ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 sierpnia 2016

CHAOS

Nie ma to jak w "doła" wpaść. Wtedy je się więcej. Co ja mówię... żre się, żre, na potęgę, a cukier rośnie jak na drożdżach i głowa pęka w szwach. A wypatrzona już olimpiada smakuje jak usmażony na patelni placek posypany cukrem. Znów ten cukier. Szaleństwo kalorii. Jak to przeżyć?

Z zauważonych olimpijskich wieści: inteligentna Joanna Jóźwiak zauważa, że władze olimpijskiego (światowego) sportu powinny jednak mierzyć ten testosteron, bo tych trzech pierwszych "pań" na osiemset metrów wyprzedzić się nie dało, z racji tego testosteronu, że o wyglądzie nie wspomnę. Okazało się, że naturalny doping hormonalny jest dozwolony, w przeciwieństwie do medycznego, który wykluczył z rywalizacji rosyjskich lekkoatletów, i to bez względu na to, czy brali, czy nie... ot tak, dla porządku, bo nam się skoczkini o tyczce Isimbajewa nie podoba, a "pani" Semenya - a jakże.
Czepialski jestem... ale też podziwiam naszą młociarkę - Anitę Włodarczyk, choć ta też się po przyjeździe z Rio czepia tych warunków w jakich trenuje się na warszawskiej Skrze. A Skra w warszawskim, i nie tylko stołecznym sporcie, zawsze dobrze mi się kojarzyła. Ale my to już tak mamy - mamy Narodowy, na którym można wprawdzie rzucać rekordy młotem, ale gdzie trenować...  z tym gorzej. 
Zresztą, czy to tylko o sport chodzi?
Ile jest takich miejsc, zakładów, które jak ta Skra niszczeją, a dawniej... nie wypowiadam się, głowa pęka.

Przestaję oglądać telewizję. Oglądam na zasadzie: włączam - brzęczy mi i błyska. A najgłośniej brzęczą reklamy. Czasami zastanawiam się nad takim faktem: jak to się dzieje, że przebierając paluchami po cyferkach pilota zawsze natrafiam na reklamy? 
A jeśli już się skończą (także zło przemija) uruchamiam TVP info, a w niej mojego ulubionego redaktora prowadzącego satyryczno-polityczne programy... zdaje się, że chodzi mi o pana Michała Rachonia, który jak zwykle świetnie jest przygotowany przez swoją partię do programu, jaki prowadzi.
Obijało mi się o uszy, że jeżeli mamy publiczną telewizję, to znaczy, że należałoby od niej wymagać choćby szczypty obiektywizmu, ale widocznie źle mi się obijało, bo obiektywizm w TVP info jest zakazany, natomiast satyra, jak najbardziej właściwa i pożądana.

Głowa mnie boli i zazdrość pożera przez tego Miśkiewicza, co to za swoje wielkie zasługi dla obronności kraju złoty medal dostał z rąk Macierewicza - ministra od wojny.
Ten ostatni to ci dopiero oryginał o specyficznym poczuciu humoru, a zatem nie należy poważnie traktować tego złotego wyróżnienia, jakim uraczył swojego podwładnego. A czy można z powagą odnieść się do pomysłu ministra od wojny dotyczącego włączenia aeroklubów w szranki oddziałów obrony terytorialnej kraju? Nie można. Natomiast z satyrycznego punktu widzenia cała twórczość pana ministra, ot, choćby od tej rozpylonej mgły nad Smoleńskiem, poprzez serię wybuchów w samolocie i mobilizację do wojny z ruskimi aż po ostatnie doniesienia to... niezwykła i silna konkurencja dla rodzimych satyryków. Oj, pójdą oni na zieloną trawkę, pójdą.
Ale ja już tego nie zobaczę, bo coraz mniej telewizję oglądam w znaczeniu: siadam, patrzę i słucham.

I w sumie, słusznie robię, bo przecież mogę sobie dosiąść "interneta" i w nim przeczytać, jak to jeden posełek z Mazur uprasza panią premier o dokonanie lustracji nauczycieli i pracowników obsługi, albowiem są oni wielce podejrzani o współpracę ze służbami bezpieczeństwa w niesłusznych czasach. Na mój rozum to każdy, ale to każdy obywatel nie posiadający PIS-owskiej legitymacji powinien być porządnie zlustrowany i wyrzucony precz z roboty, a jeśli jej nie posiada - precz z urzędu pracy, tudzież winien być pozbawion emerytury, rent... i tak dalej.
Nauczyciele, sprzątaczki i panowie "złote rączki" miejcie się na baczności, a najlepiej złóżcie samokrytykę.

I cóż z tego, powie ktoś, że napisze to i owo, że zadrwię sobie z kogoś, że wypowiem się o tym czy tamtym nieładnie - cóż to zmieni? 
A nic. Natomiast milczeć mi nie kazano i nie ma takiego rozkazu żeby milczeć, a zatem badając poziom cukru we krwi, piszę to, co mi obolała głowa podpowie... i póki jest ze mną jeszcze (no tak bezczelnie sadzę) w porządku, to piszę, choć nie przepadam za tematyką kloacznych rynsztoków.

Głowa, ta, która jeszcze jest na swoim miejscu, przypomniała mi również inny temat, związany z niedawną podróżą aeroplanem, z przesiadką w Monachium. Otóż byłem bardzo przyjemnie zaskoczony tym, że w tych samolotach Lufthansy napotkałem stewardessy w stosownym wieku... znaczy się nie były to panie o fizjonomii plastykowej modelki. Być może uprzednio nazbyt ulegałem iluzji, że stewardessy koniecznie powinny dominować młodzieńczą urodą nad pasażerami płci obojga. Nic podobnego. Nie muszą. A ponadto, kto powiedział, że uroda młodości musi przewyższać czar wieku stosownego? No cóż, mylił się i tyle.

Pewnie już kiedyś o tym pisałem, ale przypomnieć nie zaszkodzi, że jestem totalnie odporny na reklamę i gdyby udało mi się założyć stowarzyszenie opornych na reklamową indoktrynację mózgów, akcje przemysłów i usług w naszej globalnej wiosce spadłyby na łeb i szyję, bez szans na przeżycie. Jaka byłaby to piękna katastrofa. Póki co niektórzy wierzą w reklamy jak w Chrystusa. Wierzą na przykład, że języka obcego można się porządnie nauczyć w trzy miesiące, a bez Kozery to nawet w dwa. Roją się w mediach ogłoszenia informujące o jakichś nadzwyczajnych metodach nauki języków, dzięki którym słownictwo i gramatyka same wchodzą do głowy, że uczenie się obcych słów przychodzi bezboleśnie, a wręcz bajecznie łatwo i wystarczy tylko przelać na konto szkoły językowej, bądź też wręczyć osobiście stosowną opłatę. Zdaje się, że o to ostatnie najbardziej chodzi, bo cudów (przepraszam wierzących) nie ma. Żadne tam techniki szybkiego czytania, fotograficznego zapamiętywania nie nauczą porozumiewania się w obcym języku, choć zapewne istnieją ludzie, których mózgi są podatne w większym stopniu na tego rodzaju metody nauczania, ale, nie oszukujmy siebie i innych, uczenie się czegoś nowego i nieznanego wymaga czasu, jak i też sam uczący się, jeśli zastanawia się nad własnymi postępami w nauce, sam jest w stanie określić, kiedy osiąga największy przyrost wiedzy i umiejętności.
No i wylazł ze mnie prehistoryczny belfer.

A będąc "w dole" czasami tak jest, że człowiek stwierdza: - boję się - i za chwilę dopytuje: - czego?
I nie zna odpowiedzi.
Innym razem rzuciłby wszystko "w diabły".
I rzucić nie może. Nawet jeśli chce.
Najgorsze jest to, że wszelka racjonalizacja przestaje działać. Zapiekły się styki, a międzykomórkowe połączenia trafił szlag. Przed oczami tunel zasypany z tamtej strony. Bądź tu mądry i pisz wiersze. Wtedy się żre. Wydaje się, że zmysł smaku zastępuje wszystkie pozostałe.
Jest wprawdzie jeszcze sen, ale czy on coś zmieni?
Nie zmieni.
Bo sen nie trwa wiecznie... chyba, że mówimy o takim, ktory jest wiecznością.

[22.08.2016, Dobrzelin]




8 komentarzy:

  1. No i widzisz, czasami każdy musi pary upuścić, bo inaczej głowa pęknie...
    Gdyby nie to, ze czytelników wystraszyłabym, tez miałabym ochotę częściej ponarzekać na to i owo, ale z drugiej strony jak tu nie narzekać, gdy takie rzeczy słyszy sie i widzi.
    W razie co, do stowarzyszenia opornych na reklamy zapisuję sie koniecznie i mam pytanie: czy naprawdę tak durne mamy społeczeństwo, czy ci od reklam źle kombinują? Bo na mnie te teksty i głupie scenki działają wręcz odwrotnie...
    A czemuż odmawiać sobie przyjemności zjedzenia czegoś pysznego? W razie co na stres i zmiany aury można zrzucić :-)
    Pozdrawiam popijając pyszną kawę do sernika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... wiesz, wydaje mi się, że ja jednak nie narzekam, a jedynie wyrażam swoją opinię, a ta jest przeważnie krytyczna wszędzie tam, gdzie dostrzegam najzwyklejsze idiotyzmy. Głupoty nie lubię (także u siebie) i jakoś nie potrafię przejść obok niej bez słowa. Co do reklamy, to chciałbym dopowiedzieć jedno słowo: nie zdarzyło mi się kupić czegokolwiek pod wpływem reklamy, ale też są takie dobra, których właśnie po obejrzeniu/usłyszeniu danej reklamy nigdy nie zakupię....

      Usuń
    2. Kawę(może nie tak pyszną jak Twoja) też piję, ale sernika zazdroszczę, bo też chętnie zjadłabym ale nie ma kto mi kupić. Niestety jestem z tych, co z niektórych reklam korzystają.

      Usuń
  2. telewizji nie oglądam. To znaczy widzę ją czasem, bo mąż , zdarza się, włączy, ale nie rejestruję. Wiem, że jest reklama piwa Żubr. Nawet różne te reklamy są, i wszystkie mi się podobają. W życiu nie przyszłoby mi do głowy nabyć piwa Żubr. Czy to oznacza, że jestem na reklamę odporna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... to, że nie jestem podatny na reklamy nie oznacza, że każda z nich mnie drażni... są przecież całkiem niezłe, zabawne...
      Natomiast koszmarnie odbieram scenki, w których po zażyciu tabletki na ból głowy czy wątrobę następuje stan zbiorowego upojenia i ekstazy szczęśliwości całej rodziny, tak jakby bohaterowie tej krainy rozkoszy trafili szóstkę w lotkowej kumulacji.

      Usuń
  3. Odporna na reklamy mówię lekarzowi, by mi reklamowanego leku nie przepisywał, tylko ten od lat sprawdzony i przetestowany. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z kilku reklam "zdrowotnych" skorzystałam i trafiłam dobrze, bo ból w dole kręgosłupa ustał, a ten w pachwinie znacznie się zmniejszył. Jak na kogoś, kto ma "doła" piszesz frapujące posty. Do miłego zobaczenia przy kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wymieniłeś tylko kilka spraw przygnębiających a jest ich znacznie więcej.
    Ja też się często załamuję. Ale nie mam wyjścia - muszę się "odłamać".
    Wszystkiego dobrego życzę:-)

    OdpowiedzUsuń