ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 lutego 2014

Trzy księgi - uwertura

Kolejny dzień. Poranek. Słońce na parapecie przeciąga się jak nie dość wybudzony ze snu kot. Słońce z tamtej strony okna bierze w łapę gąbkę i czyści szybę. Kryształ. Oczy pieką. Jeszcze chwilę trzeba z przymkniętymi powiekami poleżeć. Teraz. Wyciągam rękę, jak daleko, jak daleko. Przybijamy piątkę.
- Nareszcie śpiochu - mówi, śmiejąc się i rzeczywiście buźkę ma tak pięknie rozciągniętą jak na obrazku.
- A wiesz ty - odpowiadam, siadając wreszcie na swoim łożu madejowym, prostując kręgosłup zniszczony torturami Nocy - że całą noc w Nocy objęciach byłem bezsenny, wciąż drążyłem własne myśli lub chwytałem je po omacku, krążące nad głową ciężką i rozpaloną? I teraz w twoim świetle, uszczknę rąbek tajemnicy, taki sam jaki widać na twojej twarzy, tuż tuż przed ziemskim cieniem zasłaniającym światłość dnia.
- Mów więc, zanim Anna wróci z pszenną bułką, abyś mógł skosztować puszystości zroszonej miodem lub marmoladą.
Słońce wiedziało dobrze, że z nadejściem Anny będzie musiało z parapetu zeskoczyć, gdyż ona, nie zważając na moje protesty, rozwiera ramiona okien no oścież, gdy tylko wkracza żaglowym okrętem do pokoju.
- Spójrz więc na te trzy księgi, do których dobrałem się przed północą.
I patrzy, źrenice oczu przymyka, to znów rozwiera. Na stole oprócz sterty papieru trzy zamknione księgi odznaczają swe piętno. Słońce na chwilkę spuszcza giętkie nóżki z parapetu, na dywanie przystaje i opisowo czyta:
- Dziadów część druga, Wyspiańskiego Wesele i Kartoteka. Proszę, proszę. I cóż z tego wynika? Co się z tym stanie?
- Odwiedzili mnie, gdy Noc nastała, trzej moi mistrzowie. Jak jeden mąż (ho-ho, ileśmy nalewki wypili) przykazali mi widowisko stworzyć z tych trzech ksiąg wyjmując najpotrzebniejsze argumenty, albowiem, tłumaczyli, nastał czas najwyższy, aby podzielić się konieczną nowiną o naszych czasach, o tych grzesznych, co miejsca znaleźć sobie w zaświatach nie mogą, o tych, którzy potracili czapkę z piórami i róg nie zadęli, a mogli tyle dobrego zrobić; wreszcie o tych, którzy człowieczeństwo swe zatracili, bo po wojnie okrutnej i niewoli, nic już nie będzie takie same.
Słońce marszcząc brwi, zastanowiło się i już bezsłownie uniosło coraz bardziej roziskrzoną głowę, a wreszcie żegnając mnie promiennie odpłynęło.
Poczułem głód opowieści. Głód widowiska zaprzątał mój umysł i widzenie. Objąłem wzrokiem trzy księgi i tak mocno ścisnąłem je w sobie, zwarłem, zszyłem, że aż w mięśniach poczułem ból.
Dopiero zapach pszennego wypieku wtargnąwszy przez nozdrza do mózgu, uwolnił mnie od ucisku, choć głowa już myślała o jutrze.

2 komentarze:

  1. Cóż to za dzieło mogłoby się ziścić! Gdyby nie pieczywo świeże... Ale chyba nie wszystko stracone?...

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator12.02.2014, 00:31

    Dalibóg, ledwo zaczęte ... pomimo, a może nawet dzięki zapachowi pieczywa...

    OdpowiedzUsuń