CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

07 marca 2018

ŚWIAT, KTÓRY NIE MOŻE ZAGINĄĆ (2)

W dalszym ciągu podróżujemy po reżimowym kraju mojego dzieciństwa
Jedźmy więc, kierując się na zachód od mojej rodzinnej miejscowości, Drogą Kasztanową w stronę Drzewoszek. To na skraju tej wioski, tuż za szynami wąskotorówki, po prawej stronie znajdowało się gospodarstwo rolne państwa X, gdzie kupowaliśmy mleko i jajka. Nie wiem, jak to się działo, że prawie zawsze parę jajek tłukło mi się w powrotnej drodze do domu, a przecież uważałem.
Drzewoszki mijało się w drodze do Oporowa przez Jurków. Do tego przepięknego zameczku jeździłem z trzema kumplami K., bynajmniej nie tylko w celach turystyczno-krajoznawczych. Bracia K. korzystali z okazji, że wypełniona wodą fosa wokół zamku porastała rzęsą, za którą przepadały kaczki i gęsi hodowane przez moich sąsiadów. Jadąc w stronę Oporowa, bazując na popularności Wyścigu Pokoju, odbywaliśmy kolarskie zawody, które nierzadko wygrywałem. 
Na zachód od Oporowa rozpościerał się Oporowski Las, niewielki i nieobfitujący w grzyby. Zamiast grzybów zbierało się w nim jagody i jeżyny, a wczesną, lecz ciepłą wiosną leśne poszycie pachniało konwaliami.
Jeśli już mowa o grzybach, to należało udać się dalej, na północy wschód wzdłuż trasy kolejki wąskotorowej do Trębek. Trębeckie Lasy były rozległe i grzybne. Zdarzyło się raz, że w czasie jednego takiego grzybobrania pobłądziliśmy z rodzicami na tyle, że nie mogliśmy trafić do zaparkowanego przy lesie samochodu.  
Pomimo tego, że cukrownicza osada, w której się wychowałem była spora, to szkoła podstawowa, do której uczęszczałem mieściła się w odległym od mojego rodzinnego domu o dobre dwa kilometry Grabowie. Te dwa kilometry przemierzałem niemal zawsze idąc wzdłuż Dobrzelskiej Wsi, dochodząc niemal do przedmieścia Żychlina, do skrzyżowania zwanego Trzy Krzyże. Nazwa ta ma swoje uzasadnienie - trzy pokaźnej wysokości krzyże ustawiono w tym miejscu w roku 1780 jako wotum wdzięczności za cofnięcie się epidemii cholery, która panowała w okolicy. Rzadziej chodziłem do szkoły przez Wydmuch i Drogę Jabłonkową - było dalej, ponad 3 kilometry.
Przypominam sobie pewne zdarzenia związane z obieraną przeze mnie trasą do szkoły. Otóż gdy chodziłem do trzeciej lub czwartej klasy szkoły podstawowej mieliśmy szpica - dobrotliwego i mądrego pieska, który dzień w dzień odprowadzał mnie do Parku Dworskiego, po czym wracał do domu, a kiedy przychodziłem ze szkoły (zwykle zajęcia kończyły się o 16-tej) Pikuś wychodził po mnie do parku i razem podążaliśmy do naszej kamienicy na Mizerkach. Pewnego dnia Pikuś zaginął, nie wrócił do domu. Zamartwiałem się, co też mogło się stać mojemu przyjacielowi, a powód był bardzo prosty. Otóż tego dnia wróciłem ze szkoły inną, dalszą drogą, a biedny piesek czekał na mnie przez całą noc w parku. Przekonałem się o tym dnia następnego, gdy szedłem do szkoły zwykłą trasą. Zastałem Pikusia siedzącego w tym samym miejscu, w którym się zwykle rozstawaliśmy.
Szkoła w Grabowie mieściła się w starym, ale całkiem przytulnym, piętrowym budynku; klasy i korytarze obszerne, wyposażenie jak na wiejską szkołę, przyzwoite. Jedynym zauważalnym mankamentem tej mojej podstawowej uczelni był brak sali gimnastycznej, wobec czego zajęcia sportowe odbywały się na boisku, albo też na korytarzu.
Obecnie w Grabowie nie ma śladu po mojej szkole. Stary budynek wyburzono, postawiono nowy, nowoczesny, wraz z piękną salą gimnastyczną… choć trochę żal serce ściska.

[07.08.2018, "Dobrzelin"]

1 komentarz:

  1. To ten świat należy zachować na kartach historii, bowiem miejscowości zmieniają się nie
    do poznania. Moje przemysłowe miasto z Pafawagiem kipiące życiem, młodością obecnie wymiera, pustoszeje, brak pracy, fabryki przeturmanione, więc młodzi uciekają, miasto popada w ruinę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń