Zajrzałem do archiwum. Okazuje się, że w innych swoich blogach, głównie w "O,UBI CAMPI!" i w "Szkicach" doliczyłem się około 150 postów, a gdyby dodać do tego trzy blogi na onecie (pierwszy mój blog to onetowskie "Żebro Adama" to też przynajmniej setkę tekstów w nich pomieściłem. Trzeba też dodać, że minimum 50 postów wykasowałem z "kawiarenki". Zebrało się zatem 300 wpisów plus te 1956 opublikowane w kawiarence, a zatem przekroczyłem 2000 tekstów pisanych przez jakieś 13 około lat.
Wyjąłem z szuflad dwóch starszych blogów cztery wiersze. Powód - aby sobie przypomnieć, bo akurat tych tekstów nie zgromadziłem gdzie indziej. Czy najlepsze? Raczej takie, które się nie zestarzały ze mną, no i oczywiście te, które lubię pomimo upływu lat. Dwa są datowane na rok 2013, czyli są stosunkowo młode, ale dwa kolejne napisałem w czasach, gdy internetów jeszcze nie było, czyli w latach 1979 i 1978.
Teraz wiersze piszę rzadziej, bo wymagają one większej cierpliwości i czasu. Podczas ostatniej mojej podróży, tej zakończonej wypadkiem i jeszcze wcześniejszej, kombinowałem z sonetami... odręcznie pisane w jakimś kajecie nie zachowały się. Może kiedyś wrócę do tych porzuconych pomysłów. A teraz...
***
kobieta człapie
nogę za nogą przesuwa boleśnie
pochylona garbem życia
sunie powoli majestatycznie
na ustach zamiast pomadki modlitwa
każdy krok znaczy prośbą do boga
o mniej trosk nad rozlanym mlekiem
ludzkich spraw
(2013)
Jak traciłem nadzieję
powoli, stopniowo, krok za krokiem
jakbym tracił wzrok, powonienie, słuch
pojawiają się ułomności i zyskują
znaczenie
ech, zestarzały się moje myśli
w lustrze obserwuję na tych myślach
zmarszczki
i tracę wiarę, że odkryją lekarstwo na
samotność.
(2013)
W tym upalnym czerwcowym dniu
W tym upalnym czerwcowym dniu
Przeciskał się płonący promień
przez nasze uliczki
pod naszym domem
ptak z trudem oddychał
płakała jaskółka znajoma
ktoś rankiem strzelił z procy
smuci się bo nie wie
gdzie jej dziecko
nie zagrzebie malca w ziemi.
Przechodziłem obok naszego domu
w tym upalnym czerwcowym dniu
spotkaliśmy się tam
gdzie jezdnia wyznaczyła granicę
nad moją głową płakała jaskółka
w tym upalnym czerwcowym dniu
nie mogłem podejść blisko ciebie
jaskółka prosiła mnie
abym odnalazł jej dziecko
(1978)
Spacer po mieście
Nocna zorza miejskiego życia
już wstała
podniosła żółte oczy
snu obojętne
ponad dachy wieczoru
uliczni przechodnie
stąpają wokoło
a coraz ich mniej
mniej pieśni i słów
mniej tętnięć serc
nikt obcasów nie gubi
ani się nie przepycha
sztuczne słońca
ozdobą wieczornych przechadzek
Gdzieś rodzi się miłość
na naszych niewielu oczach
ukradkiem spod przymkniętych powiek
spoglądamy na nich
milczących jak księżyc
Dzień ciemny nabiera znaczenia
dzień ciemny usypia
jedynie nocne przechadzki po mieście
mają oczy otwarte
(1979)
[04.10.2020, Toruń]
Dobrze, ze poszperałeś i przypominasz, nie zestarzeją się te strofy nigdy, piękne są i takie uniwersalne...
OdpowiedzUsuńNie pamiętam już kiedy sama coś napisałam, albo czas nie ten, albo wena umarła?