ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 kwietnia 2017

POD NORWICH

Wczoraj z rana około szóstej, obrałem kurs na Anglię. Zjawił się mój zmiennik, powracając spod Marsylii z towarem, z którym miałem się przeprawić przez Kanał tunelem i udać do Norwich, do galerii handlowej, a konkretnie do sklepu znanej informatycznej firmy „Apple”.
Niestety mój partner nie pozostawił mi w zbiornikach zbyt wiele paliwa, przez co musiałem najpierw nieco zboczyć z trasy, aby zatankować się na Esso Expressie. W tym miejscu dygresja: firmowe renówki Master mają zainstalowany drugi zbiornik paliwa, tak że w sumie można zatankować auto do około 250-270 litrów. Z jakiego powodu ten zabieg? Otóż kiedy jeździ się po Anglii należy się liczyć z tym, że na Wyspach paliwo jest droższe - ponad 6 złotych za litr i firmie najwyraźniej opłaca się zatankować auto do pełna we Francji, Niemczech czy Hiszpanii, aby nie musieć uzupełniać zbiorników w Anglii, Walii czy w Szkocji. W każdym bądź razie, powinno wystarczyć.
Po zatankowaniu renówki do pełna udaję się pod tunel. Tam, rzecz zwykła, czekanie na skład towarowy, na pociąg i… dopiero teraz zorientowałem się, że mam bałagan w dokumentach przewozowych z tej Marsylii. Czyjaś nieroztropna dłoń nie napisała miejsca dostawy, natomiast w dwóch miejscach pomieszczono adres nadawcy (oczywiście na komunikatorze dostarczono nam adres docelowy). Należało zatem dokonać pewnych zmian w CMR-ce, gdyż w przeciwnym wypadku, gdybym napotkał na swojej drodze drobiazgowego celnika, nie byłbym na Wyspy wpuszczony.
Ale wjechałem i po godzinnym oczekiwaniu i czterdziestominutowej podróży koleją okazało się, że mam przed sobą 280 kilometrów, a za godzinę mam umówiony termin dostawy. Było jasne, że nie zdążę, a prawdopodobną przyczyną opóźnienia było to, że w Marsylii auto ładowane było 3 godziny… i tych właśnie godzin brakowało.
Pojechałem zatem kłusem, aby nadgonić stracony czas. Nawigacja poprowadziła mnie krótszą drogą, przez Londyn, tunelem pod Tamizą. Tam zwykle traci się sporo czasu, ale mnie udało się stracić co najwyżej 2-3 minuty. Gorzej było dalej. Gdzieś w okolicach podlondyńskiego lotniska w Stansted na M11 potężny korek - tak na oko godzina albo i więcej stania. Zdecydowałem się zatem zmienić trasę, kierując się na Norwich przez Ipswich. To oczywiście dalsza trasa, ale przynajmniej się nią jedzie. Ale i na tej trasie problemy: prace drogowe, spowolnienia przed rondami. Niestety straciłem przez te okoliczności przyrody niemal godzinę i pojawiłem się w centrum Norwich, niedaleko katedry, z opóźnieniem. Musiałem następnie wyszukać w tym „Apple” odpowiedniej osoby, która pokieruje mnie do podziemi galerii, pod rampę wyładowczą, skąd najbliżej będzie do sklepu. Trochę czasu mi to zajęło, ale w końcu rozładowałem ten towar (jakieś wypełnione czymś beczki i kontenery oraz bele materiału). Oczywiście nie ma takiej możliwości, aby zaparkować gdzieś auto w centrum miasta. Wprawdzie Norwich nie jest wielkim miastem, lecz wokół głośnego i bez perspektyw do postawienia na noc auta centrum, lwia część terenu, to typowo angielska zabudowa, z tarasowymi domkami stojącymi przy małych i wąskich uliczkach.
Wyjeżdżam wobec tego z miasta, kierując się dwupasmówką w stronę Cambridge i Londynu. Mijam trzy parkingi - „bujanki” przy trasie („bujanka” to taki parking na kilka samochodów usytuowany bezpośrednio przy szosie, zaś nazwa „bujanki” wzięła się stąd, że autko, zwłaszcza takie ciężarowe, jakie mam do dyspozycji, przepięknie się buja, miotane podmuchem wiatru wywołanego przez przejeżdżające nieopodal pojazdy. Na takiej „bujance” nie tylko porządnie kołysze, ale i poziom decybeli przekracza tutaj ludzkie pojęcie. Na „bujance” można sobie przystanąć na kilkanaście minut dla rozprostowania kręgosłupa, nic więcej).
Kieruję się zatem na najbliższą strefę ekonomiczną, taką jakie występują we Francji, Włoszech, Hiszpanii, czy nawet w Polsce. Na angielskich strefach przemysłowych jest jednak mniej miejsca do parkowania aut. Trzeba sobie trochę pojeździć, poszukać.
W końcu udało mi się znaleźć takie miejsce, niezbyt ciche, bo mimo wszystko bliskie trasy, ale idzie wytrzymać.
Miałem słabe nadzieje na to, aby dostać jakiś kurs jeszcze w piątek lub dzisiaj - w sobotę. Sobota wprawdzie jeszcze się nie zakończyła, ale, myślę sobie, że zabawię na Copper Smith Way w Wymondham aż do poniedziałku.

[25.03.2017, Wymondham, Norfolk w Anglii]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz