ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 marca 2014

Przemieniony

- Jedz, jedz - powiedział, siegając po papierosa, którego w ostateczności nie zapalił.
Kto to wie, kim jest ten totalnie zarośnięty jegomość o twarzy przetrawionej wiatrem, z oczami, w których nie było głębi tylko popiół. 
Stary pisarz nie był dociekliwy, nie rozpytywał; wolał polegać na intuicji i spojrzeniu, które unosił ponad trzymaną w rękach gazetę. To, że człowiek w nieświeżym ubraniu był bezdomny, nie ulegało wątpliwości. Bardziej interesowało go to, w jaki sposób doszedł do stanu, w jakim się zdnajdował. Możliwe, że stracił pewną cząstkę człowieczeństwa z własnej woli, pozwalając nałogowi na dominację swego mózgu. W konsekwencji mógł utracić rodzinę, przy okazji mieszkanie i wszystko co w nim miał z wyjątkiem ubrania i tego, co zdążył zabrać z sobą i napełnić tym kieszenie. Bardzo możliwe, że stracił pracę, popadł w długi, nastąpił na odcisk prześladowczej manii hazardu. Może zachorował albo uciekł z jakiegoś oddziału odosobnienia. Mógł też ulec wypadkowi, w wyniku czego utracił pamięć albo też po prostu z nieprzymuszonej woli wybrał życie kloszarda, uciekając gdzie pieprz rośnie od wygód przytułku dla bezdomnych. W każdym bądź razie mężczyzna nie posiadający, według intuicji Adama, wieku i zajadający się odgrzanym obiadem - duszona karkówka, kasza gryczana obficie polana sosem, ogórek kwaszony i buraczek - ten mężczyzna był nikim ważnym i godnym uwagi. W gruncie rzeczy mogłoby go nie być i gdyby jego siedlisko znajdowało sie z dala od miasta, mógłby sobie spokojnie zemrzeć, nie narażając przypadkowych przechodniów na niesmaczny wygląd. Nie ma co się łudzić - pewni ludzie znajdujący się w specyficznych okolicznościach nie są nikomu do szczęścia potrzebni, psując wizję dobrobytu, jaki wylewa się z marketów, otwiera drzwi fur z wyśrubowanym momentem obrotowym i sekwencyjnym wtryskiem, aby z piskiem kół i dymem z palonej gumy bieżników pomknąć w stronę wielkogabarytowych rezydencji lub osiedlowych fortec otwieranych "na poilota".
Stary pisarz, który wizję dobrobytu miał dostatecznie zepsutą i nie był mu straszny niesmaczny wygląd przybysza, kiedy ten wtłoczył w żołądek niedzielny obiad gospodarza, zaproponował nieznajomemu kąpiel, a nawet rzucił mu do łazienki jakieś nie do końca zniszczone części męskiej garderoby, z której nie korzystał. 
Kiedy tamten korzystał z całkiem ciepłej wody, mydła i przyrządu do golenia, Adam zdążył zagotować wodę i zrobić tak mocną kawę dla nich obu, aby zapamiętali to spotkanie na zawsze, że niby nikt w mieście nie robi tak czarnego i gęstego napoju, przy pomocy którego wielu ludzi zmartwychwstaje po nocy pełnej sennych łgarstw.
Wyszedł z przybytku cywilizacji odmieniony, bezczelnie młodszy, choć pewnie stuknęła mu pięćdziesiątka. Usiadł na krześle obok starego pisarza, rozglądał się po pokoju, to znów z niejakim zdziwieniem wtapiał wzrok w podarowane ubrania, tak jakby przed chwilą odwinięto z jego ciała bandaż, którym był skrępowany od stóp do głów. W końcu zerknął na stertę papierzysk, które zalegały na stole, zajmując jedną czwartą jego powierzchni. Podniósł kilka kartek i pobieżnie przeczytał fragmenty zapisanego tekstu.
- Pisze pan - stwierdził beznamiętnie i tyleż niepotrzebnie, bo obecność zapisanych kartek sama przez się tłumaczyła ich pochodzenie i rolę, jaką w ich powstaniu grał nie kto inny, tylko człowiek, w którego ubranie przed chwilą się oblekł.
- Tak. Każdy ma swoje słabości - odparł stary pisarz, pozwalając sobie na nieco ironicznie usytuowany na twarzy uśmiech.
- Tylko niech pan sie nie wygłupia i o mnie nie napisze.
- A to czemu? Nie widzę powodu, aby nie napisać - oponował Adam.
- Strasznie nieciekawe opowiadanie by panu wyszło - stwierdził przemieniony przybysz i natychmiast zmienił temat - nie musiał pan tyle dobrego robic dla mnie. No, jeszcze jestem w stanie zrozumieć to jedzenie, jakim mnie pan ugościł. Ale kąpiel? Ubranie? Po jaką cholerę pan to robi?
- Dzisiaj pan... jutro ja... zna pan to?
- Może to i prawda. Nie myślalem, że może mi się to przytrafić, co się przytrafiło.
- Dajmy temu spokój. Kiedy dopije pan kawę, przyniosę materac do napompowania. Prześpi się pan tę noc, to pogadamy. Czuję się zmęczony dzisiaj.
- Pójdę sobie. Mam gdzie spać.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć. Co panu szkodzi przespać się u mnie jedną noc? W małym pokoju mam wprawdzie łóżko, ale po szóstej kobieta wraca z dyżuru i będzie senna.
- Jeszcze mi się pan tłumaczy - roześmiał się przemieniony - nie boi sie pan, że go okradnę?
- Cholernie się boję - tym razem stary pisarz roześmiał się serdecznie - popatrz pan, co tu jest do ukradzenia?
- Faktycznie, niechodliwy towar: książki głównie. Ale gdybym tak spróbował podwędzić te zapisane papierzyska?
- Też małowartościowe, choć, prawdę powiedziawszy, wkurzyłbym się na pana porządnie.
Po godzinie noc wygnała wieczór... przygnała sen.

3 komentarze:

  1. -- a jeżeli stał się bezdomny z własnego wyboru i teraz jego własne EGO nie pozwala mu wrócić do normalnego życia... ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może dobroć gospodarza przemieni bardziej niż odzież, kąpiel i posiłek :)
    ~skowronek

    OdpowiedzUsuń