ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

19 lutego 2014

BUDOWLA (szkic-2)

Otworzyła się przed nim rozległa perspektywa miasta. Nie mógł się nadziwić temu skrajnie odmiennemu krajobrazowi, w którym dominowały koturny wysokich budowli z betonu, mniejsze z kamienia i cegły oraz rozmieszczone bezładnie na odległych wzgórzach i w dolinach przestronnych pudełek z metalu. Skręcił w lewo, ku opadającemu słońcu i podążał teraz alejką świeżo wyłożoną kostką brukową. Spostrzegł stojące na jej poboczu znaki, które utwierdziły go w przekonaniu, że alejka, jaką coraz wolniej wędruje, przeznaczona jest dla pieszych i rowerzystów. Obok, równolegle ciągnęły się dwie szosy: jedna to typowa droga pokryta asfaltem; druga najpewniej była autostradą, choć nie był do końca przekonany, że nią jest, gdyż odgrodzona była od tej pierwszej wysokim, plastikowym płotem o wątpliwej przezroczystości. W pewnej odległości od miejsca, w którym się znajdował (przyjął, że może to być, co najwyżej, osiemset metrów) znajdowała budowla przypominająca łuk triumfalny. Być może było to miejsce, w którym zaczynało się miasto i każdy przechodzień lub pojazd kierujący się do niego musiał przedostać się przez ten obiekt, będący ni to łukiem triumfalnym, ni to przysadzistym mostem albo tunelem. Kiedy zbliżył się do budowli na odległość umożliwiającą rozpoznanie ludzkich twarzy, w zatem na bardzo bliską odległość, odkrył, że po jego stronie, czyli po stronie przechodniów, brukowana alejka zamieniła się w szerszy plac, na którym gromadzili się przechodnie podążający, tak jak on, do miasteczka. Na placu nie było ławek, więc podróżni najczęściej siedzieli w kucki, po turecku na granitowych posadzkach albo też rozłożywszy na nich koce, zdawali się drzemać, czekając na jakiś znak ze strony strażników. O, tak, przed budynkiem stali strażnicy w płowych, brzydkich mundurach, pozbawionych dodatkowych atrybutów w postaci oznaczeń rangi. Strażnicy, choć nie wszyscy mieli na ramionach broń. Jedni pilnowali wejścia; inni przechadzali się pośród tłumu i udzielali grzecznych odpowiedzi na pytania, jakie im zadawano.

Adam K. znalazł się w końcu przy małej grupce ludzi, którzy siedzieli wokół rozłożonego koca, na którym rozłożono jadło. Posilali się, nie zamieniając z sobą żadnego słowa. Adam przystanął przy tej grupie i zsunął z barków ciężki plecak. Poczuł ulgę kiedy mógł teraz na nim przysiąść, prostując nogi i zajmując najwygodniejszą, półleżącą pozycję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz