ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 grudnia 2016

OFICERKI (II)

Oporządziła przedostatnią kurę i na niej w trymiga nagotowała kapuśniaku, a oddzielnie kartofli, bo nie miała takiego wielkiego gara, aby przygotować zupę dla całej kompanii. A tą kompanią to pewni przesada, ale ten Sybirak zwoła przecież swoich najbliższych kompanów, utrudzonych wojną i długim marszem, a tu mróz taki, że byle co by zjedli, lecz nie u niej - ona postara się o to, aby było i ciepłe i tłuste. Front przejdzie to z dziewczynkami pójdzie na wieś. Już tam nie poskąpią jej niczego, choć sami przez te kontyngenty zbyt wiele nie mają.
- A ten wciąż oficerki czyści - powiedział ni to do siebie, ni do męża, który, a jakże, ubrał się odświętnie, założył te buty i co chwila na nie zerka, a jak jaką plamkę na nich zobaczy, to znów na stołeczku przysiada, wyciąga szmatkę z komódki i czyści.
- Lepiej byś z dziewczynkami nakrył do stołu. Krzeseł bys poprzynosił od sąsiadów.
Zrobił to. Najpierw stół rozłożył, dwa obrusy na nim położył, rozpostarł je dokładnie, aby żadnym zbędnym kantem nie kłuć w oczy gości. Dziewczynki ustawiały talerze; tych starczy, ale ze sztućcami będzie kłopot, chociaż może wojskowi przyjdą z własnymi niezbędnikami. Wybrał się do sąsiadów po krzesła i stołki. Powrócił i najpierw poprzestawiał je w myśli. Dwa taborety przy parapecie postawił; są szerokie, przy nich zjedzą z Heleną.
Czekali.
Helena pożałowała, że nie umówili się na konkretną godzinę. Wszystko w biegu, spontanicznie. Władysław uspokajał. Na pierwszą jak nic się zejdą. Teraz mają zbiórkę, jakąś odprawę. Najpierw obowiązek. Przejdą przez całe miasto w te i nazad, aby przekonać się czy czyste. Helena z kolei o Schroederze myślała. Da Bóg, że Sybirak zdąży swoich uprzedzić. Tyle złego o wyzwolicielach się słyszy. Niby skąd? Czort wie. Całe miasto mówiło o tym, zanim jeszcze przyszli. Mówiło się, że żadnemu Niemcowi nie przepuszczą, a także Polakom, co wysługiwali się szwabom; z nimi to nawet gorzej się obchodzą… a ten Schroeder?
Kartofle dochodziły a kapuśniak perkotał w wielkim garze ustawionym na skraju żeliwnej płyty kuchni.
Przyszli. Siedmioro, bo była też kobieta, taka młodziutka, Helena osiemnastu lat by jej nie dała, szczuplutka, by nie powiedzieć wychudzona, tylko na twarzy jakaś taka pełna, pucułowata, z wielkimi oczami we wgłębieniach nad wystającymi kośćmi policzkowymi. Speszeni jacyś, a oczami tak po talerzach biegali, jakby przez wieki całe nie zasiadali do cywilnego obiadu.
Paweł - tak było na imię temu piechurowi z Irkucka - przedstawił wszystkich swoich po kolei, ale kto by tam ich imiona spamiętał. Helena zapamiętała, że dziewczyna ma na imię Masza. Paweł postawił na stole litrową butelkę, kiedy jeść zaczynali. Samogon pewnie.
Helena ucieszyła się, że kapuśniaku to nawet na dolewkę zostanie, a i z mięsem kury, starej, bo starej, ale podzieli ich sprawiedliwie, takoż i kiszonymi ogórkami.
Wypili za zwycięstwo, bo niby za co innego mieliby wznieść toast. Ożywili się. Rozmawiali. Pewnie, że rosyjski był w użyciu, ale Paweł i jeszcze jeden żołnierz sporo polskich słów do rozmowy włączali. Ta Masza z kolei do dziewczynek zagadywała.
Już im niewiele do zjedzenia zostało, po dolewkach już było, kiedy Helena zapytała… a chciała się zapytać wcześniej, ale śmiałości nie miała.
- Panie Pawle, i jak tam z kierownikiem poczty? Widział go pan?
Sybirak opuścił głowę. Spoważniał nagle i powłóczył spojrzeniem w stronę swego sąsiada, tęgiego, młodego, jasnowłosego chłopca o wydatnych policzkach, niewiele starszego od Maszy.
- Pani matko kochana… - zaczął niepewnie, tak jakby nie życzył sobie akurat w tej chwili odpowiadać, choć przecież wiedział, że powinien, bo obiecał to Helenie. - Ten parień, mateczko, Ilia, zobaczył go pierwszy. Tak to było, Ilia? Drzwi od poczty zakluczone. Ilia chłopak silny… jak nie uderzy trzy razy kolbą, zamek popuścił, rozwarły się wrota. Wszedł do środka… a ten… przy tych drzwiach co na górę prowadzą, przy tych drzwiach na wysokiej klamce wisiał na sznurze jak liszki ogon. Ilia mówił, że nigdy by się nie spodziewał, że w taki sposób człowiek może odebrać sobie życie, choć śmierci widział tyle, że na jedno jego młode życie to aż nadto. Pani matko, tamten był już zimny i jak z kamienia. Ilia sam go odciął, bo patrzeć na taką głupią śmierć nie umiał i dziwował się, jak tak można na klamce wisieć i nie próbować się obronić przed zgonem. I ja się dziwię, bo zrozumieć nie mogę, dlaczego, pani matko, skoro był to człek porządny, nie zaczekał na sąd sprawiedliwy? Czy można się aż tak bać?
Helena milczała.
- Przenieśliśmy go pod dzwonnicę. Pani matko, to jedyny Niemiec w mieście, któregośmy napotkali, a do tego trup. Czemu on za życia nie wyjechał?
- Pogrzeb mu trzeba zrobić, panie Pawle - odezwał się Władysław. - Schroeder zasługuje na prawdziwy, katolicki pogrzeb.
Helenie krople słonych łez spływały wąską strużką po policzkach.
- Przecie dałabym mu jak najlepsze świadectwo - wykrztusiła z siebie tych parę słów Helena, a łatwo jej nie było, bo słowa ledwie przedostawały się przez zaciśnięte gardło. - Nie tylko ja… nie masz w miasteczku człowieka, który nie wstawiłby się za tym człowiekiem, choć tyle złego od Niemców zaznali, tyle śmierci bliskich przeżyli. Za Schroederem, Pawełku, każdy by się ujął.
Podziękowali za posiłek, żegnali się, a w tym pożegnaniu było coś takiego, co kazało Helenie myśleć, że już się nigdy w życiu nie spotkają, bo wojna jeszcze nie skończona i niejednego, zanim dotrze do Berlina, śmierć zabierze. Bóg wie najlepiej komu nienawistna kula pisana.
- I ciebie, dziecinko, na wojnę wzięli? - wyszeptała do Maszy.
Ta może bardziej sercem zrozumiała, lecz ani jednej łzy nie uroniła, kiedy zetknęły się gorącymi policzkami.
- Napiszę z Berlina, towarzyszu Władysławie, i tobie, pani matko złożę z hitlerowskie stolicy uszanowanie.
Już tylko Paweł pozostał w sieni, a kiedy przez próg przechodził, Władysław zobaczył, że z butów Sybiraka prześwituje brudna biel onuc. O tak, Władysław miał w sobie to cenne spojrzenie na buty. Jeden raz spojrzał i wystarczało.
- Pawle, skoro ty aż do Berlina, to łatwiej ci będzie w tych moich oficerkach.
Wstrzymał Sybiraka, siadł na taborecie, rozsupłał buty, a przed podaniem ich żołnierzowi jeszcze na koniec rękawem przetarł cholewy.
- Zdaje mi się, że będą na ciebie pasować - powiedział.

[03.12.2016, w Paryżu]

2 komentarze:

  1. Własne, wypielęgnowane buty oddać? Musiał być ważny powód zrodzony z szacunku dla tych, którzy szli, znosili trud, oddawali wszystko, co ma człowiek najcenniejszego, czyli życie. Niesamowicie plastyczny ten obrazek.
    Patrzę, a tu mnie zastał Nowy Rok. Zatem życzę wszelkiej pomyślności, wszelakiego dobra oraz samych pięknych i pogodnych dni w dobrym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... celowo ten motyw butów przewija się przez cała tę opowieść, choć wydawałoby się, że samo wyzwolenie powinno być kluczowym wątkiem... stąd też i zapodany tytuł... dziekuję serdecznie za życzenia... nawzajem

      Usuń