CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 sierpnia 2020

REZYDENT 2 (fragment 6)

- Te dwa liny to jak na obiad za mało. Może jutro pan dołowi, co?

Helena wypatroszone ryby obsypała solą, dodała cebuli, czosnku i skropiła je sokiem z cytryny. – Niech dochodzą – rzuciła w moim kierunku dosiadając się do stołu, przy którym oprócz mnie siedziała Teresa i siostra leśniczyny Bogusia.

- Jakie wrażenia, pani Teresko? – Bogusia otoczyła Teresę ciepłym spojrzeniem.

- Chodzi pani o – zastanowiła się - … o ogród pani chodzi?

- Tak, o ogród i naszego dzielnego ogrodnika Adama.

Poczułem się nobilitowany do …

- Kiedy tu byłam ostatnim razem, dopiero powstawał. Tak, w tym momencie rzeczywiście nabrał piękna.

- Ale co uderzyło panią najbardziej? – kontynuowała Bogusia

Teresa spojrzała na mnie w taki sposób, jakby oczekując podpowiedzi. Nagle odwróciła wzrok i patrząc śmiało w oczy Bogusi, wyrzekła:

- Zielnik, zielnik jest dla mnie całkowitą niespodzianką.

- Podejrzewałam, że na to zwróci pani uwagę – ciągnęła Bogusia. – Jak świetnie wygląda rozmaryn, tymianek, lawenda, lubczyk, bazylia, macierzanka, kminek, mięta i majeranek. – A tak najbardziej?

Teresa milczała i wtedy właśnie przyszła kolej na Helenę.

- A czy zwróciła pani uwagę na pokrzywy?

- Pokrzywy?

- Tak, pokrzywy. No te rosnące na skraju zielnika przy płocie.

Teresa zdawała się być zaskoczona pytaniem, ale przypomniała sobie o pokrzywach.

- Mnie się wydawało, że te pokrzywy nie należą już do ziołowej działki, myślałam, że to chwasty, bardzo wyrośnięte chwasty.

Nie mogłem nie roześmiać się na te słowa, bo sam zadbałem o jak najzdrowsze sadzonki pokrzyw, na zdobycie których poświęciłem niemało czasu. Dzisiaj mało kto wie, że ze sparzonych liści pokrzywy można sporządzić świetną sałatkę, podobnie zresztą jak pełną witamin zupę z lebiody.

- Drogie panie, dano mi na to wolną rękę, abym zapłodnił ogród wszelką pożyteczną dla człowieka rośliną – oznajmiłem nie bez satysfakcji.

- Ale Adamie, skąd u ciebie takie zamiłowanie do roślin?

Z Teresą mówiliśmy sobie po imieniu.

- To po dziadku ze strony ojca, Teresko. Nie zdążyłem ci o nim opowiedzieć. Nie zdążyłem ci opowiedzieć o tym jak przyuczał mnie do prowadzenia ogrodu, ile godzin spędzaliśmy razem doglądając upraw, kopiąc, grabiąc i pieląc, wytyczając ścieżki i podlewając warzywa wodą z naturalnym krowim nawozem. Pomimo tego, że byłem małym chłopcem, nauczyłem się od dziadka tak wiele.

- A umiejętność wędkowania też od dziadka? – dopytywała się Helena.

- Nie, łowienie ryb, znajomość grzybów, to od ojca. Natomiast matka zaraziła mnie pisaniem – nie omieszkałem dodać.

- No tak, zwykle zdolności ma się po kimś. Ja kulinarne po mojej babce ze strony matki – pochwaliła się. – Przekona się pan o tym jedząc dzisiaj na obiad pierogi z truskawkami, ale muszę przyznać, że to nie tylko moja zasługa, bo ma w nich swój udział Bogusia.

Spojrzała na siostrę ciepłym wzrokiem, co było oczywiste, gdyż siostry wprost przepadały za sobą. Przez cały czas pobytu w leśniczówce nie dostrzegłem zgrzytów pomiędzy kobietami, zresztą o cóż by miały kruszyć kopie. Obie na emeryturze od roku i trzech lat, charaktery podobne, o radosnych wręcz usposobieniach, zajmowały się głównie domem, gotowaniem, robieniem przetworów, czytaniem książek i słuchaniem radia, choć telewizor przecież był obecny w leśniczówce. Raz na tydzień, no, może rzadziej wyjeżdżały do miasta, na sprawunki, ale też do fryzjera, do kina; odwiedzały wspólne znajome, emerytowanego dyrektora szkoły (Bogusia była wszak nauczycielką), a raz na trzy tygodnie jeździły z leśniczym Stanisławem, rzadziej z Piotrem na targ. Dobrze im było z sobą, musiało być, bo Stanisława pochłaniała praca i liczne wyjazdy, Piotr w szkole z internatem (nareszcie po ostatecznych egzaminach), Nina na uczelni, więc trzeba było trzymać się razem i tak robiły, i chociaż dni spędzane w znacznej mierze we dwoje bywały monotonne i nudne, to chyba ta więź rodzinna, siostrzana wydobywała je z najróżniejszych opresji.

Od ostatnich świąt Bożego Narodzenia życie sióstr zmieniło się wraz z moim przyjazdem, który przeciągnął się ponad miarę i moje wyobrażenie. Wprowadziłem pewien zamęt w ich ustabilizowane życie, aczkolwiek to ja starałem się dostosować do ich trybu życia, nie odwrotnie i chyba w końcu ten zamęt nie był tak straszliwy, o czym zresztą na bieżąco mnie informowały, chociaż i tak miałem przeświadczenie, że jeśli nawet nie jestem w leśniczówce niepożądanym gościem, to jednak przeszkadzam. W końcu jednak zdołały mnie przekonać co do tego, że będąc rezydentem nie byłem jednocześnie zawadą, przeciwnie, niejako dopełniałem swoją osobą scenerię leśniczówki; kobiety miały wreszcie z kimś spoza rodziny pogadać, leśniczy traktował mnie jak brata, jego syn Piotr lubił z kolei w swoich opowieściach porywać mnie entuzjazmem i pasją maturzysty technikum rolniczego, Nina, której rzadka obecność w leśniczówce oznaczała, że ma wobec mnie jakieś ważne plany, no i w końcu Teresa, widziana w tych leśnych ostępach dopiero po raz trzeci, coraz to zbliżała się do mnie, zaprzyjaźniała się i, przynajmniej początkowo była zazdrosna to miejsce, w którym się osiedliłem, o las, o obie kobiety, które, wstyd przyznać, aż do marca, gdy powierzono mojej opiece ogródek, matkowały mi.

Przed obiadem, na który wszystkie trzy kobiety przygotowały litewski chłodnik i wspomniane wcześniej pierogi, zaszedłem do siebie na górę i niepostrzeżenie zdrzemnąłem się. Obudzono mnie po dwóch godzinach – wtedy w pokoju jadalnym byli już leśniczy Stachurski z synem Piotrem.


[07.08.2020, Toruń]


2 komentarze:

  1. Te opowieści o leśniczówce wzruszają i budzą dawno zapomnianą tęsknotę. Znałam bowiem dawno temu pewnego leśnika i byłam przekonana, że spędzę resztę życia w domu schowanym w głębi lasu. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bycie leśniczym to jedno z niezrealizowanych moich marzeń.
      Przynajmniej w ten sposób oddaję atmosferę tychże nieziszczonych pragnień. Pozdrawiam...

      Usuń