CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 sierpnia 2020

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (35) o czasie

 

Czas jest wielkim moim przeciwnikiem, można powiedzieć, że zawsze się z nim barowałem i zwykle przegrywałem przez ippon. Weźmy na ten przykład czas wakacji, ferii wszelakich, dni zamalowywanych na czerwono. Kiedy startowały te dni przepiękne, wolne jak syrenka pod górę, to się ten czas lekceważyło... co tam się martwić, ileż to jeszcze dni do końca. A potem czas mijał, rozchodził się jak pieniądze i doszło się do połowy okresu szczęścia, a kiedy już po połowie to z górki, i to jakiej. Pewnie wielu z nas ma podobne wrażenie, że dany człowiekowi czas, zwłaszcza ten najpogodniejszy, przemija szybciutko jak najdłuższa żmija, u mnie jednak ta utrata czasu stała się obsesją do tego stopnia, że przestawałem się cieszyć tym czasem, co mam: dobrnąłem do połowy ferii czy wakacji - to koniec, przestawałem się cieszyć ze świąt, bo zaraz przeminą, wyliczałem wręcz, którego dnia przypadnie połowa. Po części wynika to także z tego, że nigdy nie potrafiłem odpoczywać, zawsze myślałem o czymś innym, co nie powinno być przedmiotem myślenia w czasie kanikuły. Nawet teraz kiedy siedzę w chałupie od miesięcy i jest kończące się lato, nawet teraz odczuwam dyskomfort z tego powodu, że środek wakacji przypadający powiedzmy na 22-25 lipca dawno już minął. Najgorsze, że zawsze tak miałem, no może z małym wyjątkiem okresu kiedy byłem dyrektorem szkoły. A powód jest prosty - w wakacje i ferie byłem zarobiony i odpoczywałem minimalnie. Kiedyś nawet sporządziłem dla własnych potrzeb taką notatkę, w której wypisałem sobie czym się zajmowałem podczas tych "wolnych" dni i wyszło mi naprawdę nieciekawie... chyba tylko raz podczas wakacji miałem dziesięć dni obok siebie wolnego. A te dni ostatnie jak szybko biegną! Niewytłumaczalnie szybko i odwrotnie proporcjonalnie do tempa z jakim się po chałupie najczęściej poruszam, choć na czterech. A jeszcze doszła do tego ta dolegliwość z uchem, jakieś tam przeziębienie towarzyszące, także towarzyszący kłopotom nożnym i sercowym wyskok wysokiego cukru, po czym bywam senny jak nigdy. Starość nie wesołość! Próbuję się pozbierać, ale marnie mi to idzie. Może tak być musi, bo w końcu ileż to lat można żyć na tym świecie? Niech sobie teraz inni pożyją, niech oni czas doganiają, niech się namęczą, niech się wezmą za łby z czasem, niech doświadczą radości życia z kaczyńskim i jego bandą oszołomów, a jak im się nie spodoba, niech w przeciwieństwie do mnie, przyspieszą czas rządów bezprawia i głupoty, bo ufam głęboko, że kiedyś przecież ta ciemnota minie... podobnie jak mijają tegoroczne wirusowe wakacje.

[30.08.2020, Toruń]

4 komentarze:

  1. Gdy ma się całe życie przed sobą, człowiek nie odmierza czasu łyżeczką.
    Mój mąż ma podobne podejście - ciągle się martwi, ze wakacje mijają, że święta szybko minęły - a ja powtarzam do znudzenia - ciesz się każdą chwilą, doceniaj weekendy i traktuj szklankę jak do połowy pełną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, szanuję te chwile i ten ogromnie długi weekend, ale czy mnie to cieszy? Teraz już nie...

      Usuń
  2. Faktycznie trudno być optymistą w czasach pandemii i takiego obrzydliwego zakłamanego rządu.
    Ale nie trzeba tracić nadziei Andrzeju.
    Najserdeczniej Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już straciłem, ale to nic, młodzi może kiedyś urządzą ten świat inaczej. Również pozdrawiam

      Usuń