ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 lutego 2015

Wstrząśnięty feudalizmem

Ile razy powracam do kraju, tyle razy jestem wstrząśnięty. Ten pierwszy raz ma miejsce tuż po przekroczeniu granicy, gdzie poddawany jestem wstrząsom na słynnych polskich drogach. Ale nie o tym.
Za granicą mówi się wiele o tym ohydnym prawie, jakie wprowadził rząd niemiecki, zmieniając zasady funkcjonowania transportu międzynarodowego na niemieckich autostradach i landówkach. Wprowadzenie obowiązku minimalnej płacy dla pracobiorców na terenie Niemiec to może dobra wiadomość dla rodowitych Niemców, gdyż w tym kraju prawo to rzecz święta, a każdy zdroworozsądkowicz wie, że podwyżka płacy minimalnej do wysokości 8,5 euro brutto za godzinę złą wiadomością nie jest. Przy okazji ta zmiana prawa, jak się wydaje, nie jest podyktowana jedynie troską o portfel pracownika najemnego, lecz przy okazji eliminuje z konkurencji zagraniczne, w tym polskie, podmioty w branży transportowej, gdyż nie będzie ich stać na zapłacenie kierowcom minimalnej, godzinowej, niemieckiej stawki za pracę na terenie Niemiec. 
Cała sprawa jest wielowątkowa. Z jednej strony jednostronne wprowadzenie obowiązkowej stawki za godzinę świadczenia pracy jest względem podmiotów niemieckich niczym innym jak ingerencją w system wynagrodzeń i system podatkowy innych krajów. Przy tej okazji należałoby zwrócić uwagę, że podwyższenie minimalnej godzinowej stawki za pracę nie dotyczy pracodawców niemieckich funkcjonujących poza terenem Niemiec. Oznaczałoby to bowiem automatyczną plajtę wszystkich, ale to dosłownie wszystkich niemieckich firm działających na wschód od Odry, Nysy Łużyckiej i Sudetów. Tam bowiem opłacalność produkcji i usług zależy odwrotnie proporcjonalnie od oferowanych przez firmy wynagrodzeń.
Z drugiej jednak strony (poruszałem już ten temat w jednym z wpisów) zachodzę w głowę dlaczego polskich firm nie stać na podwyżkę wynagrodzenia dla kierowców skoro rodzimi ciężarówkowicze: otrzymują te same kilometrowe stawki za przewóz towarów, kupują paliwo w tych samych cenach, podróżują po tych samych drogach i podlegają tym samym opłatom za korzystanie z autostrad, przewożą te same towary o zbliżonym tonażu, dysponują porównywalną flotą pojazdów o zbliżonych lub identycznych kosztach eksploatacji pojazdów (dajmy na to, że poruszamy się w obrębie jednego tylko państwa UE - Niemiec). Dlaczego więc jednych stać a innych nie stać na wypłatę stawki ninimalnej? Podkreślam: minimalnej. Prawdopodobnie różnica tkwi nie w jakości pracy polskich kierowców, lecz w strukurze polskich firm transportowych, w przeroście administracji, w kosztach osobowych urzędników,  w nie przystających do możliwości finansowych firm, zbyt wysokich zarobków kadry kierowniczej kosztem ludzi, dzięki pracy których w ogóle firma zarabia (patrz - temat aktualny: spółki węglowe).
Na to ostatnie spostrzeżenie polskie władze oczywiście nie zwracały i nie zwracają uwagi. Zawsze, ale to zawsze w tak zwanych słynnych liberalnych restrukturyzacjach od samego początku transformacji ustrojowej to ostatnie ogniwo - robotnik, pracownik najemny traci najbardziej. Jest tym mięsem armatnim czasu pokoju i dobrobytu. Pięciu, dziesięciu takich wyrzuca się na bruk, aby utrzymać jedno stanowisko kierownicze. Oferuje mu się najniższe wynagrodzenie na podstawie obowiązujących śmieciowych umów, którymi w przyszłości, przy obliczaniu emerytury można sobie wytrzeń pewną, wrażliwą część ciała, albo też oferuje się minimalne wynagrodzenie (dzisiaj jest to jakieś 1300 na rękę), przy bezczelnie zwiększonej liczbie godzin, jakie pracownik musi w miesiącu przepracować, aby dostać minimalną  wypłatę.
Nie ma w polskim rządzie, w parlamencie nikogo, kto spróbowałby policzyć, ile to godzin musi przeprowacować taki na przykład pracownik ochrony, aby móc odebrać minimalna zapłatę. Pomogę. Obliczę. Wysokości stawki, rzecz jasna, nie biorę z sufitu, a bezposrdnio z zapisów umowy, śmieciowej, oczywiście.
Obliczamy zatem w  netto, wychodząc od kwoty 1300 złotych, zakładając też, że miesiąc to dni trzydzieści oraz przyjmując stawkę w przerażającej wysokości 2 złotych za godzinę.
1300 : 2 = 650 godzin. Tyle godzin właśnie powinien przepracować pracownik pracy najemnej, aby otrzymać płacę minimalną. Oznacza to, że pracownik musi przepracować ponad 21 godzin dziennie!!! Ciekawe jest również to, że firma ochroniarska otrzymuje od firmy, którego obiektu pilnuje stawki, które nijak się mają do tych, jakie oferują swoim pracownikom. Na przykład z 25 złotych brutto, przekazywanych przez firmę “matkę” na pracownika, pracownik ochrony otrzymuje 5 złotych brutto. Gdzie ta nadwyżka? Do czyjej kieszeni idzie to 80%? W porównaniu z minimalna płacą netto w Niemczech (przyjmuję, że netto to 6,5 euro, a ta podana przeze mnie stawka to 0,5 euro na godzinę, wychodzi na to, że zarobki Polaka to 1/13 pensji Niemca. W życiu nie uwierzę, że różnica ta wynika z niższej wydajności pracy, z zapóźnień rozwojowych, z różnic w systemach podatkowych obu państw. Z czego zatem? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ Polska, zdaniem jednego z wysoko postawionych urzędników to “ch.., kupa i kamieni kupa”, przeto nie dziwota, że tak opisywanej Polski obywatele nie mogą być traktowani inaczej niż jak pańszczyźniani chłopi, badź też Murzyni na plantacjach bawełny w Alabamie. Władzy nie tylko odpowiada ta sytuacja, ale wykazując zero zainteresowania dla przedstawionego powyżej problemu, wspomaga ona działanie firm korzystających z niewolniczej pracy poddanych. To tylko władza odpowiada za tę sytuację, za zaniechanie jakichkolwiek działań, za to, że sprzyja niewiolnictwu. Władza jest wobec tego albo głupia, albo ma w tym swój interes.
Władza w Polsce (to kolejny powód mojego wstrząśnięcia) ma natomiast interes w tym, aby udzielać kredytu Ukrainie, aby na wszelkie możliwe sposoby wspierać Ukrainę w wojnie na wschodzie. Polską racją stanu jest finansowa, polityczna i gospodarcza pomoc obcemu państwu i obcemu kapitałowi; nie jest natomiast polską racją stanu, aby najbiedniejszym Polakom ulżyć podwyższając płace minimalną, albo w przypadku stosowanych przez firmy o feudalnych stosunkach pracy niegodziwości, ukrócić praktykę stosowania, głodowych, antyhumanitarnych stawek godzinowych.
Tak, to wina obecnego i przeszłych rządów a w zasadzie nierządów. I wina ludzi, którzy wspierają przy urnach kolonialną politykę wyzysku własnych obywateli, którzy wolą mieć oczy szeroko zamknięte, którzy bezgranicznie ufając władzy, za wszystko co złe obwiniają głupie społeczeństwo; że ludzie ośmielają protestować, strajkować, że ośmielają się w ogóle źle myśleć o prowadzonej przez rząd polityce, że mówią źle o rządzie, który przecież zawsze chce dobrze i zawsze ma rację, zawsze.
Przyznam się szczerze, że do takiego zakłamania jakie obecnie panoszy się po politycznych i medialnych salonach, anim przypuszczał, że dożyję. Całe szczęście, że jestem już bliżej końca niż początku i, nie bez drwiny i szyderstwa powiem: nic tu po mnie.

2 komentarze:

  1. Z pewnością znasz takie powiedzenie: "Biedny jest ten kto ma rację..."
    Tak mi mówiła moja Mama gdy się jej wypłakiwałam i wyżalałam - najpierw jako dziewczynka, potem młoda kobieta, a potem dojrzała kobieta.
    Nic się nie zmienia Andrzeju... Zawsze będzie pan i niewolnik - niezależnie od ustroju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Stokrotko, zamknij mnie w luksusach salonu, puść muzykę najprzedniejszą (najlepiej Bacha), karm mnie manną kaszą i innymi frykasy, a i tak, jeśli cokolwiek złego dojdzie do mnie przez kunsztownie atłasem wyciszone ściany, niesprawiedliwości wszelkiej maści urągał będę, nawet wtedy, gdyby mój głos był jedynym, co bezechem się roznosi po Białowieskiej Puszczy. Takie'm posiadł wychowanie i taka jest konstrukcja moja, która pewnie zakończy swój żywot wraz ze śmiertelną dewastacją mojej szpetnej postaci...

    OdpowiedzUsuń