CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 lipca 2019

WRACAM DO TEGO, CO LUBIĘ


Pomimo tych niedogodności, jakie mnie spotkały, pozwoliłem sobie podczas ostatniej podróży przeczytać „Pamiętnik znaleziony w Saragossie” Potockiego, tudzież poczytać sobie wiersze pani Agnieszki Osieckiej i poetów międzywojnia, a korzystając z bezpłatnego połączenia internetowego na Aire de Garabit obejrzałem po raz kolejny „Pełnię” Andrzeja Kondratiuka, zachwycając się specyficznym klimatem filmowych opowieści mojego ulubionego reżysera, grą aktorską i zdjęciami. Jako że w rodzimych telewizjach poza TVP Kulturą i Kino Polska nie ma repertuaru, który by mi odpowiadał, wypatrzyłem w internecie kilka odcinków „Doktor Ewy”, serialu z roku 1970 w reżyserii Henryka Kluby i świetną grą aktorską pań: Ewy Wiśniewskiej i Jolanty Lothe. I warto było, bo świat pokazany w tym serialu nigdy już nie wróci, choć tematyka medyczna wciąż obecna jest nie tylko w polskim filmie. W scenariuszu „Doktor Ewy” nietrudno doszukać się analogii z opowieściami, których bohaterkami były Joasia Podborska, Stasia Bozowska, a także doktor Judym. Tematyka sensu stricto społeczna jest nieobecna w polskiej literaturze i filmie. Według mnie jest to okoliczność przygnębiająca; najwyraźniej społecznikostwo wyszło z użycia w społeczeństwie globalnego konsumpcjonizmu, w czasach dominacji pieniądza.

Nie wiem, jak się mają te rzeczy u innych czytających, a mieszczących się w grupie „ponad średnich statystycznie” czytelników; ja tak jak lubię wracać do obejrzanych już filmów czy obrazów, do pewnych miejsc szczególnie ulubionych, do muzycznych utworów, ja lubię powracać do czytanych już książek, nawet do ich fragmentów.
I wracam dzisiaj do lektury Ladislava Fuksa, jednego z moich najulubieńszych pisarzy, wracam do „Wariacji na najniższej strunie”.

Była dopiero piąta, ale ściemniło się tak, że prawie na krok nie było nic widać. Odłożyłem książkę z obrazami, a kuzyn Gini mapę Europy.
- Ta twoja książka z obrazkami jest oprawiona w safian – powiedział – pewno nawet nie wiesz, co to jest safian. Ale możesz ją sobie oglądać. To coś w sam raz dla ciebie. – Podszedł do okna , wyjrzał na ulicę i stwierdził, że znów nadchodzi jakaś idiotyczna burza.
Obrazki na ścianach westchnęły, a wiedeńska babunia, wisząca w złotej ramie na ścianie, na chwilę postawiła oczy w słup.
Burza, ileśmy ich już w tym roku przeżyli! Na myśl o monotonnym deszczu, towarzyszącym dalekim cichym grzmotom, całe ciało ogarniał bezwład, a powieki ciążyły, jakby chciały zapaść w sen. Miś pacnął na kanapę i zasypiał rozrzuciwszy ręce i nogi , jak niedźwiedź Muk, gdy się upił w Zameczku Królewny. Subtelna tancerka w szklanej gablotce, która dość chętnie patrzyła na misia, naburmuszyła się, spuściła oczy i również zaczęła zasypiać, wyglądała jak królewna , którą ukłuł cierń róży, albo Panienka na świętym obrazku. A babunia, chociaż skądinąd misia dość lubiła i nawet podtykała mu słodycze, które wyciągała skądś spod obrazu, nie była zadowolona, że się tak leniwie rozwala, toteż nim zamknęła oczy, szepnęła do śpiącej tancereczki:
- Moja śliczna mała panieneczko! Ma panienka rację, że nie zważa na tego misia. Przecież panienka jest z Miśni, a on tylko z jakiegoś praskiego sklepu z zabawkami. No a wy – zwróciła się do nas, zebranych w pokoju – wy idźcie się położyć. Przynajmniej będzie w tym domu znowu trochę spokoju”.
Tak zaczyna się ta powieść, świetna, niezwykła i ulubiona; nie dziwota, że już zagościła w strzępach słów w kawiarence. Dlaczego tak mnie urzekła? Po kolei…. Pozwoliłem sobie na podkreślenie fragmentu cytowanego tekstu, w którym na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Fuks napisał powieść dla dzieci, no, może dla dorastającej młodzieży, albowiem zastosował figurę retoryczną, polegającą na tym, że w sposób właściwy baśniom nadał ludzkie cechy pluszowemu misiowi i porcelanowej figurce tancereczki, a babci uwidocznionej na obrazie wiszącym na ścianie, użyczył nawet ludzkiego głosu. Nic bardziej mylnego – „Wariacje na najniższej strunie” to nie jest powieść dla dzieci, aczkolwiek znakomita część fabuły skonstruowana jest w ten sposób, że narratorem staje się główna jej postać – chłopiec, zaś zastosowanie elementów personifikujących w niezwykle subtelny sposób ubarwia przedstawiony przez autora świat, wtłacza weń elementy humorystyczne, rozładowujące dosyć ponury i tajemniczy klimat jaki towarzyszy przebiegowi wydarzeń. A ponurość klimatu wynika z umieszczenia akcji utworu w określonym czasie historycznym, bezpośrednio przed zajęciem przez Hitlera czeskich Sudetów, przed aneksją Austrii, przed wybuchem jednej z najstraszliwszych wojen. Bieżąca, jakże bolesna historia skonfrontowana jest w powieści z okresem dorastania chłopca obdarzonego wręcz poetycką wyobraźnią. W „Wariacjach” realność miesza się ze światem wyimaginowanym, co jednak nie przekłada się z punktu widzenia czytelnika na trudności percepcyjne w odbiorze utworu.
Po raz kolejny zalecam przeczytanie tej książki.

[05.07.2019, Dobrzelin]

6 komentarzy:

  1. Powroty sentymentalne do miejsc, utworów,ludzi zdarzają się chyba każdemu, a do pewnych rodzajów literatury trzeba nawet dojrzeć. Pamiętam doktor Ewę, ale wieki nie widziałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, Jotko, że te powroty niekoniecznie mają charakter sentymentalny. Na przykład do niektórych książek czy filmów sięgam głównie dlatego, że świat w nich przedstawiony i forma, jaką zastosowano do jego przedstawienie jest po prostu ciekawsza dla mnie...

      Usuń
  2. Pocieszyłeś mnie bo juz myślałam że tylko ja tak ciągle wracam do miejsc, wspomnien, książek, utworów muzycznych, filmów, sztuk telewizyjnych, zdjęć.... a nawet zapachów...
    Dziękuję Ci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to całkiem naturalne i nie wynika tylko z tego, że dawniej to byliśmy piękni i młodzi, i domagamy się "powtórki" zdarzeń, sytuacji, itp. z tamtych dni. Jeśli coś przedstawiało dla nas wtedy prawdziwą wartość, to powracanie do "tego czegoś" jest sensowne i wręcz konieczne...

      Usuń
  3. Mam podobnie jak moje dwie przedmówczynie .Lubię wracać do wspomnień i lubię filmy A.Kondratiuka i Jego Muzę Igę Cembrzyńską ,łączy nas miejsce urodzenia i młodość spędzona w Radomiu .W latach 60-tych byłam na spotkaniu z p.IGĄ ja jeszcze uczennica średniej szkoły a p.Iga wspaniałe spotkanie w sali ZNTK. Łza się w oku kręci ...dziękuję za to wspomnienie i miłego dnia . Eliza F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do twórczości pana Andrzeja Kondratiuka powoli dojrzewałem. Oboje zaimponowali mi przede wszystkim tym, że potrafili stworzyć sobie niepowtarzany, głęboko osobisty świat; ta sama niepowtarzalność dotyczy również filmów pana Kondratiuka... zero komercji, upiększania rzeczywistości - zamiast tego szczerość i mądrość wypowiedzi pod płaszczykiem typowości...

      Usuń