ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 sierpnia 2015

ZASŁABNIĘCIE

- Pani Joasiu, musi pani zwolnić tempo życia - powiedział doktor Koteńko zawezwany do omdlenia, jakie już po raz trzeci przydarzyło się pierwszej obywatelce Ciżemek.
- Kiedy panie doktorze tyle pracy przed nami. Wstaję przed szóstą, bo pan wie, że dwie krówki i dwie kozy mamy, i trzeba wydoić, a z koziego mleka ser uwarzyć, bo na to krowie nabywców znajdujemy. A potem te konie. Mam trójkę dzieci po porażeniu mózgowym i jedno autystyczne. Już przed ósmą rozpoczynam terapię, bo wie pan, że letnia porą najlepiej wykorzystywać koniki ranem albo wieczorem, kiedy nie ma już upału. Nawet nie zdaje pan sobie sprawy z tego, jak szybko te dzieciaki przywiązały się do koni. To cudowne, że mogę obserwować z bliska, jak te chore dzieci reagują na kontakt z koniem, z jakim namaszczeniem dotykają końskiego grzbietu, jak przytulają się do ich ciepłych ciał, jak ich niesprawne kończyny: nogi i ręce nabierają siły, jak zwiotczałe mięśnie wykazują nagle nadzwyczajne umiejętności chwytu, jak ich pozbawione sprężystości ciała niespodziewanie odzyskują równowagę. Wszystko to odbywa się stopniowo, malutkimi kroczkami, lecz dla mnie i dla ich opiekunów zauważalnie. A to autystyczne dziecko, które żyło dotąd i żyje w swoim zamkniętym świecie przeżyć i emocji. Jak ono ożywia się w kontakcie ze zwierzęciem, znajdując w tym jakiś cel, a jest nim właśnie bliski kontakt z końskim ciałem, wilgotnymi nozdrzami, grzywą, w która wplata swoje palce. Pan wie doktorze lepiej ode mnie, czy hipoterapia wskazana jest dzieciom przeżywającym świat inaczej, ale ja czuję, że tak jest. Widzę w tym moim podopiecznym taki rzadko spotykany błysk w oczach, choć na początku była to ciekawość powstrzymywana przez lęk przed zwierzęciem, była chęć ucieczki, ale później, stopniowo ten strach ustępował… pan wie, hipoterapia wymaga cierpliwości.
Końmi i hipoterapią zaraziłam się na SGGW. Jest taka pani profesor, co piękną i mądrą książkę napisała… i bardzo chciałam kiedyś się tym zająć.
Doktor Koteńko przymykał już swoją walizeczkę, z którą wędrował po domach pacjentów jak, nie przymierzając, komiwojażer oferujący błyskotki do kupienia.
- Ja to wszystko rozumiem, pani Joasiu - powiedział wyrozumiale - ale zdrowia oszukać się nie da, a jego brak spowoduje, że przyjdzie taka chwila, kiedy już więcej pani nie pomoże swym małym pacjentom. Młoda jest pani, młoda, więc swoja przyszłość jak przez mgłę pani widzi… a tu i o swoim dziecku pomyśleć trzeba.
- Jeszcze na mnie nie czas - odrzekła przyrumieniona na policzkach - musimy ogarnąć nasze gospodarstwo. Mąż też pracuje. Ciężko zdobywa dla siebie miejsce w weterynaryjnym fachu, skupiając się na razie na leczeniu piesków i kotków, a z tego się nie wyżyje, a chciałby sobie porządny gabinet sprawić. To kosztuje i chociaż oboje naprawdę od naszych rodzin silne wsparcie mamy, to trzeba cierpliwości…
- To tak jak przy hipoterapii - westchnął pan doktor - potrzeba wiele cierpliwości - znam też wasze plany odnośnie otwarcia ośrodka jeździeckiego… ale wszystko w swoim czasie - dopowiedział i kilka tabletek na dzień dzisiejszy do zażycia przez Joannę pozostawił. Wypisał też receptę i, co najważniejsze, skierowanie na badania.
- Pani Joasiu, jutro koniecznie chcę panią widzieć o siódmej rano na czczo w naszym ośrodku, i koniecznie uśmiechniętą - nakazał - musimy się pani gruntownie przyjrzeć od środka.
- Przyjdę na pewno, panie doktorze - zapewniła - może jeszcze zdążę po powrocie z ośrodka z radcą Krachem porozmawiać.
- Pan radca Krach u państwa o tak porannej porze? To do niego niepodobne.
- A tak. Zjawi się u nas z małżonką, aby poważną sprawę z nami omówić… to pan doktor nic nie wie, o zakusach radcy Kracha?
A doktor Koteńko nie wiedział, bo i skąd.

29.07.2015  W Norymberdze w Niemczech/

2 komentarze:

  1. W Ciżemkach ludzie nie myślą o s sobie. Pomagają innym, troszczą się o ich zdrowie, doradzają. Mają czas, cierpliwość w osiąganiu celu i tyle empatii dla pozostałych.

    OdpowiedzUsuń
  2. ... bo w kawiarence i zaprzyjaźnionych Ciżemkach są ludzie, których pewnie w całym świecie jest więcej niż tysiące, lecz akurat w tych miejscach dokonała się zamierzona kondensacja tej wzajemnej dobroci i szlachetności. Jednocześnie, jak rzekł do mnie onegdaj stary pisarz, te miłe okolice i zaludniające je postaci wskazują na to, że naprawdę to tak niewiele potrzeba, aby ta sympatyczna epidemia rozlała się po innych krainach, gdzie dotąd jedynie samouwielbienie, pycha i głucha, odczłowieczona ciemność panuje...

    OdpowiedzUsuń