ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 maja 2014

Opowieści z miejsca urodzenia

Czy ktoś zrozumie zdanie: "Okset przyjeżdżał pod sam dom  przynajmniej raz w tygodniu"? Dlaczego "oksetem" nazwano blaszaną cysternę umieszczoną na końskim wodzie,  dzięki której w piętrowym domu nie brakowało wody? Językowa zagadka? Specyficzny, środowiskowy język? Dość powiedzieć, że okset był niezbędnym elementem naszego życia. Zawartość oksetu gasiła pragnienie i służyła w kuchni i łazience. Rzecz jasna czasami wody nie starczało, ale od czego był pobliski staw, od czego deszczówka; po jej użyciu do mycia głowy włosy miały szczególną gładkość i puszystość po wyschnięciu. Od czego był śnieg, jaki zbierano do katła, podgrzewano na wolnym ogniu i gotowano w nim ręczniki, ścierki i pościel, z dodatkiem szarego mydła, sody i na koniec, do spłukiwania, krochmalu. wada w stałej postaci służyła też do czyszczenia dywanów. Śnieg musiał być wtedy suchy, zmarznięty, bo wtedy nie nabierał zbyt dużo wilgoci i wyczyszczony dywań po porządnym potraktowaniu go trzepaczką prawie natychmiast nadawał się do chodzenia po nim, jak po mchu.
Przed jednym z trzech wejść do budynku, tym głównym, prowadzącym do sześciu rodzin, z ośmiu, które zamieszkiwały kamienicę,  postawiono ganek przylegający do frontowej ściany budowli. Tam przesiadywaliśmy po lekcjach, tam czekaliśmy na siebie po wywoływaniu z obiadu, tam damska część mieszkańców kamienicy spotykała się na, jak byśmy teraz powiedzieli, celebryckich pogaduszkach o nieobecnej części lokalnej społeczności.
Ganek, ta nasza rodzima agora, dzielnie opierała się upływowi czasu aż do przykrego wypadku, jakim było powalenie przez piorun jesionu, który znalazłwszy swoje miejsce nie opodal ganku, otaczał go parasolem rozłożystych ramion gałęzi. Zwalone drzewo zniszczyło część ganku, którą później poprawiono, choc niezbyt przekonywująco, co pewnym czasie skłoniło jakiegoś pomysłodawcę do ostatecznej likwidacji przybytku odpoczynku i rozmów. Nie muszę chyba mówić, że nasza (choć już wtedy nie moja) kamienica zatraciła dawny, skromny, acz kunsztownie wpleciony w naturę wygląd.
Z powaleniem przez piorun drzewa wiąże się moja osobista historia. Wymyślilem ją i spisałem w krótkim opowiadaniu. Wszelako zmyślona przeze mnie historia miała swoje umocowanie w trzech elementach. Były nimi: dom z gankiem, drzewo i burza. Aby natchnąć ten obraz życiem dodałem jeszcze staruszka i psa. Aby powiązać ściślej staruszka z miejscem, w których przepedzał swoje ostatnie lata życia, kazałem domowi być starszym i zniszczonym jak postura człowieka posuniętego w latach. Prowadząc opowieść, umyśliłem sobie, że staruszek, przeczuwając nastanie nawałnicy, odczepia od łańcucha swego psa, który w wygodnej budzie pełni nocami rolę dozorcy. Nie chcąc narażać swojego wiernego stróża-przyjaciela na niebezpieczeństwo grożące przejściem huraganu, bierze go do domu i szykuje dlań na prędce posłanie.
Burza uderza ze złowrogą, niespotykana dotąd siłą tuż po zmroku. Elektryczność ginie w pomroku; jedynie cięciwy i zygzaki błyskawic przerażająco jasnym światłem napełniają wszechświat. Niskie, grube chmury wylewają swoją zawartość na okolicę. Wodne bicze tłuką w dach, ciskają kroplami w szklane oczy okien. Staruszek suple niewyraźnymi wargami modlitwę, kiedy nagle najokrutniuejszy z piorunów uderza z drzwo przed wejściem do domostwa; to zwala się gwałtownie i bezlitośnie na chałupę, niszczy część dachu, strop i burząc go brutalnie pada do środka czegość, co przed sekundami było jeszcze domem, wpada i uśmierca przerażonego psa, który nie zdążył wydać jęku konania. Modlitwa staruszka zamiera w ustach. Czuje on, że stalo się coś najgorszego. Czuje wir naganianego wiatrem powietrza, czuje jak deszcz chluszcze jego twarz. Sięga po latarkę, którą przezornie położył w najbliższej odległości od siebie, zapala ją i widzi wreszcie tragiczny swój los, widzi psa przygniecionego potężnym konarem. Co dzieje sie potem, nie wie. Cuci go rzeźkie powietrze i światło księżycowej pełni. Nie jest w stanie porachować czasu jaki upłynął od zdarzenia. Zapala jeszcze raz latarkę i widzi na placyku przed domem nietknięta przez zawieruchę budę psa.
Płacze zdradzony przez los.
Tak to było.
Ile jeszcze takich historii można wyssać z piersi matki - miejsca urodzenia...

2 komentarze:

  1. Od wczoraj myślę o podobnej historii z życia wziętej, ale równie niewiarygodnej. Dwa dni temu na opolszczyźnie piorun trafił w trzech chłopaków. Przeżylipoczątkowo wszyscy, ale w jednego z nich piorun trafił ponownie i dokończył wykonywanie boskiego wyroku. I tu pytanie: czy Pan Bóg się myli? Czy los, natura, czy jak zwał, tak zwał musi poprawiać działanie, aby osiągnąć zamierzony efekt? A może przypadek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Fatum? Los? Kaprys Najwyższego?...

    OdpowiedzUsuń