ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

20 sierpnia 2019

KRÓTKI METRAŻ - ELEKTRYKA


Kiedy wracałem ze szkoły „Wsią”, w domu czekało na mnie babcine kakao, czasami „czerwona zupka” albo udo kurczaka w potrawce; kiedy szedłem z chłopakami „Jabłonkową”, zahaczałem o biuro, gdzie pracowała moja mama. Mama (była to przedobiednia pora) częstowała mnie kanapkami z kiełbasą, salcesonem lub pomidorami.
Zanim jednak dostałem się do pokoju biurowego mamy, należało odczekać swoje w portierni i poprosić, aby strażnik wykonał telefon do biura, dowiadując się, czy przypadkiem moja mama nie załatwia jakiś zakładowych spraw czy to u głównego księgowego, dyrektora, albo też technicznego, który z reguły wizytował pracowników remontujących dyfuzor, wirówki czy wyparki. Jeśli była obecna w biurze, portier wpuszczał mnie do zakładu poprzez obrotowe drzwi, które zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy, i tak dostawałem się do części biurowej cukrowni, gdzie pracowała mama.
Każdorazowo przechodząc obok zamkniętego zwykle okienka kasy zerkałem na tablicę zawieszoną naprzeciwko na ścianie. Na tejże tablicy, oprócz zdjęć i wykresów przymocowana była niewielkich rozmiarów tekturowa plansza obrazująca dane produkcji cukru w czterech cukrowniach działających w naszym województwie. Tego dnia (była to połowa września, a kampania cukrownicza zaczynała się zwykle w połowie lub pod koniec października), dane o wysokości produkcji były nieaktualne, bo dotyczyły zeszłorocznej kampanii. Z dumą odczytałem, że nasza cukrownia wyprodukowała w zeszłym roku najwięcej ton cukru, a przodowała też pod względem wydajności podanej w procentach. Pomimo tego, że byłem szkrabem chodzącym zaledwie do pierwszej klasy, już wcześniej (odwiedzałem mamę w biurze, zanim zostałem pierwszoklasistą) mama nauczyła mnie właściwie odczytywać podane na planszy dane, także te dotyczące wydajności, tak więc z łatwością orientowałem się w tym, że nasza cukrownia istotnie zwykle przodowała jeśli chodzi o wielkość produkcji, choć bywały takie okresy (wielkość produkcji w czterech cukrowniach podawana była systematycznie co miesiąc), gdy nasz zakład spadał na trzecie, a raz nawet na ostatnie miejsce. Głównie przez awarie. To najgorsze miejsce zajmowaliśmy kiedyś przez cały czas trwania kampanii cukrowniczej i było to spowodowane poważną awarią elektryki. Nie wiem na czym polegała ta awaria elektryki, ale pamiętam, że od połowy listopada aż po połowę stycznia dzień w dzień brakowało prądu w kamienicy, gdzie mieszkałem. Puszczano go na trzy-cztery godziny, aby go później wyłączyć na noc. To musiała być jakaś poważna awaria. Najpierw stanęła produkcja cukru, a potem, kiedy już uporano się z awarią, prądu nie starczało dla całego osiedla. Niełatwo było żyć bez światła, ale ojciec tłumaczył mi, że w żadnym wypadku nie można sobie pozwolić na to, aby nasz zakład nie produkował cukru, i wcale nie chodziło tylko o te liczby wypisane na tekturowej planszy w biurze naprzeciwko kasy. Chodziło o coś znacznie ważniejszego.
- Człowiek wytrzyma bez prądu, a maszyny potrzebne do produkcji cukru nie – tłumaczył mi tato. – Nie martw się, jeszcze przed wiosną wymienimy całą instalację elektryczną i będziesz mógł oglądać swoje filmy.
W tym właśnie roku, gdy nawaliła elektryka, kupiliśmy sobie telewizor – stąd te filmy.
Na szczęście mieliśmy przepięknie śnieżną zimę tego roku, a kiedy za oknem bieleje się śnieg, kiedy posrebrza go księżyc i gwiazdy, to nawet jeśli nie starczało prądu, w kuchni i pokojach naszego mieszkania nie było znowu tak ciemno, a przy świeczkach można i jeść, i czytać. Nie było z tym żadnego problemu, poza tym, że nasza cukrownia nie zdołała się już podnieść z produkcją przez tę elektrykę.

[20.08.2019, Dobrzelin]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz