CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 marca 2016

URLOP NA KÓŁKACH

- Wiesz, Jean, najpierw to sobie pomyślałam, że wybierać się na urlop z początkiem marca to gruba przesada, ale w końcu jedziemy na południe, prawda?
- Na razie to stoimy a nie jedziemy, Matyldo.
- Bo akurat musiałeś wybrać się tą podrzędną drogą. Już jak po raz pierwszy złapaliśmy gumę, powinieneś to przemyśleć i skierować się na autostradę.
- Ależ Matyldo, zawsze podobała ci się jazda bocznymi drogami. W dodatku cały czas przypominasz, że nie stać nas na autostrady.
- To prawda. Z mojej emerytury nie zwojujemy zbyt wiele, a o tobie jakoś szef nie pomyślał przy planowaniu podwyżek.
- Nikt nie dostał podwyżki. W każdym bądź razie ja o tym nic nie wiem.
- Do tego dostałeś urlop wcześniej niż w zeszłym roku.
- Nie narzekaj, Matyldo. Pamiętasz, rok temu cały czas lało jak z cebra, a ty zapomniałaś przypomnieć mi, abym wziął rowery i nie zabrałaś telewizora.
- A ty zapomniałeś o moim czerwonym neseserze, do którego zapakowałam swoje nowiutkie wdzianko.
- Ty z kolei wsadziłaś mopa do pokrowca zamiast wędki.
- Jean, było minęło. Mamy słońce i cieszmy się z tego. Byleby tylko ta pomoc drogowa przyjechała.
- Już godzina minęła… mieli zadzwonić i nic.
- Kiedy dzwoniłam, odezwał się jakiś sympatyczny pan i powiedział, że zorganizuje pomoc najszybciej jak to tylko możliwe.
- I to jest to najszybciej, Matyldo? Przecież czekamy już godzinę na tym odludziu.
- Tak sobie myślę, Jean, że jeszcze nie ma czternastej, więc na pewno mają obiadową przerwę i dlatego czekamy.
- Ech, ci nasi rodacy.
- Zdziwiony jesteś? U ciebie w pracy też jest przerwa i choćby klient padał przed tobą na kolana, nie obsłużysz go pomiędzy dwunastą a czternastą.
- To prawda, ale w sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, mamy do czynienia z wypadkiem losowym, Matyldo.
- Oj, coś los ci nie sprzyja tym razem, Jean. Najpierw poszło to pierwsze koło. To prawda, wymieniłeś oponę, ale czasu zeszło się przy tym. Potem uzupełniając płyn w chłodnicy, parzysz dłonie. Kto to dolewa płynu, kiedy silnik rozgrzany jest do białości.
- Spieszyłem się. Swoją drogą zdumiewa mnie twoja wiedza na temat obchodzenia się z silnikiem.
- O tym chyba każde dziecko wie, że w chłodnicy wytwarza się ciśnienie… zaczekaj… dostałam sms-a… aha… wyruszają kwadrans po czternastej… czyli za piętnaście trzecia będą. Ale wiesz, Jean, polać ropą spodnie przy tankowaniu to chyba tylko ty potrafisz. Czy wiesz, że tego się nie spierze? A jeśli nawet, to pozostanie odór.
- Matyldo, to stare spodnie.
- Ale wyglądały jak nowe i kosztowały ponad pięćdziesiąt euro.
- Podarowała mi je Paulina.
- Tym bardziej powinieneś uważać. I co teraz zrobisz? Do czego się będą nadawały?
- Matyldo, w tym roku miałem sobie kupić nowe ogrodniczki do pracy w ogrodzie. Wykorzystam więc te, które zalałem olejem. Zaoszczędzimy. Co masz taką kwaśną minę?
- Zaoszczędzimy. Pewnie. Znowu boli mnie wątroba.
- Jadłaś coś? Mówiłem, żebyś się nie objadała przed podróżą.
- Nie objadałam się, Jean. Zjadłam trochę szynki oraz surówkę z rzodkiewki, świeżych ogórków i sałaty.
- Matyldo, ty tę całą zieleninę kupiłaś w markecie?
- No przecież własnych warzyw w ogródku jeszcze nie mamy.
- Chcę powiedzieć, że ta wczesna sałata, rzodkiewka i ogórki, to wszystko razem wzięte nafaszerowane jest chemią. Nic dziwnego, że boli cię wątroba.
- Nie dość, że boli, to chyba będę musiała się załatwić, a ty stanąłeś w takim miejscu, że do pierwszego krzaczka mam z dwieście metrów.
- No przecież nie będę jechał na felgach, Matyldo. Lepiej weź coś na tę wątrobę.
- Wzięłam, Jean. I to dwie te duże, podłużne, niebieskie tabletki.
- Matyldo, czy ty chcesz powiedzieć, że wydobyłaś z tej małej buteleczki dwie niebieskie tabletki i połknęłaś je?
- Tak, Jean. Nie zauważyłeś tego, bo prowadziłeś auto i słuchałeś radiowej relacji z meczu Paris Saint Germaine - Bordeaux. Zażyłam je, popijając kawą z termosu.
- Nie powinnaś tego robić, Matyldo.
- Ja ciebie nie rozumiem, Jean. Najpierw mi mówisz, że powinnam coś wziąć na wątrobę, a potem…
- Nie powinnaś brać tych niebieskich tabletek, bo to są moje lekarstwa. Twoje mają kolor różowy.
- Co za różnica. Jeśli je nawet wzięłam, to chyba nic złego się nie stanie. Wiem, że bierzesz lekarstwa na uspokojenie nerwów. Może i mnie się przyda.
- Matyldo, ja nie wziąłem z sobą tabletek na uspokojenie nerwów. Podczas urlopu - tych naszych wczesnych wakacji - nie są mi one potrzebne. Kupiłem je na wszelki wypadek, gdyby Joanna z Patrickiem przyjechali do nas na święta ze swymi uroczymi bachorami.
- Jak ty się wyrażasz, Jean. Proszę, nie mów tak. To urocze dzieci.
- Dopóki nie zażądają, abym pozwolił im wskoczyć na swój grzbiet i udawał konia. Że też, Matyldo, te nasze wnuki nie bawią się w ten sposób z tobą.
- Oj tam. Trzeba mieć podejście do dzieci. Jean… jakie więc tabletki wziąłeś z sobą? Czy ja o czymś nie wiem?
- Po prostu są mi one potrzebne.
- Zaraz, zaraz, Jean… one nie na darmo mają kolor niebieski. Czy te tabletki, Jean są… no wiesz. Mogłam się tego domyśleć… ostatnio jesteś taki wyrywny… ale wybacz, Jean, w twoim wieku? Słuchaj… teraz ja wszystko wiem, dlaczego w ostatniej chwili zamieniłeś miesiące urlopu z czerwca na marzec z tą, jak jej tam, Nathalie. I do tego były ci potrzebne te tabletki?
- Co ty mówisz, Matyldo? Nathalie jest moją koleżanką z pracy, znacznie młodszą ode mnie… prosiła mnie…
- No właśnie, znacznie młodszą… jak mogłeś mi to zrobić, Jean?
- Matyldo to nieporozumienie!
- Nieporozumienie? A te ciągłe dyskusje w pracy przeciągające się aż do osiemnastej, o których mi opowiadałeś? Czy one naprawdę dotyczyły różnic w poglądach politycznych. Ty - zatwardziały konserwatysta i ona - socjalistka. I ty mi chcesz wmówić, że rozmawialiście o polityce? W takim razie… powiem ci, choć miałam tego nie robić… ja, Jean, głosowałam na partię pani Le Pen, bo jestem pod ogromnym urokiem tej pani… tak, kochanie.
- Jak mogłaś to zrobić, Matyldo? Przecież ona jest zręczną intrygantką.
- Nie mów w ten sposób o kobietach, których nie jesteś w stanie zrozumieć.
- Matyldo? Co ci dolega? Ty się krzywisz? Boli cię bardzo?
- Jean, daj spokój, ja muszę do toalety… ta wątroba… i w ogóle kiepsko się czuję po tym twoim męskim lekarstwie.
- Matyldo, kochanie, wiesz, że jestem już w pewnym wieku i muszę.. rozumiesz… dbać o swoje nerki. Nie udaj, przecież wiesz, że mam tendencje do odkładania się piasku w nerkach i to lekarstwo, Matyldo, jak by ci to wytłumaczyć, nie pozwala na tworzenie się złogów… jest moczopędne…
- Och, Jean… więc to nie jest to lekarstwo, o którym myślałam?
- Absolutnie nie, kochanie.
- Podprowadzisz mnie do tych krzaczków, Jean. No patrz, co narobiłeś. A tej cholernej pomocy drogowej jeszcze nie ma. Zaraz zadzwonię, a teraz… powolutku, Jean. Ja cię bardzo przepraszam, kochanie, za te moje podejrzenia, ale wiesz, ja już bym chyba wolała, żeby to były tamte tabletki, o których wcześniej myślałam.
- Naprawdę, kochanie?
- Naprawdę. A teraz mnie już zostaw. Dam sobie radę. Widzisz, gdybyśmy jechali autostradą, zapewne zatrzymalibyśmy się w takim miejscu, w którym jest toaleta. Jesteś bardzo pechowy, Jean. 

[28.02.2016, na granicy belgijsko-holenderskiej koło Bredy]

6 komentarzy:

  1. Przyznaję Ci wszystkie literackie nagrody świata za ten tekst!!!!
    CUDNY!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, dziekuję... Myślę, że jeszcze wróce do jeana i Matyldy, aby sobie troche podworować z Francji i Francuzów :-)

      Usuń
  2. Kupiłam zestaw witamin w butelce dla seniorów, otwieram - a tam tabletki w kolorze błękitnym, domyślasz się, co pomyślałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się... a wiesz... moze to lepiej, że własnie taki mają kolor... :-)

      Usuń
  3. Kiedyś po latach te przepychanki słowne kto o czym zapomniał i co miał na myśli będą ich rozczulać i bawić. Dialog o niebieskich pastylkach rewelacyjny, ubawiłam się i przy okazji siebie zobaczyłam, gderać lubię jak każdy, kto przeforsować chce swoją rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stąd wniosek, że ludzie wszędzie są tacy sami, choć umiejscowienie akcji we Francji, jak sie domyslasz, jak najbardziej celowe :-)

      Usuń