CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 marca 2016

CIOTECZKA

- Cioteczko kochana, cioteczko, opowiedz - aż przyklęknęła przy starszej pani, trzymającej na kolanach naukowy periodyk, jeszcze nie otwarty. Dostała go od…

Stefciu, zauważyłam, że Milena strasznie jest egzaltowana. Cioteczko tu, cioteczko tam. Te maniery. Czy ty wiesz, że nadmierna egzaltacja nie idzie w parze z bystrością umysłu? Amerykańscy psycholodzy o tym pisali. Gdzie ja to czytałam? Przypomnę sobie. Koniecznie musisz przeczytać. Tam jest także napisane, że… co, nie interesuje cię, spuściłaś głowę. Od dzieci trzeba wymagać. Popatrz, jakie dzisiaj mają możliwości. Moja córka po trzech fakultetach znalazła sobie pracę w Austrii. Ale wiesz, niemiecki i francuski biegle, bardzo dobrze angielski, gorzej z włoskim, ale się uczy, bo lubią z Martinem wyjeżdżać do Włoch. Każdego roku przynajmniej na dwa tygodnie muszą. Zaliczyli Rzym, riwierę, oczywiście Mediolan i Wenecję, a szykują się na Neapol. Wiesz jakie to pracowite dziecko było. I zdolne. Do prywatnej szkoły ją oddałam. Nie, nie do sióstr. Ja nie mam zaufania do kleru. Dyscyplina tak, ale światopogląd, kochana - staroświecki i niedzisiejszy. Niemieckiego i francuskiego to od przedszkola się uczyła. Dodatkowo prywatne lekcje. Tylko katolicką macie? Milenka nie chce? Może to nawet lepiej, ale powinnaś się postarać o korepetytora od języków. Z angielskim u niej nieźle. To dobrze. Aha, dogada się. Stefciu, dogadać się to nie wszystko. A jak ci któregoś dnia powie, że chce robić karierę na zachodzie? Musi biegle mówić. W lipcu jedzie? No, popatrz. Pod kątem jej przyszłych studiów? To byłoby bardzo dobrze dla niej zobaczyć i przekonać się, jak pracuje się w renomowanych korporacjach. Moja Małgorzata wzięła sobie dziekański urlop i pojechała do Austrii. Jej przyszły teść załatwił jej staż w znanej firmie ubezpieczeniowej. Ach, co to za człowiek! Inteligentny bardzo. Jaki oczytany! Towarzyski ale przede wszystkim obowiązkowy. Radcą handlowym jest. Martin poszedł w niego z inteligencją. Wyższego szczebla programista, a wiesz… początkowo zajmował się grafiką komputerową współtworząc, nie uwierzysz… gry dla dzieci. Ale teraz jest, jak to się nazywa… administratorem sieci i najlepsze firmy na austriackim rynku wręcz zabijają się o niego. To mówisz, że w lipcu jedzie. I bardzo dobrze. Przyda się jej praktyka przed studiami. Co ty mówisz? Nie wie, czy pójdzie na studia? Może niezdecydowana (choć powinna być zdecydowana)? No to jak wyobraża sobie swoje przyszłe życie i karierę? W barze będzie pracować? W polskiej dzielnicy w Birmingham? Tam w ogóle jest polska dzielnica? Aha - Rosjanie, Ukraińcy, czarni. Marnie to widzę. Milenka na zmywaku, ha.  Że co? Chce się obkupić i tobie pomóc? No tak, mówiłam ci, Stefciu, abyś uważała, biorąc kredyt. Ekonomia, kochana, trzeba znać się trochę na ekonomii. Ja, moja droga, przez wiele lat byłam daleko w tyle za Henrykiem, ale się doszkoliłam, kiedy po osiemdziesiątym dziewiątym otworzył własną firmę. Byłam za księgową, robiłam za marketingowca, pomagałam i uczyłam się. Początkowo byłam przeciwna, bo to wiesz, co innego być inżynierem od dróg i mostów za komuny i pracować w przedsiębiorstwie państwowym, a co innego działać na własny rachunek. A on, popatrz, zaryzykował. Inna sprawa, że wykorzystał szansę, bo akurat tuż przed przełomem postawili go na stołku dyrektora. A potem wiesz, jak było. Państwowe przestało się opłacać. Prywatyzacja. Skorzystał na tym i powiem ci, że kupił za bezcen. Znaczy się z tego, co sprzedał zostało tyle, że miał za co kupić. Nie rozumiesz? Wziął kredyt na poczet sprzedaży części majątku dawnego zakładu i wyszedł na tym, że hej. A pewnie, że trzeba mieć dojścia. Zawsze trzeba. No i wystartowaliśmy w tej budowlanej branży. Zleceń było sporo, bo też po dawnej znajomości każdy cenił mojego męża, a w dodatku były to czasy boomu. To fakt, jedni upadali a ci zdolniejsi szli do góry i Henryk był jednym z nich. Inwestował, poszerzał obszar działania. Tylko, ci powiem, ci robotnicy, ci Polacy to naprawdę, pożal się Boże, jak toto pracowało. A zarabiać chcieli dużo, oj dużo. A ja do nich (sama im wypłaty przygotowałam): - jak chcecie dużo zarabiać, to powinniście mieć taką głowę do interesów, jak mój mąż. On na ten przykład zaryzykował, a wy czym ryzykujecie? Tak mówiłam. Strasznie, mówię ci strasznie w tej Polsce pracują. Ile podłości, zawiści. Henryk w końcu zrezygnował. Sprzedał firmę. No cóż, miał problemy z sercem, no i ten wiek. Henryk jest siedem lat ode mnie starszy, a Małgorzatę urodziłam grubo po trzydziestce, kiedy wiodło się nam na tyle dobrze, aby mieć dziecko. A Małgorzata dorosła, wyjechała, wyszła za mąż za Martina, no i trzeba jej było jakąś sumkę dać w podarunku, w końcu to nasze jedyne dziecko. BMW sobie kupiła, nowe, no wiesz, Martin miał już samochód, ale w dzisiejszych czasach małżeństwo robiące karierę powinno mieć dwa. Dobrze mówię? Co to ja chciałam? No wiesz, to bardzo dobrze, że Milenka o swojej starej mamie myśli, że chce jej pomóc materialnie; źle, że nie poszukała sobie ciekawszego zajęcia. No, bo powiedz mi, kochana, jakaż to kariera na zmywaku? A nawet jeśli zacznie podawać, czy przy barze? A niebezpieczeństwa jakie? Młoda, niedoświadczona i na swój sposób ładna. Tam, w tych spelunach może być bardzo niebezpiecznie. Brałaś to pod uwagę? Wiesz, Stefciu, ja to mogłabym ci nawet trochę pomóc w spłacie tego kredytu. Porozmawiałabym z Henrykiem, zaplanowalibyśmy, w jakim zakresie mogłabym partycypować, ale pomyślałam sobie, że pewnie byś nie tej pomocy nie przyjęła. Zawsze byłaś ambitna a jeszcze bardziej uparta. Z drugiej strony, pomyślałam sobie, że najlepiej, jeśli człowiek sam się sparzy i sam poczuje, że pewnych spraw nie przeskoczy. Nie stać cię na spłatę, nie bierz kredytu, bo pójdziesz z torbami. Całe życie się uczymy. Ja na ten przykład chodzę od czasu do czasu na wykłady, na spotkania, par excellence, towarzyskie. Kogo ja tam nie spotykałam. Mówię ci, elita: profesorowie, doktorzy, politycy, znani dziennikarze. O tej ekonomii ile ja się dowiedziałam, nowych światowych trendach w nauce i technologii, aż po futurologię. Słuchałam dwóch wykładów naszego znakomitego ekonomisty i stratega. Tak, tak, właśnie tego. Co za kultura? Jakie wychowanie? Przecież jemu zawdzięczamy wszystko. Nie masz zaufania? Przyszłabyś na jeden taki odczyt i przekonałabyś się do niego. Reszta, moja droga, ci z przeciwnej strony to zwykli niedouczeni populiści. No wiesz, on nie jest sam, ma swoich ludzi, następców i zastępców. Z takim jednym profesorem - w telewizji często występuje - znam się osobiście. Przez Henryka. Oni znają się lepiej i od dawna, ale ja doszlusowałam. Dwa miesiące temu zaprosił nas na raut. A jakże, byli ministrowie, naprawdę wysoko postawieni urzędnicy, profesorowie, doktorzy, śmietanka towarzyska. Wyobraź sobie, że zaprosili aktorów prywatnego teatru. Miała być muzyka. Operowa. Nie przepadasz. Ja w sumie też, ale w towarzystwie nie wypada o tym mówić. Nie, nie byłam. Profesor u którego się leczę zlecił mi wyjazd do sanatorium. Mówię ci - bajka. Ale żebyś nie myślała, że w sanatorium to tylko same przyjemności. Oj nie. Całymi godzinami rehabilitacja, masaże, kąpiele błotne, basen, naświetlania, dieta. Akurat diety to pilnuję i względem siebie, i Henryka. On jest sercowy. Mówiłam ci. W przyszłym roku jedziemy oboje na cały miesiąc do Niemiec. Sanatorium plus klinika. Profesor ma znajomości. Oczywiście, że chodzę prywatnie. Profesor jest akurat specjalistą, ale mam też rodzinnego internistę. Doktor nauk medycznych. Przyjmuje też w przychodni, ale wiesz, jaka jest ta państwowa służba zdrowia. Szkoda na nią czasu. No cóż, pewnie że kosztuje, ale za wysoki poziom leczenia trzeba płacić. Ale nie pomyśl sobie, że mam lekko. Gdybym żyła tylko ze swojej emerytury, to nie byłabym w stanie utrzymać właściwego standardu życia. A co mam ci nie powiedzieć. Powiem. Emerytury ma trzy osiemset na rękę i gdyby nie świadczenie Henryka… co tu mówić. On ma się czym pochwalić, ale przecież jak był na swoim to płacił składki z najwyższej półki, odkładał. Mówisz, że chciałabyś mieć połowę mojej na dwie osoby? Stefciu, a kto ci zabronił pomyśleć o tym zawczasu? A jak mnie było ciężko, nie wyobrażasz sobie. I jest. Słuchaj, mamy stuczterdziestometrowy apartament. Jest co sprzątać, prawda? Co z tego, że sama nie sprzątam? Pewnie, że najmuję. Nie mam szczęścia. Sama hołota przychodzi, a to, wyobraź sobie - kobiety. Wszystko im trzeba powiedzieć co i jak, dopilnować, a jak sześć złotych za godzinę im daję, to obrażone, mało, mówią i jeszcze się targują o każdą minutę. Mówię ci, zwyczajne chamstwo. Małgorzata dzwoni z Wiednia, pociesza mnie, mówi, nie denerwuj się, mamo. Tutaj też hołoty od zatrzęsienia. Że też nasz rząd, ba nasze rządy nie mogą sobie z tym dziadostwem poradzić. Ciebie to nie interesuje, Stefciu? A powinno. Przez tych roboli, tych nygusów, co to im się nic a nic nie podoba, do Europy nie doszlusujemy. Na kogo głosujesz? Co? Nie bierzesz udziału? Żartujesz. Przecież jak nie pójdziesz, to te oszołomy dorwią się do władzy. I powinnaś, Stefciu wiedzieć, że udział w wyborach to nasz wielki, zbiorowy obowiązek.  

- Cioteczko, proszę, opowiedz mi! - prosiła chwytając starszą panią za dłoń, w której trzymała naukowy periodyk.
- O czy to ja mam ci dziecko opowiadać.
- O Anglii… jak tam było…
- Widzisz jak to jest, Stefciu. Kiedy niby chodzi się do szkoły, to nioby zna się geografię. Ależ Milenko, zapamiętaj sobie, co ciocia mówi. W zeszłym roku byłam z wujkiem w Edynburgu, a Edynburg to Szkocja, moja droga. Mogę ci natomiast pożyczyć, dziecko, taki świetny przewodnik po Anglii… co tam pożyczyć, ja ci go dziecko ofiaruję. Po powrocie wyślę ci pocztą, tylko za przekaz zapłacisz. Poznaj serce cioci. A jest w języku polskim, tak że nie będziesz miała trudności w zrozumieniu, co autor napisał o Anglii.
Wiesz, Stefciu, napiłabym się kawy, ale tylko bezkofeinowej. Innej nie mogę. Co? Została ci jeszcze od czasu mojej poprzedniej wizyty. No cóż, pewnie zwietrzała, ale się napiję. Ależ mam pamięć. W samochodzie zostawiłam dla Milenki szaliczek. To tureckie wełniane wdzianko, w którym mnie zeszłym razem widziałaś, spruło się. Jakiś gbur zahaczył je w windzie. Musiałam spruć do końca, no i w wolnej chwili wydziargałam. Cieszysz się Milenko, prawda? 

[15.03.2016, Mantes we Francji]

8 komentarzy:

  1. Rozmowa Stefci z cioteczką to taki majstersztyk. Starsza pani wyrzuca strumień świadomości jednym cięgiem: o kształceniu dzieci, o kredytach, o pracy i jak się jej zdawało, swoim ciężkim życiu. A przebiegła, a kluczy. Życie pełne jest takich niby sympatycznych cioć. No i jak się nie uśmiechnąć, gdy mówi, że nie przepada za muzyką operową, ale w towarzystwie nie wypada o tym mówić. Ten szalik przerobiony ze starego wdzianka rozkłada na łopatki, skąpstwo niezbyt eleganckie. Końcowe "cieszysz się"
    wymaga przeczącej odpowiedzi, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że "przejechałem" po pani cioci. Wyszło momentami śmiesznie, lecz srodze uwierają mnie tacy ludzi, nie tylko kobiety zresztą... pozdrawiam

      Usuń
  2. Matko i córko! Co za babsztyl...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nic dodać, nic ująć po takim komentarzu .. pozdrawiam

      Usuń
  3. A nie możnaby na tę cioteczkę kogoś nasłać????
    Ale to pewnie nie jedna taka jest na świecie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wie, czy nasłanie kogos cos by dało. Liznąłem swego czasu nieco psychologii i opowiadam sie za niezmiennością w ludzkiej przyrodzie charakterów... pozdrawiam

      Usuń
  4. Taką ciotkę ma lub miał każdy, ja też i choć mam lat ile mam, to w jej obecności czuję się baaardzo młodo, żeby nie powiedzieć smarkato ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiście nie posiadam takiej cioci, co za bardzo mnie nie przeraża, lecz w otoczeniu znajduje się pewna osoba, która ma świetne predyspozycje do tego "zawodu" ... pozdrawiam

      Usuń