ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 marca 2014

Golonka (fragm. 1)

- Ach, to pan? Pan jeszcze…?
Drzwi do wyszynku zamykały się powoli, aż w końcu słychać było mocne, głuche stuknięcie.
- A ja jeszcze, jeszcze… Przyszedłem nie w porę?
Kobieta zdradzała swoją miną zakłopotanie. Jakoś uśmiech nie zdołał przecisnąć się przez jej zaciśnięte, wąskie wargi.
- Pora przedobiednia – powiedziała, czekając aż Adam K. zajmie jeden z wolnych stolików. Potem podeszła do tego, przy którym usiadł.
- Zaczekam. Chciałbym coś zjeść – zakomunikował oschle, nie otwierając leżącego na blacie stolika menu w skórzanej, brązowej obwolucie.
- Przepraszam, nie chciałam pana urazić. Bardzo dawno nie było pana u nas.
- A wie pani, kiedy znalazłem się w tym lokalu po raz pierwszy? Pani jeszcze na świecie nie było. Kto to wówczas stał za ladą? Nieboszczka, pani babcia, czy tak? Starowinka, ale bardzo energiczna.
Kobieta była najwyraźniej zaskoczona.
- To moja prababcia.
- Czyżby tak wiele minęło czasu. No proszę. Pani się dziwi pewnie, ale zapamiętałem ten lokal z pitej w nim lemoniady, świetnych lodów i golonki. Golonkę oczywiście zamawiał mój dziadek dla siebie. Do tego setkę czystej. Czasami dwie. Nie miałem wtedy jeszcze siedmiu lat.
- Co pan powie? Można to pamiętać?
- Skoro pamiętam, to można. Ma pani golonkę?
Kobieta kolejny raz otoczyła swoją twarz woalką zakłopotania.
- To danie na zamówienie. Trzeba czekać – odparła zniechęcającym tonem głosu.
- Godzinę, dwie? – Adam zdawał się nie przejmować apatyczną zapowiedzią kobiety.
- Minimum godzina – oznajmiła.
- Świetnie. Nawet pani nie przypuszcza, jak bardzo nie dbam o czas. Poda mi pani setkę, jakąś galaretkę rybną lub drobiową, do tego prawdziwą, mocną herbatę i mogę sobie posiedzieć.
- Jak pan uważa. Może być drobiowa z polędwiczek?
- Tak, oczywiście. Jarzębiak do tego – spojrzał na nią – ach tak, nie ma jarzębiaku, więc może najmocniejszą czystą, jaką pani ma.
Kobieta oddaliła się, zginęła za barowymi drzwiami, prowadzącymi do kuchni, potem zjawiła się za ladą, aby wlać tę setkę.
- Ma pani jakąś prasę? – zapytał i znów napotkał ten przepraszający wzrok kobiety – dawniej, droga pani, gazety stały o tutaj – wskazał na jeden z rogów sali, przylegający do miejsca, w którym kiedyś znajdowała się szatnia – na wieszaczkach, w takich drewnianych chwytakach.
- Mogę panu pożyczyć własną gazetę, dzisiejszą.
- Niech będzie i tak – odparł – ale się pani trafił klient, co?
I wtedy, zamiast wzruszenia ramion wyrażającego rezygnację, na twarzy kobiety pojawił się uśmiech i taki szczególny, zmysłowy błysk w oczach.

Po kilku minutach Adam opróżniając do połowy szklaneczkę z mocną, 45-cioprocentową wódką pomyślał przez chwilę o tej niezwykłej specyfice mózgu, który potrafi zgromadzić najodleglejsze momenty życia człowieka, całkowicie bez jego wiedzy i akceptacji. (…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz