ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 sierpnia 2019

KRÓTKI METRAŻ - OBRAZEK PANI ELWIRY


Dopiero po latach doceniłem to, jak trudno utrzymać sześcioosobową rodzinę z jednej pensji ojca plus dorywczych kilkuset dawnych złotych uzyskanych z oświatowo-artystycznej działalności pani Elwiry. Koneccy trzymali owce, od czasu do czasu świnki, zawsze kaczki, kury i gęsi – wszystko po to aby dorobić, aby starczało do pierwszego i do piętnastego kiedy płacono zaliczki.
Pani Elwira udzielała się a to w Gromadzkiej Radzie Narodowej, a to w zakładzie, to znów w szkole. Dbała o estetykę wystaw w tych trzech instytucjach, sporządzała dekoracje, wykonywała malunki i przymocowywała w gablotach zdjęcia, będące odzwierciedleniem tego, czym żył kraj – coś w rodzaju Polskiej Kroniki Filmowej, tyle że zdjęcia były nieruchome. Pani Elwira posiadała niewątpliwie talent malarski, aczkolwiek była samoukiem i gdyby wcześniej trafiła do szkoły artystycznej, prawdopodobnie jej prace miałyby nieco inny charakter, ale że nie miała fachowego wykształcenia, malowała w duchu socrealistycznym połączonym z prostotą malarstwa naiwnego.
W szkole ilustrowała na przykład plansze obrazujące częste przypadki występowania błędów ortograficznych. Na jednej z takich plansz przedstawiła ptaka w locie – jaskółkę. Nad obrazkiem był napis: „jaskółka fruwa”. „Ó” w nazwie ptaka było zaznaczone na czerwono i pogrubione, a trafiło pomiędzy „k” i „ł” z dymu puszczanego przez starego człowieka palącego fajkę. Z „u” występującego pomiędzy „r” i „w” sprawa przedstawiała się tak, że jaskółka swoim dzióbkiem uderzała w „o” aż do chwili, gdy wyrąbała w górnej części tej literki rowek, który upodobnił się do „u”.
A ja z dwoma synami pani Elwiry wyruszaliśmy rowerami co dwa tygodnie w podróż do odległego o 7 kilometrów zamkowego parku, gdzie istniała wokół średniowiecznego, dobrze zachowanego zameczku fosa zarośnięta po brzegi rzęsą. Tę rzęsę zbierali chłopcy grabiami i wrzucali ją do jutowych worków. Przeznaczona była dla kaczek i gęsi, a przy okazji moi koledzy oczyszczali oblewający zamek pierścień wody. Pomagałem i w tym, ale to oni byli mistrzami w połowie rzęsy wodnej.
Po powrocie pani Elwira częstowała nas grubymi pajdami chleba posmarowanymi gęsim smalcem.
Jedząc te kanapki, przypatrywałem się olejnemu obrazowi zawieszonemu na jednej ze ścian kuchni. Przedstawiał statek płynący po wzburzonym morzu. Dziwiłem się temu, dlaczego w chorągiew na maszcie statku uderza wiatr od rufy, natomiast z komina wystającego ponad sterówkę bury dym unosi się w przeciwną stronę… ale czy to ważne? Statek bardzo mi się podobał. Pani Elwira musiała to zauważyć, bo któregoś dnia w podarowała mi na imieniny niemal identyczny obrazek z widoczkiem statku, lecz morze było tam spokojne, było bezwietrznie.   

[23.08.2019, Dobrzelin]

2 komentarze:

  1. Spokojne morze nastraja optymistycznie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam smalec wytapiany przez matkę, ale na pewno nie był on gęsi, a jestem ciekawa jak taki smakuje. Spokojnego morza na następne lata życzę.

    OdpowiedzUsuń