CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 marca 2018

ŚWIAT, KTÓRY NIE MOŻE ZAGINĄĆ (1)

Zanim zaorzą, podepczą, spacyfikują, zdekomunizują, zdegradują; zanim zohydzą i przemianują po swojemu, trzeba by zadbać o pamięć nie tylko o ludziach, ale i o topograficznych śladach minionych czasów. Nigdym nie przypuszczał, że wystąpię w obronie krainy dzieciństwa, młodości i wczesnej dorosłości, chroniąc przed zagładą nazwy geograficzne wpisane w pejzaż najbliższej ojczyzny, która mnie wychowała. Ktoś powie: to absurdalne bronić desygnatów nazw występujących na zielonych lub białych przydrożnych tablicach. Absurdalne? Wszystko może się zdarzyć, gdy piedestał władzy skąpany w nieuctwie, a nienawiść do ludzi wylewa się z gardeł jak posoka z chorych trzewi.
Dobrzelin - miejsce urodzenia, osada cukrownicza, trzy ulice wszystkiego. Dzielnice: 
- Cytadela (Bóg raczy wiedzieć, skąd ta nazwa), 
- Wydmuch (coś w rodzaju Żoliborza, ciut mniejszy), 
- osiedle bez nazwy lub nie pomnę - vis-à-vis głównego budynku cukrowni, 
- Mizerki - jedna kamienica (mizerota, biedota… tam właśnie się wychowałem), 
- Dobrzelska Wieś (dlaczego nie Dobrzelińska odgadnąć trudno.
Dzisiaj Dobrzelin posiada nazwy ulic (zdaje się, że główna to Jagiełły). Drzewiej ta główna i najdłuższa łączyła osadę z dawną trasą E8 - (dzisiaj 92) z pobliskim, oddalonym o 3 kilometry Żychlinem. Kolejna ulica to Jabłonkowa (dlaczego utarła się ta nazwa, skoro wśród przydrożnych drzew nie uświadczyło się jabłoni?) prowadziła w stronę Grabowa, Marianki i Pniewa wzdłuż Wydmuchu. Trzecia ulica, a właściwie droga to Kasztanowa (tu nie bez racji, bo istotnie wzdłuż niej rosły najpiękniejsze kasztanowce). Droga ta krzyżowała się z główną i wiodła od skraju jednego z dwóch parków oraz żołnierskiego cmentarza w stronę Drzewoszek. Zanim jednak osiągnęła tę wcale niemałą wieś przebiegała pomiędzy stawami (dzieliła je na „górne” i „dolne”), mając po lewej stronie Mizerki. Człowiek nadał imiona stawom. Po stronie południowej („górne”) występowały dwa zarybione stawy: „Pod Kominem” (przylegający do fabryki) i „Górny” - najbliższy miejscu zamieszkania. Oprócz tych dwóch istniały dwa stawy będące ostojnikami gromadzącymi ciepłą, „produkcyjną” wodę doprowadzaną rurami z cukrowni.
Stawy „dolne” przedstawiały się okazale, tak ze względu na ich stosunkowo dużą powierzchnię, jak i głębokość. Najgłębszy był staw „Hodowlany”, największy - „Poniemieck”i, a najdłuższy przezwano „Rzeką”. Nie ustaliłem nazwy dwóch pozostałych stawów. Jeden, równoległy do „Poniemieckiego”, był od niego nieco węższy, zaś ten najodleglejszy akwen, zdaje się, że nie miał swojego imienia, natomiast jego zachodnie „wybrzeże” nazywano „Plażą”.
Jako się rzekło, moja osada cukrownicza posiadała dwa parki. Ten po północnej stronie, przy głównej trasie prowadzącej do Żychlina był parkiem niechybnie założonym przez dawnych właścicieli dworku, który w reżimowych czasach pełnił funkcję budynku Gromadzkiej Rady Narodowej; była w nim też sala taneczna oraz biblioteka. W czasach nowożytnych - czytaj: od początku transformacji ustrojowej dworek został (dosłownie) „zabity dechami” i popada w coraz piękniejszą ruinę przywodzącą na myśl ruiny Akropolu. W obrębie tegoż parku istnieje po dzień dzisiejszy budowla zamieszkała onegdaj przez dworską służbę. W niejakim oddaleniu od dworku, już poza parkiem, dwa folwarczne czworaki napoczynały „Dobrzelską Wieś”.
Drugi park, bliższy cukrowni, usytuowany był po stronie południowej. Tam, pośród wybujałej zieleni wysokich osik, lip, olch, buków i dębów rozpościerało się boisko piłkarskie. Tutaj też niewielki, po wojnie zbudowany piętrowy budyneczek mieści w swoich ścianach zaplecze sportowe, fabryczną bibliotekę, klubokawiarnię na piętrze z tarasem wychodzącym na boisko oraz kilka pokoi, w których orkiestra dęta ćwiczyła marsze, walce i polonezy, tudzież odbywały się w nich zajęcia dla młodzieży. Dzisiaj ten park jest z drzew przetrzebiony, po boisku nie pozostał ślad, natomiast budyneczek z klubokawiarnią został sprzedany w „dobre” ręce
Niewątpliwie najrozleglejszą częścią Dobrzelina stanowiła sama cukrownia wraz z placem buraczanym, składowiskami węgla kamiennego i kamienia wapiennego. Do cukrowni dochodziły tory kolejki wąskotorowej i szerokotorowej. W wąskotorowych wagonach przewożono surowiec - buraki; w dużych wagonach wspomniany węgiel i kamień wapienny.
Miał Dobrzelin na zachód od Mizerek swoje wzniesienia - niewielkie górki, szczególnie lubiane zimą. Dzieciarnia (w tym piszący te słowa) zjeżdżała z nich na sankach, a zdarzało się, że i też na nartach. Górki te przezwano „Babimi Górami”. Legenda głosi, że pod nieurodzajną, piaszczysto-gliniastą powłoką ziemi „Babich Gór”, w miejscu do dziś nieodgadnionym, spoczywają zwłoki zabitego przez Polaka w czasie okupacji Niemca. Miejsca pochówku nie odnaleziono. Zdecydowanie łatwiej było odszukać u podnóża tych gór źródło krystalicznie czystej wody, które zasilało pobliskie stawy.
Naprzeciwko Babich Gór, bliżej Mizerek, ojciec piszącego pobudował strzelnicę sportową i dokonał z innymi (także i ze mną) nasadzeń drzew wokół stawów.
Naprzeciwko parkowego dworku w ruinie istniało państwowe lub spółdzielcze gospodarstwo hodowlane. Trudno mówić, że mieliśmy w  Dobrzelinie do czynienia z PGR-em, bo w istocie ziemi ornej rozciągającej się za stawami nie było wiele, co nie przeszkadzało rozpowszechnianiu hodowli bydła i świń. Ma się rozumieć, że w obecnych czasach to świetnie prosperujące gospodarstwo nie istnieje.  

[06.03.2018, „Dobrzelin”]

7 komentarzy:

  1. Zbyszku, dawno temu, gdy zbrzydły mi rządy poprzedniego PiS-u i jego przystawek, też wróciłam wspomnieniami do "kraju lat dziecinnych".
    W mojej wiosce nie było oficjalnie nadanych nazw ulic, ale mieliśmy własne, np. Koleżanka mieszkała w Koziej uliczce. Wszystkie stawy też miały swoje nazwy.
    Obecnie moja wieś wypiękniała, ludzie zburzyli stare domy lub stodoły i zbudowali nowe domostwa, obsadzili tujami, ogrodzili metalowymi, kutymi płotami.
    Dworzec kolejowy zamknięto na cztery spusty, a tyle miałam z nim miłych wspomnień, wszak przez osiem lat dojeżdżałam do szkoły w powiatowym mieście.
    Salę kinową, do której mój tato sprowadzał filmy i urządzał zabawy, zamieniono na hurtownie, nawet nie wiem, czego.

    Jednak świat, który pamiętamy z dzieciństwa, ginie. Nie jest już nikomu potrzebny.
    Obawiam się, że główna ulica mej wioski będzie nosiła miano któregoś z bliźniaków.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, ja też coraz częściej wspominam ...
    Zauważam coraz więcej duchownych w nazwach ulic mojego miasta, imprez religijnych także sporo, pozostałe organizowane są często w godzinach mało dostępnych dla osób pracujących.
    Tak ogólnie to nie narzekam, zgrzeszyłabym, bo coraz ładniej się robi...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tu chyba najstarsza jestem.... to i ja mam najwięcej wspomnień...
    A jeśli chodzi o Dobrzelin to przejeżdżałam przez niego 2 lata temu jak jechałam do Kutna i do zamku w Oporowie. I zauwazyłam stawy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę się licytować, co do starszeństwa, ale Ciebie określa sposób myślenia, działania, a nie metryka. Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Trzy tygodnie temu, gdy dostałam powiadomienie o liście, dowiedziałam się,że nazwę ulicy, przy której mieszkałam od 1974 zmieniono. Ludzie, którzy byli patronami ulic, dawno nie żyją. Nie zaszkodzą(oni ani ich poglądy)obecnie rządzącym, po co więc " ta cała zamiana? Nasuwa się tylko jeden wniosek "Głupich nie sieją, sami się rodzą" i to chyba po to, by ustawy jakie wymyślili i przeforsowali, inni mogli zmieniać po śmierci ustawodawców. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wymazują świat, w którym żyłam za judaszowe srebrniki i premie.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż, starzejemy się po prostu.
    I tak, to co było, wydaje się być lepszym, ale czy było?
    Było inne. Mnie też tęskno za wsią z ławeczkami przed domem i mlekiem noszonym w kance. Teraz jest inaczej, też w sumie źle to znoszę...
    I nie jest to bynajmniej jakiś wynik rozgrywek politycznych, po prostu czasy się zmieniły i tyle.

    OdpowiedzUsuń