CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 marca 2018

NOWA DROGA (4) POD ETNĄ

A/
Pozostaję na Sycylii. Piszę pod Etną w Belpasso, no może niezupełnie pod samą Etną, ale ten wielki, bardzo ośnieżony wulkaniczny masyw góruje nad całą prowincją Catania, a właśnie spod Belpasso prowadzi droga na sam odległy, ale, ma się wrażenie, że bliski szczyt. Wczoraj rano Etna zaciągnięta była chmurami. To te same niżowe chmury, które sypnęły śniegiem w górach południowych Włoch. Wydaje się, że coś zaczyna się zmieniać w pogodzie. Silny i zimny wiatr słabnie i zaczyna wiać z południowego zachodu, co może być wstępem do prawdziwego powitania wiosny w tych stronach. W każdym bądź razie wypogodziło się. Nocą jest jeszcze chłodno - plus 4 (piszę nocą) i mam nadzieję, że podczas dnia odetchnę w końcu wiosennym powietrzem. 
Dla mnie osobiście najbardziej interesującym elementem krajobrazowym tych stron jest wszechobecność zwalisk głazów wulkanicznych, kolorem swym przypominających ciemnobrunatny popiół, a właściwie niedopalony węgiel, gdy polać go wodą, zanim doszczętnie spłonie. Te głazy, rozrzucone po zboczach górskich, pozostałości po dawnych, ale może i nie tak bardzo odległych w czasie erupcjach masywu Etny, przywodzą mi na myśl, oczywiście biorąc pod uwagę proporcje, porowate kamienie żółciowe czy nerkowe, tyle że o barwie zasadniczo ciemniejszej. Przejeżdżając po tych stronach na wysokości 600 i więcej metrów nad poziomem morza, wydaje się, że człowiek znajduje się na samym skraju świata, choć poniżej, w dolinach, kwitnie życie, a na urodzajnych, brunatnych glebach, na stokach opadających ku morzu, rozciągają się plantacje dojrzewających pomarańczy, rosną agawy, gaje oliwne, kwitną brzoskwinie. 
B/
Na Sycylię, do strasznie zaniedbanego portu w Messynie, przypłynąłem po czwartej nad ranem. Mając do wyboru dwie drogi do Catanii, miejsca pierwszego rozładunku, wybrałem niepłatną, prowadzącą nad samym morzem. Przewidywałem niedogodności, ale pomyślałem sobie, że o tej porze uśpionego jeszcze dnia, uda mi się przejechać przez nadmorskie miejscowości w miarę szybko. A jedzie się bardzo wąskimi uliczkami wiosek i miasteczek, prowadzącymi strużkami dróg, drożyn i uliczek pomiędzy zwartymi szeregami obskurnych, dziewiętnastowiecznych i starszych kamieniczek. A są miejsca takie, że mijając skrzyżowanie, jadąc na wprost, ma się wrażenie, że wjechało się nie na najdłuższą w miasteczku ulicę, a na jakieś wyboiste podwórze.
Najbrzydziej było na samym początku drogi, w portowej części Messyny; później zdarzały się miejsca nowocześniejszej zabudowy, turystyczne, ale po chwili znów wjeżdżało się w jakąś archaiczną wioskę, penetrując wąskie uliczki wznoszące się gwałtownie w górę, potem opadające niebezpiecznymi zakosami w dół i w końcu zrezygnowałem z tej przejażdżki, wjechałem na autostradę, która wiodła powyżej, przecinała tunelami wzgórza i zdecydowanie łagodniej wiła się ku celowi podróży - Catanii. Mając sporo czasu do rozładunku (umówiłem się na dziewiątą rano), postanowiłem przespać się prawie dwie godziny na parkingu przy jednej ze stacji paliw.
Zasnąłem błyskawicznie.
C/
Catania to całkiem spore sycylijskie miasteczko w klimacie śródziemnomorskim, przycupnięte na wybrzeżu, stare, z zabytkami, wąskimi uliczkami, które najczęściej (i na szczęście) są jednokierunkowe.
Do miejsca pierwszego swojego rozładunku w samym niemalże centrum miasta dojeżdżałem jeszcze w godzinach porannego szczytu. Kto zna miasta i miasteczka południowych Włoch, ten nie jest zdziwiony przerażająco wielkim ruchem na ulicach, ten usłyszy niezliczone reakcje w postaci sygnałów dźwiękowych jakie dobywają się z aut niecierpliwych kierowców. Tu i tam trzeba się wciskać pomiędzy auta, a miejsce brytyjskiej kurtuazji zajmuje szybkość zachowań prowadzącego samochód, jego umiejętności i spryt. Całe szczęście, że ciężaróweczka jaką kierowałem budziła pewien respekt, zwłaszcza gdy chodzi o autka małe, wiec krok po kroku, skrzyżowanie za skrzyżowaniem, światła za światłami, przemieszczałem się w stronę Via Emmanuelle II 294 w miarę sprawnie i, co najdziwniejsze, nie spóźniłem się ani minuty. Okazało się jednak, że odbiorczyni trzech palet nie ma i blokując dwa miejsca parkingowe, które na szczęście udało mi się odnaleźć tuż przy biurze firmy, na wąskiej, dwukierunkowej ulicy o zabudowie typowo staromiejskiej, czekałem na Danielę około godziny. Podczas rozmowy telefonicznej dowiedziałem się od niej, że wyładunek nie będzie możliwy w miejscu, gdzie stoję; ona przyjedzie po mnie i poprowadzi we właściwe miejsce. A miejscem tym było niewielkie podwórze, wewnątrz którego mieściła się jakaś firma, względnie magazyn. Największym problemem było wjechanie w wąską „szyję” wjazdu na podwórze, praktycznie bez pomocy z zewnątrz wjazd nie był możliwy, a to przynajmniej w tego względu, że należało „schować” boczne lusterka, a i tak zostawało jakieś dwa, trzy centymetry wolnego miejsca na wjazd. Z rozładunkiem też był kłopot, bo firma nie miała widlaka; moje autko ma wprawdzie windę, ale miejsca na rozładunek było na tyle mało, że dostarczenie do magazynu większych, niewymiarowych trzech palet z towarem było nie lada zadaniem i trzeba je było wykonać „sposobem”.
Po rozładunku i spięciu bagażowej części renówki, największym problemem było wyjechanie tyłem z tego miejsca. Na szczęście w odwodzie pozostawała Daniela i magazynier, którzy wyprowadzili mnie na ulicę przez ten wąziutki przejazd łączący firmę z miastem.
Daniela zaoferowała swoją pomoc przy wydostanie się z Catanii w stronę drogi prowadzącej do Belpasso. Wprawdzie moja nawigacja określiła dalszy cel podróży, tym nie mniej ta sympatyczna, zrobiona na ciemny blond Sycylijka, poprowadziła mnie mniej ruchliwymi ulicami, każąc mi jechać za sobą. Rozstaliśmy się u wyloty z miasta.
D/
Nawigację mam dobrą, jednakże każda nawigacja, w tym moja, ma swoje „ale”. Wpisujesz na ten przykład ulicę „Sycylijska 124”, a w nawigacji figuruje ta ulica pod numerami 44 i 77. Trzeba więc szukać właściwego miejsca, jak również wiedzieć, że w takiej na przykład Francji numery domów przy ulicach albo nie istnieją, albo też nie występują w kolejności, jak Pan Bóg przykazał, jeden po drugim, rosnąco lub malejąco. Czasami bywa tak, że adresu w nawigacji nie ma, choć jej oprogramowanie oparte jest ona na bazie Google. Z tym moim drugim rozładunkiem było tak, że nazwy ulic Contrado Rubina nie ma i nikt z pytanych przeze mnie mieszkańców wyspy nie miał zielonego pojęcia, że takie miejsce występuje, choć ponoć w Googlach istniała. Niestety nie mogłem też odnaleźć adresu wpisując cyfry współrzędnych geograficznych, albowiem niektóre, więcej, te potrzebne cyfry, są zwykle nieaktywne (w tym miejscu musze nadmienić, że perfekcyjną lokalizację „po kodzie” ma Wielka Brytania). Najeździłem się więc co niemiara i w końcu spedytor podał mi numer trasy z numerem zabudowania. Było to strada provinciale 24/19. Dla niewtajemniczonych powiem, że ta pięknie brzmiąca nazwa oznacza drogę regionalną wraz z jej numerem, natomiast ciekawostką dla mnie i dla nawigacji jest to, że posiada ona w Googlach numer domu. Aby wyjaśnić tę kwestie do końca, spróbujmy sobie wyobrazić, że polska autostrada pomiędzy Świeckiem a Warszawą, A2, tzw. „Autostrada Wolności” posiada jakiś numer, będący odzwierciedleniem jakiegoś domu znajdującego się przy tej trasie. Stawiam dobry obiad temu, kto odnajdzie np. adres Polska/A2/Autostrada Wolności 126.
W końcu jednak udało mi się trafić pod wskazany adres, a odbyło to się w taki sposób:
Spedytor: Zawróć i jedź  do tą drogą 3,5 kilometra. Stań i rozejrzyj się.
Veni, vidi vici - dotarłem do klienta, Hindusa mieszkającego przy ulicy (sic!) Via Garofalo.

Zbliża się druga po południu. Zachmurzenie z przejaśnieniami. Temperatura +17. Wiosna.

[24.03.2018, Belpasso, Catania na Sycylii, we Włoszech]

1 komentarz:

  1. Czytanie relacji z podróży powoduje, że ma sie wrażenie bycia wraz z Tobą w tych wszystkich miejscach, jedynie temperatury nie mogę sobie wyobrazić, bo tu nadal na termometrach zimowa...

    OdpowiedzUsuń