ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 sierpnia 2015

RYBOBRANIE

Pod wieczór się miało, kiedy stary pisarz dobrnął wreszcie do zakola rzeczki, nad którą z cierpliwością godną pierwszej strony „Naszego Głosu” radca Krach uczestniczył w rybobraniu.
- A przynajmniej są tu jakie ryby? - zapytał radcy, siadając na zwiniętym na pół kocu, przy którym w błyszczącym niklowym blaskiem wiaderku pluskały niewielkie okonki i kiełbie.
- Przyjacielu - ozwał się pan radca - ten niemrawy potoczek, gdybyś podążył nim nieco w górę, pod lasek, łączy się z naszą lokalną rzeczką, wzburzoną po ostatnim oberwaniu się chmury. Muszę ci powiedzieć, że w okolicznościach nagłego wody przyboru nawet tak szlachetna ryba jak szczupak tumanieje i chcąc uniknąć silnych wirów, rozpływa się w okolicznych kanałach i zagłębieniach, które teraz są wodnym szlakiem, jutro zaś pozostaną strumykiem niewielkim, skąd ryba powrotu do głównego koryta rzeki nie będzie miała. Nie opowiadano ci, jak miejscowi ludzie wyłapują szczuki własnymi rękami, gdy wielka woda już zeszła? Tak, przyjacielu, poluję tutaj na szczupaki, rybę szlachetnie urodzoną i wiem, że moja cierpliwość okaże mi w końcu szacunek.
- Tymczasem spławik ani drgnie - uśmiechnął się stary pisarz.
- Nawet jeśli nie drży, to bawię się doskonale. Obejrzałeś ciżemkowskie gospodarstwo Piotra i Joanny?
Stary pisarz, który jeszcze nie pozbył się zapachu przedniego, tłustego, koziego sera, jakim był poczęstowany, nie oprzytomniał po konnej przejażdżce na lonży pod troskliwym okiem Joanny, który nie otrząsnął się jeszcze z apetycznego smaku jajecznicy spożytej z przaśnym, suto pociągniętym masłem chlebem, w nastroju był znakomitym i jednego, czego żałował, to tego, iż tak późno się zdecydował na złożenie wizyty ciżemkowskim osadnikom. W rzeczy samej dziwił się również temu, że mieszkając tyle długich lat w miasteczku, nigdy w dobrach ciżemkowskich nie bywał, gdzie, jak umyślił sobie wyrazić, jego „prozatorski zapał i natchnienie cudownie wznoszą się na skrzydłach Pegaza”.
- Obejrzałem, mój drogi radco, i jestem pod wyśmienitym wrażeniem i miejsca, i gospodarzy. Nie dziwię się też pana śmiałej decyzji o osiedleniu się tuż obok majątku państwa młodych, choć podejrzewam, że pracy na tej działce czeka pana wiele.
- Mój drogi, jeszcze jak tę okolicę oglądałem na prośbę dzisiejszych młodych gospodarzy, zauroczyło mnie to miejsce i stwierdziłem, że i ja osiedliłbym się w nim na stałe. Obejrzałem więc okolice tej starej, zniszczonej przez szmat czasu, zagubionej pod lasem leśniczówki i dowiedziawszy się, że jest do kupienia za znośną cenę z racji zaniedbania, postanowiłem ją nabyć.
- I chował pan tę rewelację w słodkiej tajemnicy.
- Chowałem, bo nie wiedziałem, co będzie. Żona trochę odradzała, że chałupa zapuszczona i chociaż sąsiedztwo przemiłe, to ileż pracy trzeba by w działkę włożyć, aby na stare lata schronienie dawała. W dodatku ledwie ćwierć hektara nadaje się pod uprawę; reszta - łąki podmokłe, a wyżej świerczki i brzózki oraz piasek; na szczęście las tak blisko. Wcale nie dziwię się małżonce, że „na co ci ten problem na stare lata?”, przestrzegała.
- A wie pan, że i ja chciałbym mieć taki zakątek natury dla siebie? - westchnął stary pisarz.
- Tedy gdy już się urządzę, zajeżdżaj do mnie przyjacielu choćby na miesiąc cały.
Stary pisarz wiedział doskonale, że jeśli pan radca coś poważnego powie, to nie jest rzucanie na wiatr słów byle jakich, a przy tym, jeśli takim, przed chwilą usłyszanym tonem mówi, to brzmi to tak, jakby serce na dłoni podawał. Tym niemniej ogarniała go wątpliwość, czy pan radca podoła posiadłość swoją do zamieszkania przywrócić.
Radca Krach tak jakby oczekiwał posianych przez swego rozmówcę wątpliwości i natychmiast przystąpił do ich rozwikłania.
- Widzisz, przyjacielu, ja do budowlano-murarskiej roboty nie przywykły i mało się znam na niej, lecz znajduję się w tym sympatycznym położeniu, że z finansami nieźle sobie radzę. Prawda, że w nasze pismo zainwestowałem sporo, lecz, dzięki Bogu, nie dokładam teraz, choć przypuszczałem, że dokładać będę. Mam więc jeszcze trochę gotówki i tę leśniczówkę, jak mi Bóg miły, poddam restauracji nie gorszej niż to, co ci młodzi sąsiedzi uczynili z majątkiem swoim. Umyśliłem sobie - ciągnął radca Krach, a spławik już nawet nie tylko nie drgał, lecz na połyskującej karminowym blaskiem wodzie się położył - umyśliłem sobie, że do pracy nad leśniczówką najmę tę nową brygadę, której pomagałem się otworzyć.
- Pięknie to pan umyślił - przyznał stary pisarz, nie spuszczając ze spławika oczu - raz, że dla pana to pożytek, bo też nie mają prawa z pana zdzierać; dwa, że dla nowej firmy taki uczciwy i wypłacalny inwestor to niczym wartka woda na młyńskie koło. Coś mi się zdaje, że to lin.
- Już z nimi rozmawiałem. Dogadaliśmy się. To będzie ich pierwsze poważne zlecenie. Plany remontu już się rysują.
- Na pewno lin - upierał się stary pisarz, lecz radca Krach zapewne miał przed oczami ten baśniowy obrazek murowanej chatki, otoczonej świerczynami, pobliskiej drewutni i komory, w której można trzymać siano, albo kurki popasać.
- Jakiż lin, przyjacielu? - zapytał po trwającej jakiś czas chwili pan radca.
- Mówię panu, że to lin - kontynuował stary pisarz - tylko lin tak bierze. Chwyta przynętę na haku i nie tak jak okoń czy szczupak zapuszcza się w głębinę, lecz tuż pod powierzchnię wody podpływa, przez co spławik wariując, łamie się i na płask po powierzchni wody faluje.
Na te słowa radca Krach oprzytomniał i zaciął gwałtownie wędziskiem, a czując ciężar na żyłce, westchnął dumnie i głęboko, wzniósł wędkę ku górze, po czym kołowrotkiem ściągał żyłkę, a wtedy to pływające zwierzę poczęło wywijać hołubce w wodzie, ciągnęło zwodniczy hak w stronę kępy tataraku, wiedząc doskonale, że pośród korzeni i łodyg zdradziecką linkę zaplątać łatwiej i w końcu się od niej wyswobodzić, lecz dzielny pan radca tym razem był uważniejszy, robiąc z wędką kilka kroków w stronę, gdzie wodne zielsko nie przeszkadzało połowowi; z ochotą ciągnął dzielną rybę, która już, już na wierzch wody się dostawała, ale wciąż harcowała zwinnie, krążąc i trzepiąc o falującą wodę ogonem i wreszcie walką z przeciwnikiem tak znamienitym strudzona, białą flagę pokazała i pozwoliła swój pysk krwiożerczy z haka wyswobodzić, i chętnie odpocząć po tym zmaganiu z człowiekiem, w wiaderku wraz z drobnicą, na łakomą przynętę dla szczupaków przygotowaną. 
- Ale że na rybkę wziął? - zdziwił się stary pisarz.
- Przyjacielu, wziął na robaka - uspokoił pisarza pan radca - przez godzinę łowiłem na kiełbika i kiedy nie skutkowało, założyłem robaczka i… proszę, jaki przystojny lin nam się trafił.
Lin na te słowa merdnął ogonem okazale, wzbudzając trwogę wśród dotychczasowych mieszkańców wiaderka.
- Jeszcze taki jeden - ciągnął radca Krach - a będziemy mieli sutą wieczerzę.
Stary pisarz był już nadzwyczaj posilony, więc perspektywa wieczerzy z tłustym linem w roli głównej nie bardzo do gustu mu przypadła, lecz nie śmiał się rozradowanemu radcy sprzeciwić tej perspektywie.
Ten zaś kolejnego robaczka na hak założył i zarzucił.
Czas niepostrzeżenie postarzał się o minut kilkanaście i właśnie wtedy, gdy pierwsze emocje po złowieniu ryby opadły, radca Krach sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki, sięgnął i wydobył z niej kremową kopertę, otwartą; znać z tego, że jej zawartość była panu radcy znana. Trzymając w prawicy tę kopertę radca Krach zdawał się być odmieniony. Nie takiego go znano, gdy w kawiarence biesiadował z innymi, gdzie ciętym słowem i humorem rozpędzał ponure chmurzyska nastrojów. Pan radca Krach sprawiał teraz wrażenie rozmarzonego, w zgoła innym przebywając miejscu, nie w kawiarence się ulokował, nie w tej lichej leśniczówce, której czuł się gospodarzem; przebywał cokolwiek dalej… dalej i jednocześnie blisko uczepił się swoich myśli, tak na wyciągnięcie ramion. 
- Przyjacielu - wyrzekł ze skupieniem w głosie w tym upojenia stanie - czy chcesz poznać, dlaczego tak pilnie do tej budowy się zabieram, do tego podleśnego domku, gdzie cisza i spokój takie, jakby przez samego Boga, bez ingerencji ludzkiej dane? Chcesz poznać? - powtórzył swe pytanie, wiedząc, że bez odpowiedzi je pozostawia.
Wyjął z koperty złożony na czworo plik kartek, zapisanych dużymi literami, wyjął i wręczył staremu pisarzowi.
- Przeczytaj.
Stary pisarz podjął to wyzwanie, siadł wygodnie, kartki rozłożył i w milczeniu, do którego przywykał przez lata, rozpoczął czytać.

 /02.08.2015, na granicy francusko-belgijskiej pod Lille/

2 komentarze:

  1. Moczenie kija tylko w doborowym towarzystwie. A w Ciżemkach jak zwykle zacne.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... w dodatku kiedy upał srogi, taka przyjemność nad garścią wody jest nie do przecenienia

    OdpowiedzUsuń