ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

27 grudnia 2016

IMIENINOWO

Nie wiem jaki jest zwyczaj w innych domach, ale u mnie nie obchodziło się urodzin, tylko imieniny.
Tegoroczne swoje imieniny spędzam jakieś 80 kilometrów na południowy wschód od Bordeaux, całkiem blisko granicy z Hiszpanią. Tak się złożyło, że i mój nowy spedytor jak i też kierowca busa, z którym wieźliśmy towar spod Albertville w Alpach do Marmande to również Andrzeje i chociaż podobno tych imieninowych „świętych” w kalendarzach jest sporo, to zwykle Andrzejki obchodzone są 30 listopada.
W całej Francji grudniowy już chłód. Przymrozki dochodżą do minus siedmiu stopni, ale drogi nawet w Alpach są czyste, bez śniegu. 
Zanim dotarłem pod Albertville, pojeździłem sobie trochę po francuskich Alpach jadąc z Niemiec z towarem w dwa nieodległe od siebie miejsca: Marignier i Thyes. A trzeba było wykonać spory objazd przed Genewą, aby nie przejeżdżać przez Szwajcarię. Prowadząca mnie nawigacja wybiera bowiem krótszą trasę, lecz nie wie, że przez Szwajcarię przejeżdżać nie mogę, bo musiałbym zapłacić cło.
Przejeżdżałem przez Annecy, urokliwą miejscowość nad jeziorem o tej samej co miasto nazwie, położonej w rozległej niecce, otoczone rodańskimi Alpami. Byłem już w tym miejscu latem. Roiło się wtedy od turystów dla których wielką atrakcją jest łagodny klimat, piękne widoki Alp oraz wody jeziora z całkiem przestronnymi plażami. Nieco wcześniej przejeżdżałem przez Nantuę - tam też jest jezioro, mniejsze bardziej zacienione przez alpejskie szczyty.
Po drugim wyładunku mam niewiele czasu na zrobienie zdjęć rzece Arve a właściwie jej kaskadom oraz widocznemu stąd w oddali pokrytego lodowce i śniegiem Mont Blanc. Ledwie zdążyłem zjeść późne śniadanie, wyruszam pod Albertville do Ugine. Słonecznie, piękna jazda z serpentynami i „agrafkami”. Niezbyt wysoko (do 1100 metrów) ale prześlicznie stromo - to lubię. Potężny, zawsze zaśnieżony masyw Mont Blanc coraz bliżej. Coś mi się wydaje, że niedawno zeszły w tym miejscu lawiny, które zatrzymały zwały śniegu w pół drogi po stoku. W końcu odbijam nieco na południe, zmieniając kierunek jazy z Chamonix na Albertville. Wlokę się przez pewien czas za włoskim tirem, a kiedy ten zjeżdżą gdzieś w boczną drogę dościgam na podjeździe dwie osobówki. Tych jednak nie uda mi się wyprzedzić. Za mało miejsca i cały czas te przepiękne zakręty. Dojeżdżam wreszcie pod załadunek. załadowują mnie sprawnie i biorę kurs na Bordeaux. Trasa świetna, dobrymi landówkami i niepłatnymi autostradami w stronę Mulins, Nevers i Limoges. Staram się przejechać jak najwięcej kilometrów, choć ostatniej nocy nie przespałem ani minuty.
Po zatankowaniu auta pod Limoges, a jest już po północy przychodzi mi ochota na sen i chociaż nastawiłem budzik na dwie godziny snu, przesypiam całych pięć. Wyruszam w dalszą drogę i zajeżdżam na miejsce punktualnie.
Po rozładunku przejeżdżam na niewielki parking, gdzie spędzam resztę dnia, a jak się okaże również i noc. W dzień jest ciepło z temperatura do 14 stopni, ale noc będzie chłodna, choć znajduję się w zazwyczaj ciepłej o tej porze roku Akwitanii - temperatura spadnie do jednego stopnia powyżej zera.
Imieniny spędzam przy kawie i bez toastu.

[30.11.2016, Marmande we Francj

4 komentarze:

  1. Spóźnione, ale serdeczne: wszystkiego najlepszego

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim domu rodzinnym też nie obchodziło się urodzin. Toast to także życzenie, a życzyć można sobie i przy kawie...ja życzę bezpiecznych dróg :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no właśnie, zawsze zastanawiałem się nad tym, do jakiego stopnia jestem "typowym Polakiem" w kwestii imienin.
      Dziękuję za życzenia i melduję, że po Europie jeździ się mimo wszystko bezpieczniej niż w kraju...

      Usuń