ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

19 kwietnia 2017

ZWYKŁY DZIEŃ

Poniedziałek, chłodny, trzeci dzień w „domu”, wczoraj w niedzielę najładniej, niebo bezchmurne, dwadzieścia stopni, prawie upał, nagie torsy kierowców smażyły się w promieniach słońca, ciała złożone na białych, plastykowych leżakach, dzisiaj chłód arktyczny, wiatr od północy, w niedzielę przyjechał Igor, ma do zapłacenia mandat, i dzisiaj, w poniedziałek podjechał Berlingiem do Bercku odszukać posterunek żandarmerii, nie przyjęli kasy, dziwne, kazali czekać czterdzieści albo czternaście godzin, ale Igor pierwsze, co zrobił, kiedy przyjechał, to zapytał się czy może pograć na gitarze Jacka, a Jacek właśnie w niedzielę zamienił go, pojechał do Szkocji, tysiąc kilometrów od Dover, oczywiście, że może zagrać, bo Jacek pozwala, i Igor gra, a tak w ogóle to Igor grał w zespole na tarabanie, to znaczy na bębnach, perkusji, ale na gitarze też grać potrafi, bo mówi, że aby wyczuć rytm, najpierw zwykle uczy się linii melodycznej na gitarze, uwielbia „Metallicę”, ja też, i kiedy słucham dźwięki „Nothing else matter” dochodzące z sąsiedniego pokoju, to przeszywają mnie dreszcze, Igor gra też inne „kawałki”, Scorpionsów też, ale najbardziej lubi grać „Metallicę”, zachodzę więc, aby posłuchać, a potem podglądowa lekcja gry na bębnach, Igor dostał od jakiegoś Polaka pałeczki i wozi je w aucie, a kiedy tkwi w korku, wtedy puszcza muzykę, albo bez niej, i imituje grę, a kierownica służy mu jako bęben, kierowcy, którzy stoją  obok niego w korku unoszą kciuk do góry, widząc pozytywnie zakręconego Igora, tłumaczy mi jedynki, dwójki, trójki, miksty, wyznacza rytm metronomu, do którego dopasowuje swoją wyimaginowaną grę, uderzenia pałeczkami, lubię ludzi pozytywnie zakręconych, ja chyba też taki jestem, albo byłem, ale ja tylko palcami uderzam w klawiaturę, a na klawiaturze laptopa nie można przecież zagrać „Nothing else matter”, wziąłem się za „Wyspę pingwinów” France’a, znów nieco zwariowana, historyczno-fantastycza powieść, lekko się czyta, pod wieczór wiatr nieco ustaje, słońce znów jest, lecz nie zaryzykuję opalania, zbyt późno i powietrze nazbyt rześkie, chyba nie będzie dzisiaj wyjazdu, jakieś autko podąża spod Bilbao, więc będzie tutaj za jakieś 16 godzin, prawdopodobnie wsiądę do pierwszego, które przyjedzie pod „dom”, bo oprócz Jurka jestem w tej chwili jedynym Polakiem i teoretycznie na mnie wypada kolej, jeszcze w sobotę próbowaliśmy uzyskać połączenie internetowe, firma zapłaciła z góry za dwa lata, 800 euro, router działa ale sygnału nie ma, Jurek pojechał do Bercku zapytać się, kiedy będzie, no i uruchomią ale dopiero 24 kwietnia, już po świętach.

[10.04.2017, Campigneulles Les Grandes we Francji] 

2 komentarze:

  1. Tak mi się skojarzyło: cygańskie życie. I gdyby nie muzyka, i gdyby nie książki, to prosta droga do zapomnienia normalności i spokojnego życia.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... coś w tym jest, Ultro... życie cygańskie, choć podczas tej akurat trasy odpoczynek w "domu kierowców" zbliżał mnie do swojego... pozdrawiam

      Usuń