CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

14 lutego 2014

Przypowieść o skale

Do tego przyszło, że skała, na której jeden z gospodarzy dom swój pobudował, miała być podważona i ciśnięta w czeluść doliny, aby bagno wypełnić swym ciężarem. Usłyszał Pan strwożone głosy tych, co bronili kamienia przed maszyny czerpakiem, która z nastaniem nowego dnia miała być sprowadzona i użyta do tej bezbożnej roboty. Takoż i usłyszawszy trwożliwe zawołania, zstąpił Pan z Niebios i do wioski przybył, dla oczu ludzkich nierozpoznany. 
Do izby przez dźwierza otwarte wszedł, nie zastał gospodarzy, którzy w polu orką zajęci nawet nie przypuszczali, jaki gość naszedł ich ubogą chatę.
Napiszwy się studziennej wody, Pan Bóg na podwórze wyszedł, na przyzbie sobie przysiadł, od zachodniej strony,  w półcieniu, coby nikt jego łez nie liczył, gdy już widomym się stanie. Włos siwy poprawił, takoż i brodę zmierzwioną dłonią kościstą i suchą ułożył i ścisnął. Fajkę zza pazuchy wyjął, skrzesał ogień, zapalił. Błękitny dym prostą drogą ku niebu się uniósł, nie zaznawszy krzepkiego podmuchu wiatru. Oj, posunął się w latach Pan wszystkich wiosek, miast, ziem i wód. 
- Po tom darował wam tablice, po tom arce kazał oprzeć się niepogodzie, aby zobaczyć to, co moje stare oczy widzą? - westchnął przełykając piekący dym.
Umęczone nogi oparł na kamieniu, który przed chałupą od wieków stał, zbyt ciężki, aby ludzkie ramiona mogły go wyrwać z korzeniami i stoczyć w dolinę. Przypomniał sobie, że dnia drugiego, przed zachodem światłości, własnymi rękoma kamień ten postawił, jako tę opokę, na której cały lud boży będzie się wspierał.
- Jakoż mi teraz zaprzeć ten kamień przed maszyną? Czy sił mi nie braknie? Czemuż dałem ludziom rozum, aby stroili maszyny, które wniwecz obrócą mój trud przy tworzeniu świata? Kiedy dawałem im księgę, kiedy dawałem im przykazania, myślałem, że posłuchają mego głosu. Twórzcie ziemię poddaną sobie, lecz nie kaleczcie jej. Nie rańcie siebie nawzajem. Nie tuczcie się na biedzie współbraci. Nie podważajcie skały, na jakiej trzyma się wasz ród, wasze domy, wasza przyszłość, która tylko mnie jest znana.
Tak myśląc, zasnął, dogasającą fajkę trzymając w dłoni.
Ciemność niebieska zeszła z mgieł mlecznym całunem, sprowadzając gospodarzy, którzy posiliwszy się, zasnęli snem sprawiedliwym.
Wstająca jasność nowego dnia uczyniła Pana Boga widzialnym. Wciąż drzemał na przyzbie, albowiem z wiekiem, więcej snu potrzebował. Drzemał i drzemał, zaparłwszy bose stopy o kamienia twardą skorupę.
Tak i Pan wszechrzeczy został znaleziony przez gospodarzy, lecz ci go nie poznali. Żebraczą ujrzawszy postać, nie bez lęku, nakarmili, napoili, zawiniątko i kostura w rękę dali, wskazali drogę.
- Idźże swoją drogą, żebracze - rzekł gospodarz - u nas jeno biedą się nakarmisz. Tam, za górą wysoką, poznasz lepsze i bogatsze kraje, szczęśliwszych od nas ludzi. Nie wiem, czy zaznasz tam ciepła, lecz zaznasz dostatku.
Tak i też Pan Bóg poszedł sobie, żebraczą tułaczką ku innej krainie. pobłogosławiwszy oboje gospodarzy.
I stało się tak, że sprowadzono maszynę, co miała stoczyć skałę. Daremnie Żadnym sposobem kamień nie poddał się ludzkiej swawoli i został na miejscu swoim.
A Pan Bóg wędruje sobie po świecie, staruteńki i schorowany i stopami swymi zapiera kamień za kamieniem, lecz co będzie, kiedy sił nie starczy? Ja nie wiem.
  

2 komentarze:

  1. Podoba mi się taki pan Bóg...

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator15.02.2014, 02:59

    A bo też Pan Bóg taki w nas siedzieć powinien, jakim go chcemy widzieć, a czasem i pogadać może....

    OdpowiedzUsuń