ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 grudnia 2016

MARZENIA - KAWIARENKA (77)

Akurat spadł śnieg kiedy państwo Koteńkowie i Majewscy zaszli do kawiarenki. Umówili się tutaj, aby przekąsić coś ciepłego, bo w taka pogodę bez gorącego posiłku o przeziębienie nietrudno, a pora była jak najbardziej obiadowa. Zajęli miejsce po księdzu Kąckim i proboszczu Andrzeju, którzy zjadłszy obiadek na odchodnym, witając się i żegnając z małżeństwami, zdążyli polecić im węgierskie danie: zupę gulaszową i placek ziemniaczany z warzywami i kawałkami wieprzowego mięsa na ostro.
Zatem  dla trzech osób zamówiono zachwalone przez księży porcje, natomiast dla pani Weroniki było coś innego. W jej to przypadku pan doktor Koteńko do akcji wkroczył i podjął z kawiarennikiem negocjacje odnośnie przygotowania dla aktorki czegoś wyjątkowego. Ustalono, że będzie to porcja gotowanego mięsa z indyka z ryżem na sypko, surówka, tudzież lekki kapuśniaczek i sok grejpfrutowy. 
- Dietetyczny posiłek wcale nie musi odstraszać żołądka - wyraził swoje zadanie pan doktor, kiedy już obiadek skonsumowano. Powiedział w ten sposób ośmielony całkiem przyzwoitą miną jaką posiadała twarz pani Weroniki w trakcie spożywania posiłku, który zasadniczo różnił się od dania przygotowanego dla pozostałej trójki.
- Postaram się, panie doktorze, zmienić swoje kulinarne zwyczaje - zapewniła aktorka.
- Z cukrzycą, moja droga, trzeba się zaprzyjaźnić. Innego wyjścia nie mamy. Ale swoją drogą wyrażam swoje szczere zdziwienie, że tam, w wielkim mieście, prowadzący panią lekarz tak niewiele o diecie i zamiennikach z panią rozmawiał. No i że tak obstawał przy tej akurat insulinie, która, jak widać, wielkich korzyści pani zdrowiu nie przyniosła.
- Panie doktorze - wyrzekła pani Weronika - niech mi będzie wolno wrzucić kamyk do swojego ogródka. I ja się zaniedbywałam, a do swojego lekarza wpadałam, a jakże, po leki i tylko jak po ogień. Praca, panie doktorze, praca, od rana do wieczora, to teatr, to znów estrada albo jakieś radiowe czy telewizyjne nagranie, a tu jeszcze do tego przyjaciele, rodzina i tak dalej.
- Lekarz, pani Weroniko, jest właśnie po to, aby gdy potrzeba, wbić solidnego klina pomiędzy pani zajęcia i przyzwyczajenia. A nie pomoże, to bierze klucz i od zewnątrz gabinet swój zamyka, aż uwięziona w nim istota nie pocznie błagać o uwolnienie, wykazując przy tym skruchę i obiecując solenną poprawę jeśli chodzi o zmianę dotychczasowego trybu życia - kontynuował pan doktor.
- A wiesz, Weroniko, że mojego męża, choć z usposobienia potulnym jest barankiem, stać byłoby na taką agresję?
- Bo czy może być coś równie cennego jak zdrowie? - zamyślił się filozoficznie pan doktor i to stwierdzenie  obudziło z kolei myśli milczącego dotąd męża pani Weroniki, Wiesława.
- Ja, panie doktorze, nie zamierzam z panem polemizować odnośnie wartości naszego zdrowia, bo też podobne zdanie mam na ten temat. Chciałbym jednak dodać coś od siebie. Otóż uważam, że w naszym życiu niezwykle ważną rolę pełnią marzenia, pragnienia, które pewnie pozostałyby pustą ideą, gdyby nie nasze dążenia w kierunku ich realizacji.
- O tak, mój mąż na ten przykład, realizuje się w muzyce - wtrąciła pani Zofia Koteńko.
- A ty, moje złotko, w tych teatralnych i literacko-pedagogicznych kwestiach znajdujesz unaocznienie swoich pasji - zareagował w ten sposób na słowa żony pan doktor.
- Otóż to właśnie, kochani - teraz zabrała głos pani Weronika. - Mój mąż tak zasmakował w jeździe konnej, że dwa koniki zakupił (jeden dla mnie), których, prawdę powiedziawszy, nie miałby gdzie trzymać, gdyby nie spotkał tych młodych ludzi w Ciżemkach.
- Ech, gdyby to były tylko te marzenia - pan Wiesław zamyślił się głęboko. - Powiem wam, moi drodzy, jak się sprawa przedstawia. Wiecie państwo, że pracuję w branży rozrywkowo-estradowej, a ostatnimi czasy może bardziej „kulturalnej”. Ot, organizowanie koncertów, opieka nad artystami, komponowanie tras koncertowych, współorganizowanie występów dla artystów zagranicznych, prowadzenie spraw menadżerskich niektórym aktorom i piosenkarzom i tak dalej. Bez fałszywej skromności powiem, że całkiem nieźle sobie w tym swoim fachu radzę, co przekłada się, i to bardzo, na moje finansowe oczekiwania. W tym miejscu muszę wymienić rzecz niezwykle istotną w mojej zawodowej pracy, ba również w osobistym swoim życiu - wiele szczęścia mam i miałem. A zatem ten los pomyślny i łaskawy też potrzebny jest w naszym życiu. Los dał mi na ten przykład kochającą kobietę , aktorkę z pasją i z powołania… a mówi się, że w tym środowisku cyganerii szlachetne uczucia są tylko grą pozorów, jeszcze jedną odgrywaną rolą, gdy tymczasem z naszego pożycia jestem więcej niż zadowolony. Dwoje dzieci mamy. Dorosłe, pożenione, niezależne i nieźle sobie radzące w życiu w tych trudnych dla rodziny czasach, choć pewnie że nie obchodzi się bez codziennych kłopotów i zniechęceń.
Pan Wiesław wyrażał swoją orację spokojnie i rzeczowo, lecz z coraz to głębszym uczuciem, a pani Weronice krew w żyłach cieplejszą się stawała, bo zawsze przyjemniej jest słuchać słów miłych i tak ułożonych, że wzruszenie zabiera słuchającemu prawo dostępu do głosu.
- Tak więc, moi drodzy - kontynuował pan Wiesław - oprócz zdrowia, marzeń, opieki dobrego losu i miłość jest w życiu potrzebna, a ja jeszcze dodałbym do tego repertuaru gotowość na dokonanie pewnych istotnych zmian w życiu. Jakieś półtora roku temu przeprowadziliśmy z sobą poważną rozmowę, pamiętasz, Wero? O czym rozmawialiśmy? O tym, że powinniśmy coś zmienić w naszym życiu. I to nie tylko z powodu twojej choroby. Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy na tyle ustatkowani, że na tę nieuchronną starość, która rozsiada się już przed progiem, najlepszym lekarstwem będzie zmiana. Nie żebyśmy chcieli rezygnować ze swojej pracy i zainteresowań, ale pora by pomyśleć nad tym, aby nie żyć już tak intensywnie jak uprzednio.
- To prawda - wtrąciła pani Weronika. - Powiedziałam wtedy sobie, że zamieszkałabym gdzieś na prowincji, pod lasem, gdzie cisza i spokój… ty miałbyś swoje konie.
- I nie musiałbym tak ganiać po świecie, szarpać się z ludźmi, nie dosypiać. A wreszcie, czy tylko zarabianie pieniędzy ma być motorem naszego szczęścia?
- I wtedy wpadła nam w ręce ta wasza gazeta. Zresztą, wiecie sami. Mąż postanowił nas pobudować, a póki co wynajmujemy pokoik w hotelu. Budowa domu idzie swoim rytmem, konie hasają po łące Kosmowskich a na nasz miejski domek kupca już mamy.
- Czyli ostatecznie państwo się przeprowadzają? - zapytał pan doktor.
- Jak tylko nasz nowy domek będzie ukończony.
- I nie żal?
- Broń Bożę, choć miłe wspomnienia zostały - westchnęła pani Weronika. - Pani Zosiu, mówię pani, że proponowaliśmy nasz dom w mieście dzieciom. Niech pani sobie wyobrazi, że oboje odmówili, tak bardzo chcą być samodzielni. Córka zresztą mówi, że tamten dom bez nas nic dla niej nie znaczy.
- Ale niespodziankę finansową i tak im zrobimy - odezwał się pan Wiesław. - To postanowione. Nie chcą zamieszkać w starym domu, ale po sprzedaż pieniędzmi się podzielimy po równo, bo przecież to nasz wspólny dom…
- To i bardzo dobrze państwo pomyśleli - skonkludował pan doktor. - A co z marzeniami?
- Z marzeniami? - powtórzył pan Majewski, a znany był z tego, że o swoich planach wypowiada się wtedy, gdy bliski jest ich realizacji, więc pozwolił sobie jedynie na takie słowa:
- Drogi panie doktorze, jeśli tylko nabędę przekonania, że dla moich marzeń znajduję realny sens, pan pierwszy o nich się dowie. 
- A moje marzenia, przyjaciele, o czym pani Zosia wie już doskonale, zaczynają się właśnie spełniać.
- Teatr? - domyślił się pan doktor.
- Nie inaczej, teatr - odparła pani Weronika, znajdując ciepły uśmiech w spojrzeniu pani Zofii.

I w ten sposób posilając się pożyteczną rozmową państwo Majewscy i Koteńkowie prawie nie zauważyli, jak do kawiarnianej sali wszedł stary pisarz z jegomościem w sile wieku, ze wzrokiem rozbieganym, w pradawnym garniturze, bardziej zużytym niż dystyngowanym, który to niemłody człowiek, lecz jeszcze nie stary, zdaje się, że po raz pierwszy przekroczył progi kawiarenki.
Stary pisarz przed sobą go prowadził jak jakowyś cenny eksponat, jaki pragnął jeżeli nie całemu towarzystwu, to przynajmniej tym, którzy przy wiadomym stoliku o marzeniach rozprawiali. Nareszcie podeszli obaj bliżej, a pani Zofia z miejsca swego powstała i zdumionym spojrzeniem objęła tego lekko popychanego ku niej dostojnego, acz po staroświecku wyglądającego dostojnego pana.
- O mój Boże, pan Olesiński! Czy to możliwe? Jak ci się udało, stary pisarzu namówić naszego zacnego archiwistę do odwiedzenia kawiarenki? - zapytała ze szczerym zdumieniem, witając się z gościem.
A wtedy wstał również pan Majewski i z miejsca przystawił krzesło do stolika dla jegomościa w zużytym garniturze (stary pisarz uczynił to z krzesłem dla siebie osobiście).
- Pan Olesiński, zdaje się, przyszedł do nas, aby ze mną porozmawiać, prawda?
- Tak, mój panie. Zdecydowałem się. Jestem do pana dyspozycji.
Panie Weronika i Zofia, tudzież pan doktor Koteńko nie ukrywali zdziwienia faktem, że oto w ich obecności zaczynają się dziać sprawy, o których żadnego pojęcia nie mieli.
A stary pisarz? Ten pewnie był pośrednikiem w doprowadzeniu do spotkania panów Majewskiego i Olesińskiego. Czy aby na pewno był tylko pośrednikiem?
- Widzi pan, doktorze, jestem o krok bliżej do wyjawienia panu sekretu moich marzeń - powiedział pan Wiesław, którymi to słowy miast uchylić rąbka tajemnicy, jeszcze bardziej ją pogłębił.

[01.12.2013, Marmande i 04.12.2016, Paryż]

11 komentarzy:

  1. Przecudny tekst Panie Pisarzu.
    Nawet nie wiesz jak wielką przyjemność mi nim sprawiłeś.
    Życzę Ci dalszego, wspaniałego pisania.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... przepięknie dziękuję, aczkolwiek polemizowałbym z tą "przecudnością", albowiem po prostu przejechałem palcami po klawiaturze...

      Usuń
  2. Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ciąg dalszy oczywiście będzie, choć nie obiecuję, że w tym roku...

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    I ja dołączam do grona czekających na ciąg dalszy.

    DO SIEGO ROKU!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... tak prawdę powiedziawszy, to i ja jestem w kolejce oczekujących na następny odcinek... jest już napisany wprawdzie, ale trochę się zejdzie z przeniesieniem go do elektronicznego edytora tekstu... również przesyłam noworoczne uszanowania...

      Usuń
  4. Ale , że to już koniec... tak na chwilę, ale jednak? :) smutno. bo tak mnie kusi, by poznać cóż będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witam, jak mniemam nowego gościa piękniejszej płci... dalszego ciągu oczywiście nie zdradzę, natomiast z całą pewnością ten niniejszy będzie rozwinięty

      Usuń
  5. Czasami marzenia spełniają się w późnym okresie życia, a czasami dopiero wtedy uświadamiamy sobie, o czym tak naprawdę marzyliśmy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... a ja odezwę się wobec powyższego filozoficznie: skoro w moim niesłychanie poważnym wieku brak miejsca na realne marzenia, niech chociaż wystąpią one w tym kawiarenkowym serialu

      Usuń
  6. Życzę, aby to miasteczko ożyło kiedyś w realu...

    OdpowiedzUsuń