CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

20 sierpnia 2019

KRÓTKI METRAŻ - ROZŁADUNEK


W sobotę kończyli pracę o trzynastej, ale Rosolski zapisał się do rozładunku kamienia wapiennego. Na wagon przypadało ich trzech. Mieli gable, ale większe kamienie ciskali bez użycia tych narzędzi. Wyobraź sobie: lato, czterdzieści stopni w słońcu, Rosolski czuł przecież w mięśniach fizyczną pracę (wymieniali akurat rury kanalizacyjne na terenie zakładu), a mimo tego podjął się rozładunku. Przed trzecią kiedy wyładowali kamienie z połowy wagonu, chłopak Rosolskiego przyniósł z domu obiad. Dwaj jego partnerzy wyjęli ze skórzanej torby kanapki i w trójkę przystąpili do jedzenia. Chłopak został z ojcem; czekał aż zje i wtedy zabierze do domu kamionkowy talerz i pusty kubek po zbożowej kawie. Mężczyźni mrugnęli do siebie. Każdy z nich wyjął z portfela po dwudziestce i poinstruowali małego, co ma kupić w spółdzielni, i ustalili, że za piątaka, który mu zostanie po zrobieniu zakupów, może sobie kupić co zechce.
- Matce powiesz, że poszedłem się wykąpać – powiedział Rosolski do syna i była to prawda. Zawsze po takiej robocie, która zwykle trafiała się w lecie, szedł z kamratami nad staw, aby pozbawić ciało węgielnego lub wapiennego kurzu.
Słońce wcisnęło już krwistą głowę w trzciny, a potem ugrzęzło w niekoszonej trawie rosnącej u brzegu stojącej wody, kiedy Rosolski z przyjaciółmi opróżnili drugą butelkę ciężkiego gruzińskiego wina. Ubrani w kraciaste koszule, w których nie pracowali podczas rozładunku, szykowali się do drogi powrotnej do domów. Kiedy rozstawali się na kasztanowej drodze, skąd każdy z nich wyruszał we własną stronę, na tej kasztanówce dostrzegłem dwie postacie: Rosolskiej i tego małego chłopca, z którym rok później zacząłem chodzić do jednej klasy w szkole. Rosolska ujęła męża pod prawe ramię i oboje wolnym krokiem podążali wąską ścieżką otaczającą zakład od północy. Chłopiec niósł podniszczoną, brązową teczkę ojca, wyprzedził rodziców, ale idąc przed nimi co chwila oglądał się i pomachał do mnie, wracającego z przedwieczornego spaceru z matką. Lato kończyło się, a ja byłem ciekaw, ile jeszcze razy pod cukrownię przyjedzie wahadło z kamieniem wapiennym albo węglem. 
  
[18.08.2019, Dobrzelin]

1 komentarz:

  1. Wagon węgla mój mąż musiał rozładować w wojsku po silnym zatruciu pokarmowym, bo przecież każdy chory w wojsku to symulant...

    OdpowiedzUsuń