CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 marca 2018

NOWA DROGA (3) PRZEZ WŁOCHY

Podróż na Sycylię, z dwoma ładunkami w Catanii rozpoczęła się nieźle. Wyspany przejechałem spod Chartres na Orlean, Nevers, a dalej na Macon przez Burgundię i na wschód od Lyonu aż na Grenoble, Gap i przejście graniczne z Włochami  pod Montgenevre. Trochę obawiałem się śniegu w Alpach, który oczywiście zalegał na poboczach (w wysokich Alpach było go prawie metr), ale nie padało przy temperaturze minus 11 stopni na samej granicy.
Z Alp zjechałem w stronę Turynu, najpierw bezpłatną droga przez Susę, później już wjechałem na mediolańską autostradę A1 wiodącą do Neapolu przez Bolonię, Florencję i Rzym. Oczywiście wspominając te miasta, trzeba mieć na uwadze, że nie jedzie się bezpośrednio przez nie, a omija się je (najdalej Rzym objeżdżany od północnego wschodu). Kto by pomyślał, że jadąc w stronę Neapolu za Rzymem, bezpłatną już autostradą A3, szczyty Apeninów będą tak bardzo ośnieżone. Najpiękniejszą, słoneczną pogodę miałem na wysokości Florenncji, ale ciepło nie było, zaledwie 8 stopni plusie w dzień, a bardzo silny wiatr od gór powodował to, że temperatura odczuwalna była bliska zeru. Wiosny we Włoszech jeszcze nie ma.
Im dalej na południe, tym pochmurniej, bardziej mglisto i wilgotnie. Montcasino z klasztorem na jego szczycie widoczne doskonale, znacznie lepiej, niż kiedy przejeżdżałem ze dwa lata temu bliżej tej uświęconej walkami Polaków góry drogą prowincjonalną.
Za Neapolem, kierując się na sam południowy skraj półwyspu - na kierunku Reggio Calabria są miejsca, gdzie trzeba koniecznie przecinać Apeniny i tam właśnie czekała mnie niemiła niespodzianka. Mniej więcej przez sto kilometrów jechałem w zadymce śnieżnej, która zaczęła się gdzieś na wysokości 300 metrów, a nasiliła się na wysokości ponad kilometra. Jako że Włosi bardzo oszczędnie chronią drogi przed śniegiem (soli chyba nie mają), to brnąłem przez góry bardzo powoli, ucieszony tym, że na trasie przejeżdżałem przez dziesiątki tuneli, które pozwalały nieco odetchnąć od niezbyt mroźnej, lecz dokuczliwie śnieżnej włoskiej zimy u progu wiosny.
Nareszcie zjechałem ku morzu, gdzie temperatury dodatnie, ku San Giovanni, portowemu miasteczku, skąd kursują promy do Messyny już na Sycylii.
Jeśli ktoś podróżował promami przez Kana La Manche, przez Bałtyk albo pomiędzy Walią a Irlandią, to pojawienie się w porcie San Giovanni, przed podjęciem przeprawy promowej na Sycylię przenosi nas w XIX wiek. Tu na południu Włoch poza willami, bogatymi apartamentowcami oraz ośrodkami wypoczynkowymi cała reszta przypomina czasy sprzed co najmniej 100 lat „nazad”.  

[24.03.2018, Belpasso, Catania na Sycylii, we Włoszech]

1 komentarz:

  1. Jaki zbieg okoliczności, czytam książkę włoskiej pisarki, która też o Neapolu i włoskich kurortach wspomina...

    OdpowiedzUsuń