ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 lutego 2014

Jako doszło do opowieści obłąkanych.

Chroboce coś, skrzeczy, jęczy nabożnie. Poduszka pod głową i druga na niej. Dech ciężki i pot ze skroni roni kroplę, a ta za kroplą goni po zmarszczce pod okiem rozpiętej, spływającej ku kącikowi warg jak pocisk rykoszetem zbity z tropu. Ciemność przed otwartymi już oczyma, a przez tę ciemność wydarta czerni woalka zjawy przysiada na loża piędzi. 
- A tu cię mam, cholero. Kędy wlazłaś, zabrawszy sen sprawiedliwy? - pytam w ukropie tropiku nocy.
Zaraz poduszka, ta co na głowie tłumiła dźwięki szeleszczących godzin, wystrzeliła w stronę zjawy. A ta nic. Przepuściła zbity puch przez transparentność bezciała swego. Zaśmiała się i poprawiła zad  aksamitny na łoża skraju. Zaraz też wypuściła z gardzieli swojej balon powietrza rozbryzgując po pokoju karty niedokończonej księgi.
- Szalona! A moich stron numery? - wrzasnąłem z całych sił - nie zapisałem. Popamiętasz ty mnie, oj popamiętasz!
A ta w śmiech.
- Głupcze - powiada - ja tu do ciebie z cyrografem do podpisania, a ty grozisz? 
Podła meduza macki swoje wielopalczaste wyciąga, za podbródek mnie chwyta, tarmosi. Jak mnie nie walnie potem, jak nie schłosta policzków moich. 
Błaganie snu daremne. Wołam, przywołuję, a ten podlec wlazł na parapet, zza pazuchy figę wyjmuje i mi tą figa przed oczami błyska.
Sen wrota okien otworzył, nie zamknął i prysnął bez pożegnania.
Pojaśniało.
Ta znów wierci się, przybliża, od ściany się kładzie, to za nos, a to za uszy ułapia bez szacunku dla dojrzałości ciała mego, po czym na piersiowej klacie rozwija pergamin, za łeb mnie chwyta i każe czytać, co na zwoju słowem stoi. Przymuszony czytam więc, że jeśli duszę oddam tej galaretowej masie, ostawi mnie przy życiu i nauczy pisarskiego fachu, aby żadna zaraza mądrości moich nie zjadła.
- Podpisuj tedy, pókim jeszcze na wywczasach w twoim łożu, jako ta w jasyr wzięta białogłowa. Pożyjesz sobie, a język do opowieści z mojej nieśmiertelności weźmiesz i po swojemu poukładasz, a ręka twoja łatwą będzie, a słowa ci spływać będą jako te lody w krę przemienione oddechem wiosny.
Wtem w palec mnie ugryzła, a tak boleśnie, żem syknął z bólu, jak odegnany ze stada jeleń po przegranej walce o pierwszeństwo, po czym jej macki pochwyciły moją dłoń, a krwawiący palec dokończył pieczęci.

A stało się to roku pańskiego, którego zabroniono mi wymawiać głośnym słowem. Po zawarciu przymierza, wszeteczna niewiasta, bez konsumpcji jej nader plastycznego ciała, rozpłynęła się w szarości mglistego brzasku. Sen powrócił z emigracji prędki i mocny, a ja..., cóż ja.
O mnie tyle, że przepowiedni widziadła poddawszy duszę swoją nieczystą, począłem szaleńcze słowa maczać w atramencie i na karty księgi odbijać je zuchwale. Stąd się wywodzą opowieści moje obłąkane. W nich to maczała swe macki zjawa, która onej nocy, nie wiedzieć jak, do chałupy wlazła, przysiadając na łoża mego piędzi.

2 komentarze:

  1. Interesujący aspekt blogopisarstwa! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator11.02.2014, 01:47

    Interesujący, aczkolwiek, stanowczo za dużo tych pomysłów.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń