Ech, życie...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
A wiesz, dlaczego wybielamy tamto dawniejsze życie? Kiedy tego "tu i teraz" wybielić się nie da... żadną bielinką... żadnym Ace....
Usuńpozdrawiam