ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

28 marca 2014

Gęba nie tylko jest ale i była głupia

Sromota a spustoszenie pode sejmem, jakoż i we wnękach izby czynią ludkowie, a urągają na rząd i okolice, coby ze z gardła pieniędze wyrwać dla tych, co to rehabiltancyi potrzebują, tudzież dla opiekunów, co porzuciwszy robotę swoją jak te psie rzepy uczepiły się podopiecznych i za nic na społeczną, państwową opiekę się nie godzą.
A przecież ludkom tłomaczy się po dobroci, że nijakich piniędzy ni ma. Przyszedł k' ludkom sam pan premijer, mieszkiem potrząsnął, łapę doń wcisnął i dobył jeno marne miedziaki. Serca by uchylił, ale ni ma tej straśnej kasy, coby zadowolić wszystkich cierpiących na potrzeby. 
- Dzisiaj wy, ludkowie roztomili, jutro inni by chcieli do dobrobytu łapę wyciągnąć - powiada - a tu na wschodniej granicy zaraza i nada pospolitym ruszeniem odeprzeć knowania a zakusy. Tam piniędze się zdają. Inaczej, kto wie, czy z dniem pierwszego września małe ludkowie na szkolny dzwonek zdążą, abo zastaną drzwiczki uniwersytetów zamknione. 
Niektóre mądre i najmądrzejsze głosy powiedają, że pan premijer mo rację, bo nawet sam Salman Rushdie ze z pustego garnka kompotu nie naleje. Insza sprawa, że - godają drudzy - jakim to zakonem na niepełnosprawne piniendze mamy dawać? Jakim zakonem na tych, co bez roboty wałkonią się po świecie. Jakim przykazem na chorych wydawać? Masz problema, chłopie i babo, to się martw i nie wyciągaj łapy nie po swoje.
A Gęba swoje i swoje. I wcale przyzwolenia na takie gadanie nie daje, że talarków nie ma. Więcej, Gęba powiada, że i owszem, piniędze się walają tu i tam, tela że należą do tych, co niekoniecznie słusznie je mają.
Owóż, pewnego dnia Gęba zaglądnęła do swojej mailowej korespondencyi, którę dostaje, choć o onę nie zabiega. Przechodzi ci ona do dwóch klatek: pierwsza - spamowej; druga - oficjalnej. Gęba se wyliczyła, że ośmdziesiąt procentów liścików dotyczy ofert pieniędzy do pożyczenia we w różnistych bankach, prawie-bankach i inakszych instytucyjach, co to kasę za najlepsze warunki gwarantują. Wnioseczek stąd prosty, że po naszym świecie chadzają chachary z teczkami pieniędzy, które rozdają a rozdają. Rząd i liberały temu nie przeciwne, bo kużden zarabiać może. Pytanko jednak się rzuca na uszy: skąd te niecnoty, na to wszystko mają? Na procenta lichwiarskie biorą czy jak? A mają, bo im dozwolono ludków chachmęcić. A bo to jest tak: kiedyś chory pierwsze kroki do dochtora prostujesz i coby wyzdrowieć, mijasz się z kosztami; kiedyś biedny i ni masz co do gęby włożyć, leziesz na poniewierkę pożyczyć, chocia tym sposobikiem ku większej nędzy leziesz.
To jedno.
Drugie, że kiedy onegdysiejszych roków Gęba szkołą kierowała i kiedy ministra zarządzeniem miała do swojej szkółki przyłączyć bursę, to się we w głowę podrapała i powiedziała, że owszem i weźmie przybytek pod kuratelę swoją, lecz odtąd wyciepnie ze z bursy lewe etaty, które w niej pomieszczono. Gębie cosik się nie zgadzało z tym, że we w bursie szkolników rzeczywistych mniej, niż na papiórkach do ministerstwa wysyłanych, a od tych cyferków zależy dotacyja.  Kalkulatora Gęba sobie wzięła i przeliczyła wirtualne etaty razy pensyja razy cztery roki (bo tela proceder ten trwał). Wyszło jej na ekraniku, że skarbonka państwowa mogła utracić circa 250 tysięcy złociszków. Gęba sobie powiedziała po państwowemu, racyją stanu się kierując, że nie będzie państwowej skarbonki uszczuplała i niepotrzebne etaciki z budżeta szkoły wyciepie - niech sobie urzędniki we Warszawie na premije wezmą, jesli chcą. Szkopuł utkwił w tym, że we w bursie wychowywała młodych ludków małżonka jednego pana posła. Ten zaś o utratę roboty przez żonisko podejrzewawszy, wziął i się upomniał przeciwko Gębie. Protestacyję ministerialne urzędniki przyjęły i Gęba poszła na boisko zielonę trawkę skubać.
Dzisiaj Gęba wie, jak głupią była, że do skarbonki państwowej po nieswoje łapy nie włożyła.
Ale ta historia ma też dno podwójne. Owóż ta przypowieść, szkoda, że prawdziwa, zaprzecza pana premijera słowom, że piniendzy ni ma. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz