ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 kwietnia 2018

NOWA DROGA (8) DO MARSYLII

A/
W rejonie Marsylii, a właściwie już wcześniej w Prowansji wiosna rozkwitła w całej swej pełni. Byłoby jeszcze bardziej wiosennie i zielono, gdyby nie ten suchy i silny wiatr, bezustannie, zwłaszcza w dzień, wiejący od Morza Śródziemnego. W nocy, o dziwo, spadł deszcz, lecz próżno szukać jego skutków tutaj, w pobliżu Marsylii, na pierwszym parkingu na autostradzie prowadzącej do Fos-sur-Mer. Jest południe, a wietrzna nawałnica trwa w najlepsze, kołysząc pustym autem. Być może z powodu tego wiatru klimat mi nie odpowiada. Wiem, że to stwierdzenie spotka się z dezaprobatą rzeszy polskich i zagranicznych turystów spędzających miłe chwile wywczasów na plażach basenu Morza Śródziemnego, w Hiszpanii, Francji, we Włoszech czy w Grecji, czy tez po drugiej stronie morza w Egipcie, Libii, Algierii czy w Maroku. Mnie ten wiatr, może nawet nie same słoneczne upały, nie zachwyca, gdy wieje jak halny na Podhalu, to wiem coś o tym, bo ilekroć znajdowałem się w tych stronach, wiało zawsze i solidnie.
B/
Ale zanim dojechałem nad Morze Śródziemne…
Wyjechałem z Roissy pod Paryżem i objeżdżając stolicę Francji od północy i wschodu, skierowałem się na Fontainebleau, a tam, wiadomo, przepastny dziki las, najeżony głazami i przydrożnymi panienkami o swawolnych obyczajach; bywa że policyjne limuzyny ustawiają się niedaleko okolicznych rond, celem sprawdzania dokumentów, nie, nie owych niewiast kuszących samcze instynkty, a kierowców właśnie. Kierowca podobno też samiec?
Ale że dochodziła właśnie siedemnasta, a więc pora na to, by funkcjonariusze drogowi zjechali do swoich żon, partnerek życiowych lub kochanek, zatem jechać mogłem spokojnie, podziwiając budzącą się na zielono przyrodę i obserwują jak sprytne drzewa torują sobie drogę ku niebu pomiędzy głazami. Ech, te głazy.
A było to tak. Kiedy Pan Bóg urządzał świat, zalewał wodą oceany i morza, torował do nich drogę wodną, przez co powstały rzeki i strumyki, kiedy budował góry, gdy kazał roślinom żyć, kwiatom kwitnąć, łąkom zielenić się, a wodom wokół obu biegunów marznąć, był taki dzień, gdy Stworzyciel fruwał nad francuską dzisiaj krainą, dzierżąc w prawicy górę ogromną. Przemyśliwał sobie Pan Ziemi i Niebios, gdzie ową przepastną górę postawić, a przelatując nad Fontainebleau właśnie, krainie w owych czasach leśnej, nie znającej jeszcze łownych zwierząt, które czekały przyjścia na świat dnia kolejnego, doszedł do wniosku, że pośród tych nieprzebytych ostępów ułoży potężną skałę. Nagle dostrzegł lecące jego śladem Anielice. Jedna, szczególnie Mu bliska, bo pięknością na mile przewyższała pozostałe, zbliżyła się do Niego, pojrzała w Jego oczy, a swym skrzydełkiem niewinnym pod pachą prawego ramienia, Pana Świata połechtała. Ten zaś, choć na uroki Anielicy odporny jak na boską istotę przystało, przez tę niewinną gilgotkę stracił w prawej dłoni siłę, w tej prawicy trzymającej skalną górę. I stało się tak, o czym winni pamiętać apostołowie, a jednak zapomnieli, że Pan Bóg lawitujący na znacznej wysokości rzeczoną skałę upuścił; tak rozbryznęła się na setki i tysiące głazów, i do dnia dzisiejszego mamy tego pamiątkę.
Nie dość jeszcze tej historii, która z kolei dla Anielicy, co pośrednią przyczyną nieszczęścia była,  mniej radosny (zresztą, kto to wie, czy mniej…) finał miała. Otóż Stwórca zeźlił się na pięknego Anioła i postanowił go strącić pomiędzy leśne ostępy i głazy Fountainebleau-wskiej krainy.
I tak w dzisiejszych latach w tych lasach najeżonych ostrymi nożycami głazów, upadłe anielice przepędzają czas dany im od Pana Boga, bynajmniej nie na modlitwach, a zajęciach niekoniecznie się na modłach wzorujących.
C/ 
I tak dalej… przejeżdżam przez piękny Nemour, kieruję się na sławne imieniem konstruktora wieży Eiffle’a Briare, przejeżdżam obok elektrowni atomowej w pobliżu Cosne-Cours-sur-Loire i dalej na Nevers, Gannat i Riom, gdzie onegdaj popsuło mi się auto, wkraczam do Clermont-Ferrand, po czym autostradą 75 na Montpellier, z której zjeżdżam w lewo, podążając na prześliczny Avignon, który jednak mijam obok, i wreszcie dostaję się do miejsca pierwszego rozładunku w Graveson. Tam niemiła niespodzianka, bo na pierwszy rozładunek czekam ponad miarę, a mam przecież jechać jeszcze do Marsylii. I w końcu udało się, wyjeżdżam, coraz bardziej senny, przez Arles, w stronę Fos-sur-Mare i jak z bicza strzelił - Marsylia. Ruch niezbyt wielki, choć jak w każdym wielkim mieście trzeba uważać. W samym centrum Marsylii byłem już raz i wtedy, ani teraz nie jestem rozczarowany, a wręcz zachwycony jestem tempem drugiego rozładunku. Całe szczęście, bo oczy kleją mi się do snu… jeszcze tylko tankowanie na Esso Expressie, zjazd na autostradę i na pierwszym parkingu staję. Kończę Hrabala, coś piszę, lecz sen przychodzi łatwiej niż zwykle.
D/
Pobudka po 10 godzinach snu, co dla mnie oznacza wręcz wieczność. Mam już namiary na dwa kolejne załadunki: do Cisses i La Seyne-sur-Mer, oba nad samym morzem, ten drugi pod Tulonem.
W tym pierwszym miejscu biorę łazienkową szafkę do Paryża, w tym drugim - tajemnica. Czekam pod… namiotem cyrkowym, czekam, aż skończy się przedstawienie, które pewnie potrwa do północy. Wymieniam łamaną francuszczyzną parę zdań. Ciekawi mnie, co też może być przedmiotem transportu z cyrku.
- Może jakieś małe słonie albo lwy? - pytam.
- No, no - słyszę w odpowiedzi.
Czekam.

[07.O4.2018, Gignac-la-Nerthe, Bouches i La Seyne-sur-Mer, Var we Francji]

3 komentarze:

  1. Właśnie wróciliśmy z wiosennej wycieczki, u nas też wieje i także wyległy panie w kusych spódniczkach na pobocza szos, popatrz jak podobnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta legenda z Anielicą w tle przewspaniała. Po przeczytaniu długo nie mżna zasnąć.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba sam zmyśliłeś tę historię o Stwórcy i anielicy ;)
    Przydałaby się mapa z trasą Twojego przejazdu, bo same nazwy miast czy regionów niewiele mi mówią.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń