ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 lipca 2020

REZYDENT 2 (fragment 3.)

To prawda, byłem szczęśliwy, kipiało ze mnie szczęściem w jakiś trudny do wytłumaczenia sposób, kiedy Piotr przywiózł ze stacji kolejowej Teresę w pewne rześkie sobotnie przedpołudnie, rześkie i oddychające świeżą parą wodną po piątkowej ulewie i burzy. Taszczyła z sobą walizę i torbę – niepotrzebnie, tak myślałem, ale nie dała się przekonać, wszystko chciała mieć pod ręką, a w dodatku na samym wierzchu torby był ten dobrze strzeżony, pachnący nie tylko serem ale i wanilią i cynamonem sernik „made in Teresa”, którym zadziwiała cały blok pełen ludzi, ba, zadziwiłaby nim cały świat i dlatego „panie Piotrze, ostrożnie, niech pan jedzie ostrożnie”, instruowała młodego Stachurskiego, ale wcale niepotrzebnie, bo para koni prowadzona przez Piotra, była nadzwyczaj zdyscyplinowana i nie było o tym mowy, aby wdawała się w kłus, albo, nie daj Boże, galop; szła spokojnym, regularnym stępem, nie za szybko, a kiedy droga prowadziła przez las, omijała kałuże i wystające spod piaszczystego podłoża, wymyte przez ulewę korzenie.

Z Teresą przywitaliśmy się w trójkę (leśniczy wyjechał do miasta, Nina zapowiadała swój przyjazd w niedzielę) i chociaż to ja miałem być głównym beneficjentem spotkania z moją sąsiadką, to Bogusia z Heleną wyrwały mi ją z objęć powitania; zaprowadziły na górę, wcześniej zostawiając w kuchni blachę z sernikiem. To może lepiej, pomyślałem sobie, że Teresa ucieszyła oczy i uszy domowniczek, bo w ten sposób poczuje się mniej skrępowana podczas tygodniowego pobytu w leśniczówce, a i dla Heleny i Bogusi moja przyjaciółka, która jest osobą nadzwyczaj kontaktową i mającą bardzo wiele do powiedzenia na rozliczne tematy, przybycie Teresy u progu lata to jedna z trudnych do przecenienia okazji do porozmawiania o czymkolwiek, co działo się i dzieje poza lasem, poza krainą, której granicę często nie przekraczały.

Dopiero po dwóch kwadransach kobiety zeszły na dół; akurat w tym czasie przyjechał z miasta Stanisław – znów wątek powitania, serdeczny, ale leśniczy zdawał się być zmęczony, ostatnio zwykle czuje się zmęczony po każdej burzowej nocy, a to z powodu tego pożaru, który zeszłego lata powstał od uderzenia pioruna i szybko się rozprzestrzeniał, ale na szczęście kiedy burza ustała, ogromna ulewa przygasiła zarzewie ognia do tego stopnia, że przywołana straż nie miała już wiele do roboty, tym nie mniej leśniczy wspominając tamto wydarzenie, zawsze był niespokojny i dzisiaj nieprzespana noc zrobiła swoje; - pójdę się chyba położyć – poinformował kobiety – przepraszam.

Wtedy zaprosiłem Teresę na swoje warzywno-owocowe poletko, pokazując jej tę buchającą wprost życiem zieloność. Prowadziłem ją wzdłuż wszystkich grządek, chodziliśmy pośród strzelających ku górze kłączy malin, zeszłorocznych wielkolistnych truskawek, pomidorów, ogórków, włoszczyzn wszelakich i ziół. Na każdym kroku przemierzanych dróżek spotykałem się z sympatią z jaką moja przyjaciółka odnosiła się do moich ogrodniczych umiejętności, nie mogła wprost uwierzyć, że ja przywiązany do czterech ścian swego miejskiego domostwa, z rzadka otwierający okno, równie nieczęsto ostatnimi czasy wychodzący na ulicę, potrafiłem zagospodarować teren, z którym zapoznała się będąc ostatnim razem, a był to podówczas obszar dziewiczy. Jednym słowem zadziwiłem ją, ale i sam byłem w wielkim zakłopotaniu względem siebie, nie podejrzewając, że będąc w wieku mocno splądrowanym przez upływ czasu, potrafiłem z zakamarków pamięci wydobyć na wierzch swoje dziecięce i nastoletnie zamiłowania, kiedy jeszcze nie myślałem o pisarstwie, o maturze i uniwersytecie.

Kiedy usiedliśmy w końcu na tej ławeczce ustawionej pomiędzy kukurydzą a słonecznikiem wpadliśmy w wir rozmowy, jaką wcześniej raczyliśmy się uprzyjemniając sobie te okruchy darowanego nam wspólnie czasu. Niech dla nikogo nie będzie tajemnicą, że od pewnego czasu, od tej historii z moim omdleniem lub jeszcze wcześniej darzyłem Teresę uczuciem szczerej sympatii, by pozostać tylko na tym określeniu. Nie będę się oszukiwał mówiąc, że jeślibym miał kiedykolwiek połączyć swój los z losem kobiety, to Teresa byłaby znakomitą i jedyną partią wartą rozważenia. Oczywiście nie wiedziałem, czy ona ze swej strony rozważa taką możliwość, nie próbowałem się tego dowiedzieć, ale podskórne źródła świadomości podpowiadały mi, że w przypadku gdybym zdecydował się na złożenie jej sensownej propozycji, Teresa nie wystawiłaby przeciwko moim argumentom armat.

Na tę chwilę radosnego spotkania, odpoczynku na ławce skąd wzrok kierował się wprost na malowaną już chyba po raz drugi bezbarwnym lakierem altanę, nie rozmawialiśmy z sobą o  t e j  sprawie.

- Przywiozłam ten twój „Wielki sen” - powiedziała w pewnej chwili Teresa – zgodnie z obietnicą – dodała natychmiast.

(...)

[06.07.2020. Toruń]


2 komentarze:

  1. Wspaniale jest mieć taką Tereskę, która i sernik upiecze i rozmową zabawi, czyli taką "do tańca i do różańca". Mam nadzieję, że masz w realu kogoś takiego, a nie jest to, tylko i wyłącznie postać literacka. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dochodzącej Tereski nie posiadam, niestety... może dlatego przywiązałem się do tej fikcyjnej... pozdrawiam

      Usuń