ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 maja 2014

Miasteczko sentymentalne

- Starzejesz się, stary pisarzu - powiedziała z tym jej serdecznym uśmiechem na twarzy, przydającym pulchności policzkom nad uniesionymi ku górze, lekko rozchylonymi wargami.
- Z czego to wnioskujesz? - zapytał.
Szli główną ulicą miasteczka. Tego rodzaju miasteczka mają z reguły jedną główną ulicę. Po obu jej stronach niewysokie kamieniczki wyznaczają "miejskość". Od tej głównej odchodzą poprzeczne, krótsze, niepozorne, jakby wstydliwie umizgujące się do tej najważniejszej. Kiedy jako obcy przybysz jedziesz tą pierwszorzędną arterią, wydaje ci się, że miasto grzeszy nieskromną rozległością. To pierwsze wrażenie mija, gdy skręcasz w jedną z przecznic; nie rozpędzając auta znajdujesz się na peryferiach, dla których granicą jest bujny łan żyta, bądź też cichy i senny prostąkąt cmentarza wypędzonego na wietrzne wzgórze.
- Spacerujemy po mieście, które dogorywa i szpeci kamieniczkami ogołoconymi z tynku, a ty, stary pisarzu, nasycasz to miasto życiem.
- A czy jest w tym coś złego, w tym ożywianiu?
- Jest coś sentymentalnego, a sentymentalizm wynika z czasu przeszłego, którego zwrócić się nie da.
- Myślisz, że sentymentalizm jest oznaką starzenia się?
- Właśnie tak myślę.
A stary pisarz nie był do końca przekonany, że ona tak myśli, bo znów ten uśmiech mieszał jego myśli. W końcu odpowiedział jej, że nie ma nic przeciwko temu, że się starzeje, a i tak opowie jej o mieście, w którym przeżył swoją młodość.
- Powinnaś wiedzieć, że najpierw granicą starej i nowej części miasta była ta rzeka, przez którą przechodziliśmy po jedynym łączącym oba organizmy moście. W tej nowej, południowej części miasta zbudowano fabrykę (starannie wyartykułował akcent na zgłosce "fa"). To była taka nasza krowa karmiąca przeważającą część mieszkańców. Obok, w niewielkim parku, zbudowano dom kultury z nowoczesną, jak na owe czasy teatralno-kinową sceną. Przed gmachem krzewiącym (co za słowo przestarzałe) kulturę utworzono ogrodzony, wyasfaltowany okólnik, gdzie odbywały się "wieczorki tańcujące". Za parkiem szkoła zawodowa z technikum i przyzakładówką. Przy samej fabryce przedszkole. Po drugiej stronie najdłuższej ulicy w mieście zbudowano osiedle. Pomiędzy blokami umiejscowiono miejski stadion, na którym co tydzień rozghrywano mecze. Nie uwierzysz, ale na odgłos fabrycznej syreny dojna krowa naszego miasteczka przyciągała o poranku, to znów wylewała z siebie tłumne pochody robotników, poprzedzielane kolorowymi bukietami urządniczek. Aż chciało się żyć z tą świadomością, że ten tłum składa się z poszczególnych postaci - obrobinek i każdy pojedynczy człon tej społeczności czuje, że jest potrzebny fabryce.
Po przeciwległej stonie miasta, w starej jego części, na wzgórzu, dumnie wznosiła swoje czoło kościelna wieża. Nieopodal plac staromiejski z niską zabudową. Bliżej przecznica jak ramię krzyża porośnięta kamieniczkami, o ironio, onegdaj zamieszkałymi przez ludność żydowską.
Źli ludzie tych pradawnych mieszkańców mojego miasta najpierw zamknęli w jednym z kwartałów mniejszych uliczek, potem precz wygnali, by w końcu marny a haniebny porządek z nimi zrobić. I tylko bożnica zapłakała nad nimi, w magazyn przerobiona... do dzisiaj dyszy ostatnim swoim oddechem i zwaloną powałą przestrasza.
W tej starej części miasta było też miejsce na licealną uczelnię, sławną na miarę zdolności młodzieży, wykwintną poziomem nauczania i miuasteczka chlubą.
Z biegiem lat, kiedy myślano, że dla Rzeczypospolitej miasteczka takie nie będą zawadą, w starej części miasta zburzono część ułomnych wskutek działania historii czasu domków i zdobyto się na postawienie najmłodszych mieszkalnych budowli. Nowoczesność spotkała się ze starożytnością ku rodości zwłaszcza młodych, którzy w przestrzeń do własnego zycia już powatpięwali.
A dzisiaj, moja droga, nie tylko dzisiaj, lecz także wczoraj i przedwczoraj i to, co stare, i to, co nowe, zasypia, starzeje się, tak jak ja, karmi się przeszłością, nie rozumie, dlaczego powinno zginąć jak ta bożnica, na wiatr hulaszczy, na dzikiego zielska kłącza i korzenie wydana.
- Lubię twój sentymentalizm - powiedziała.
- Wiem - odparł bez zastanowienia - a teraz zaprowadzę cię na kawę, czekoladowe lody i wuzetki, jakich nie ma na całym świecie pod słońcem. Przynajmniej to zostało.

7 komentarzy:

  1. Wzruszające.
    Każde słowo jakim opisujesz niewielkie miasteczko.
    I to co w nim zostało niezmienione.

    P.S. Spojrzałam na listę książek po lewej stronie. Rozumiem, że to Twoja żelazna lektura. Moja w większości też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smoothoperator29.05.2014, 15:57

      Dziękuję Stokrotko. To miasteczko, poniekąd, jest moim rodzinnym, więc trudno bezuczuciowo się do niego odnosić.
      Co do lektur... w większości są to moje oststnie "czytania", do bardzo wielu wracam po raz kolejny, więc jest to w jakimś sensie mój kanon.

      Usuń
  2. Wypisz wymaluj miasteczko, które tak lubię oglądać i w którym chciałbym kiedyś osiąść "na dożycie". Takie małe, senne miasteczka, których na południu kraju nie brakuje, przez wieki to nieco rozkwitały, to podupadały w niezbyt szczęśliwych dla nich czasach zmiany szlaków handlowych i wojennych pożóg.

    Niektórym odebrano prawa miejskie i tylko układ i zabytkowy kościół czy klasztor świadczyły o lepszej przeszłości i zasobności fundatorów.

    PRL dał części takich miasteczek pozór rozkwitu. Zbudowano fabrykę, dom kultury i betonowy dom handlowy w miejscu zburzonych kamienic. Fabryka produkowała na przykład zapałki, wszyscy mieli zatrudnienie i jakoś się toczyło, bo nie było ani biednych, ani bogatych. No, może dyrekcja jeździła Dużym Fiatem, zamiast zakładowym autobusem, który wykorzystywany był też do wożenia za darmo pracowników na wycieczki czy na grzyby.

    Każdy czuł się w fabryce potrzebny. I ten, który kosił trawniki, i ten, który robił ścienne gazetki, nawet ten, który rozwoził po wydziałach wodę mineralną.

    Niestety, wymyślono i zaczęto produkować zapalniczki jednorazowe i zapałek nikt już nie chciał kupować w takiej ilości. Fabryka padła, a skoro wszyscy byli biedni, nikt nie miał szans na ożywienie miasteczka. I tak to trwa do dziś niejednokrotnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. smoothoperator29.05.2014, 16:06

    Pytanie zasadnicze, mirongu, czy naprawdę warto zamieniać zapałki na zapalniczki takim kosztem?
    A'propos fabryki. Wybudowano ją w okresie międzywojennym, a jej właścicielem był przedsiębiorca szwajcarski. Po wojnie została rozbudowana, zwiększono produkcje i jej różnorodność. Tymi zapałkami były nowoczesne silniki elektryczne i transformatory. Głównym odbiorcą i solidnym płatnikiem był Irak. Potem nadeszła polska racja stanu, która kazała wziąć udział w wojnie w Iraku. Główny rynek zbytu padł, zakład podupadł, co w sumie było na rękę ideologom rynku, co sam sobie da radę. Fabryke podzielono, ludzi pozwalniano, miasteczko dogorywa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa... więc to Emit Żychlin (sorry, jestem elektrykiem o specjalności elektroenergetyka, więc muszę wiedzieć). Niestety akurat wychodzę, więc odniosę się jak wrócę ze spotkania caminowiczów. :-)

      Usuń
  4. Tak się składa, że temat kontenerowych elektrowni spalinowych dla Iraku znam niejako od podszewki, bo sam w tym projekcie uczestniczyłem. Silniki od Cegielskiego, transformatory i generatory z Emitu, a rozdzielnice z Elmoru (to moja działka). Ale sprawa nie padła przez wojnę w Iraku, tylko z innych, bardziej prozaicznych względów.

    Co do całości: ludzie generalnie idealizują socjalizm zapominając, że nikt tam nie robił nic dla dobra obywateli, a jedynie dla umocnienia systemu. To, że ktoś dał wcale nie oznaczało, że dał, bo ktoś inny musiał za to zapłacić. Wiem, byliśmy młodsi i lepiej się pamięta tamte czasy ze względu na naszą w nich obecność, ale jak dziś słyszę "darmowe wczasy", "deputat węglowy", "darmowe przejazdy koleją dla całej rodziny", to aż mnie skręca.

    Ludzi pozwalniano... Stocznia Remontowa w Gdańsku zatrudnia dziś niecałe 4000 osób i robi takie remonty, że głowa mała i przynosi zysk. Kiedyś zatrudniała kilkanaście tysięcy ludzi i nie była w stanie podjąć się żadnych prac, których nie miała w katalogu.

    Nie ważne czyja jest firma i co produkuje. Ważne kto nią zarządza. Pamiętasz z pewnością padły Stilon Gorzów. Teoretycznie mogliby do tej pory trzaskać taśmy do szpulowców dając zatrudnienie tysiącom ludzi. Tylko dla kogo? Dlaczego mając taką bazę laboratoryjną nikt tam nie pomyślał, że trzeba przestawić produkcję na inne rzeczy - sam nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. smoothoperator30.05.2014, 14:23

    Wojna w Iraku w rzeczywistości była gwoździem do trumny dla tego akurat zakładu (realizowano dostawy na podstawie wcześniej podpisanych umów), bo wcześniej odgórnie ustalono, że bez względu na to, czy dany zakład ma szanse przetrwać w nowej rzeczywistości polityczno-gospodarczej czy nie, "restrukturyzowano" zakłady pracy, dzielono je i sprzedawano, co tylko się da. I tak doszliśmy do sytuacji, w której niemal cały przemysł i chyba 90% handlu znalazło się w ręcach obcego kapitału. Zabrakło, niestety, alternatywnego programu, a właściwie o tym zadecydował osobiście pan Balcerowicz.
    No cóż, PRL była państwem socjalnym, to prawda. Niższe niż na zachodzie zarobki, lecz za to pewne przywileje, z których korzystali pracownicy. Zawsze jest coś za coś. Dzisiaj z kolei niższe niż na zachodzie zarobki, brak przywilejów i alternatywą jest bezrobocie albo wyjazd za chlebem (otwarte granice to rzeczywiście największy, w tym kontekście plus).
    Trudno mi się zgodzić z tym, że "nikt tam nic nie robił dla dobra obywateli". A edukacja, oświata, słuzba zdrowia, komunikacja, setki zakładów przemysłowych otwieranych w epoce Gierka, a przede wszystkim praca dla każdego, kto chciał pracować i zdecydowanie mniejsze rozwarstwienie ekonomicznie niż obecnie. Nie sądzę też, aby można było czynić takie analogie, jak w przypadku Stilonu. Niezależnie od ustroju asortyment produkcji w tym zakładzie byłby zmieniony. To nie jest tak, że gdyby PRL trwał dalej, to produkowano by syrenki czy małe fiaty. Postęp tak czy owak trafiłby do polskiej gospodarki.
    Rzeczywiście, po części idealizacja PRL-u wynika ze wspomnień i odniesień do naszej młodości. Chyba jednak ważniejszy jest fakt, że różnica pomiędzy dziś a wczoraj ogniskuje się wokół poczucia braku (obecnie) bezpieczeństwa, przejawiającego się właśnie w niepewności zatrudnienia, wynagrodzenia, które uniemożliwia niejednokrotnie przeżycie do pierwszego i tej przerażająco dużej różnicy, jaką wyznaczył ustrój pomiędzy tymi, którzy posiadają i tymi, którzy zostali przez wolny rynek zmarginalizowani.
    Niestety, również moje osobiste doświadczenia, zawsze propaństwowe, bez względu na ustrój zostały w III RP na zawsze pogrzebane, ale to juz całkiem inna historia

    OdpowiedzUsuń