CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 sierpnia 2016

KAMYCZKI - NAZYWANIE ŚWIATA (19) KREMOWA KAMIZELKA

Oczy tamtego zdawały się nie wyrażać niczego i były nieobecne, i zamiast błyszczeć w blasku przedpołudniowego słońca, wdzierającego się do pokoju przez gładkie tafle wypolerowanych szyb, matowiały, tak jakby ktoś przetarł je wodnym, drobnoziarnistym papierem ściernym.
Wzrok leżącego zawisnął w martwym punkcie przestrzeni pomiędzy osadzonym na przeciwległej patrzącemu ścianie telewizorze, a białym, z lekka poszarzałym sufitem.
Możliwe, że nie poznał tych dwojga ludzi, którzy pojawili się w szpitalnym pokoju po spóźnionym tego dnia śniadaniu, na które składała się zbożowa kawa zabielana chudym mlekiem, jajecznica, masło, twardy biały ser i czerstwe kromki pszenno-żytniego chleba.
Kiedy skończyli jeść, kobieta zapakowała do papierowej torby kompot truskawkowy, jabłko, dwa banany, jogurt, kawałek świeżej jeszcze szarlotki i dwie kanapki z szynką, w otulinie lekkich i puszystych grzanek.
Kobieta znała chorego jedynie z widzenia. Wiedziała, że pracował z jej mężem, był inżynierem i głównym mechanikiem w dziale produkcji. Była trochę zaskoczona tą znajomością Bogusia i inżyniera, bo jej mąż stronił zwykle od towarzystwa, a pracując jako księgowy w biurze, nie mógł przecież kontaktować się często z technikami i pracownikami z produkcji. Dodatkowo inżynier był chyba piętnaście lat młodszy od jej męża, co tym bardziej ją zastanawiało, że może ich obu łączyć jakaś zażyłość, czy przyjaźń, o której wcześniej nie miała pojęcia. Od męża, który z systematyczną regularnością, raz na tydzień, odwiedzał chorego, wiedziała, że jest jedynym spośród pracujących w firmie jacy decydowali się na wizytę w szpitalu. Inżynier stanowczo zbyt długo leżał unieruchomiony przez chorobę, a kierownictwo straciło już nadzieję na ponowne powitanie go i zatrudnienie przy produkcji; Bogusiowi natomiast, przebywającemu od dwóch lat na emeryturze, nie przeszkadzało z kolei zachodzenie do chorego (w końcu miał sporo wolnego czasu), choć kontakt z inżynierem był bardziej niż ograniczony, na co miała wpływ choroba duszy (w taki sposób stan zdrowia pacjenta oględnie nazywali lekarze).
Helena wybrała się do szpitala po raz pierwszy i poszła tam ze względu na męża, ale wszystkie przygotowania, które poprzedzały wizytę sprawiły, że chcąc nie chcąc, wczuła się w tę nietypową dla niej sytuację, jaka ja czeka, a nawet tłumaczyła sobie, że tam, w jednoosobowej salce szpitala psychiatrycznego przebywa jej bliski kuzyn i jej obowiązkiem jest spędzić z nim pokorne sześćdziesiąt minut, i zapomnieć, że nigdy przedtem nie lubiła zapachu szpitala.
Kiedy już znaleźli się oboje przy jego łóżku, Helena, patrząc na leżącego, cały czas nie mogła zrozumieć, jak można być tak bardzo nieobecnym i nie reagować na słowa powitania, na torbę z jedzeniem, na dotknięcie dłonią chłodnego czoła, na te wszystkie nowinki, które choremu przekazywał cierpliwie Boguś opowiadający z zapałem, co przez ostatni tydzień zdarzyło się w mieście, a co słychać w wielkim świecie i polityce. I kiedy wydawało się, że chory w dalszym ciągu porozumiewał się będzie z nimi za pomocą ruchu gałek ocznych, w pewnej chwili, wymuszonej przerwą w opowiadaniu byłego księgowego, chory otworzył nagle usta i niedbale wykrzesał parę słów:
- Nic, ale to nic mnie nie cieszy, nie zadowala.
- Rozumiem - odparł Boguś. - Wiesz, że nie powinieneś tu leżeć?
Helena nie zrozumiała tego nagłego stwierdzenia jej męża.
- Wiesz, że gdybym jednak stąd wyszedł, kupiłbym sobie taką kremową kamizelkę, jaką na sobie masz i nosisz w upały…
Helena pomyślała teraz o leżącym z serdecznością; to ona kupiła mężowi tę kamizelkę wraz z jasnymi, piaskowego kolorami spodniami.
- To musi być przyjemne dla państwa tak spacerować sobie po mieście we dwoje; pani w tej beżowej sukience, a pani mąż w kremowej kamizelce, w której jest tyle kieszeni… wyglądacie państwo na szczęśliwych.
- Bo jesteśmy - odpowiedziała, zerkając na Bogusia - mimo swoich lat, jesteśmy.
Leżący najpierw uniósł głowę, a następnie usiadł, wspierając się na dłoniach zaciskających krawędzie metalowego łóżka.
- Za tydzień wyjdę stąd i kupię sobie taką kamizelkę. Chyba jeszcze będzie ciepło, prawda?
- Będzie, lato się jeszcze nie skończyło - odparł Boguś.
- Kupię kamizelkę i pójdę sobie na spacer pod rękę z kobietą - rozmarzył się inżynier.
Helena po raz pierwszy uśmiechnęła się do pacjenta i położyła dłoń na jego wątłym ramieniu.
- Ale wie pan, mąż mówił mi, że jest pan samotny i nie wiem, czy tak za pierwszym razem znajdzie pan kobietę do spaceru - powiedziała.
Chory ani przez chwilę nie poczuł się zniechęcony. Wpatrując się w kremową kamizelkę Bogusia wyrzekł prostodusznie:
- Panie Bogumile, na ten pierwszy spacer pożyczy mi pan żonę, prawda?

[25.08.2016, Dachau w Niemczech]

1 komentarz:

  1. Uśmiechnęłam się na to zakończenie, dobrze rokuje dla pacjenta :-) Milowy krok ku przyszłości, chociaż nie wiem czy z pożyczoną kobietą znajdzie swoją...

    OdpowiedzUsuń