CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

31 marca 2018

NOWA DROGA (6) POWRÓT NA KONTYNENT. „PALĘ PARYŻ”.

A/
Można się było tego spodziewać, że na Sycylii pozostanę dłużej. I stało się, czekałem do wtorku, w nadziei, że dostane jakiś ładunek na kontynent. I dostałem. Tyle że, aby wyruszyć na północ Włoch i dalej, do Francji, aby się załadować zjechałem jeszcze bardziej na południe, za Syracuse (Syrakuzy), skąd dopiero obrałem kurs na północ.
Tak więc przemierzyłem sporą część Sycylii (od północnego wschodu) i muszę przyznać, że krajobrazowo wyspa jest niczego sobie, zwłaszcza w rejonie Messiny i Catanii… no i te pomarańczowo-cytrynowe sady. To rzeczywiście duma i gospodarka Sycylii. Musi tu panować, także latem, wilgotny klimat, ale chyba nie na tyle wilgotny, aby hodować tu w wie ilościach banany, których plantacje tu i ówdzie widoczne są z okien auta, ale w skąpych ilościach.
A zatem z Pozzallo załadowano mnie do Holandii, ale będzie jeszcze jeden załadunek. Tymczasem mam zgodę na opuszczenie promem wyspy i zatrzymanie się gdzieś 100-150 kilometrów na północny zachód na kierunku Neapol.
B/
O siedemnastej w środę, 28 marca otrzymuję sms z miejscem drugiego załadunku, który będzie miał miejsce w czwartek. Wbrew moim przypuszczeniom trasa jazdy nie będzie przebiegać via autostrada A3 w stronę Neapolu, ale muszę odbić w prawo, na Adriatyk. Jadę więc jeszcze jakieś sto kilometrów trójką i skręcam na Cozenzę i dalej w stronę Bari (piękne miasto), Foggii i w górę strada stradale 16 - Adriatica do Pescary, odbijam w lewo i jestem na miejscu w miejscowości o ciekawej nazwie , Citta Sant Angelo.
Dzięki zmianie trasy ominąłem wysokie, zaśnieżone Appeniny, przez które przebijałem się jadąc od Neapolu i Salerno na Sycylię. Obecna droga prowadziła mnie podnóżem tych gór pod sam brzeg Adriatyku, a na „Adriatyce” wzniesień mało, są piękne widoki, niestety niedostępne podczas nocnej jazdy, a temperatura nocą przyzwoita, od 8 do 10 stopni.
Załadunku nie miałem rano. Właśnie czekam do 13.30 na załadunek, tym razem do Francji, aż pod Kanał La Manche. Bagatela, do samej granicy włosko-francuskiej mam po niepłatnych drogach 900 kilometrów (ciekaw jestem, czy spedycja zezwoli na podróż płatnymi autostradami, byłoby znacznie szybciej i krócej), no i to tego należy mniej więcej tyle samo kilometrów jazdy doliczyć przez całą Francję.
C/
Czytam obrazoburczą, futurystyczną, rewolucyjną i nasyconą poetyckimi obrazami powieść znakomitego polskiego futurysty i rewolucjonisty w poglądach, Brunona Jasieńskiego, „Palę Paryż”.
Już sam tytuł książki mówi wiele o tym, na co może liczyć czytelnik, wczytując się w słowa realizujące wizję upadku zatęchłej cywilizacji kapitalizmu, zachęcającej do rozwiązań bezkompromisowych, anarchistyczno-rewolucyjnych. A że Bruno Jasieński był przede wszystkim poetą - rewolucyjnym futurystą, przeto prowadzenie przez niego narracji ma charakter wybitnie poetycki, nasycony (czasami aż do przesady) porównaniami, epitetami, dalibóg, czymże tam jeszcze, przez co, jak mi się wydaje, amatorzy języka poetyckiego będą ukontentowani, natomiast mniej miłośnicy tradycyjnej prozy. Dla tych pierwszych aż wyobraźni własnej nie starczy, aby móc ogarnąć ogromną masę środków stylistycznych, jakie użył Jasieński opisując przedmioty, miasto, jego mieszkańców, ba - całą zgnuśniałą, kapitalistyczną cywilizację. Ci drudzy z kolei niech mają świadomość, że opisywana przez Brunona Jasieńskiego rzeczywistość nie jest urojoną fantazją, jest, czy inaczej, była w czasach życia poety prawdziwym i niezaprzeczalnym faktem. A dla zaciekłych wrogów rewolucji mam swoje własne wyjaśnienie: to, że rewolucje zaistniały, nie jest konsekwencją li tylko istnienia określonych poglądów filozoficzno-społecznych czy doktryn, ale też ich przyczyny wyrażające się ostrą reakcją na zastany stan rzeczywistości, same przez się ku rewolucjom zmierzały.
A teraz, na zakończenie, parę wyjątków z tej niesamowitej powieści:
„ Na asfalcie pozostała jedynie wątła dziewczyna, wijąca się w niepojętych zygzakach bólu. Krótka, plisowana spódniczka podwinęła się do góry, odsłaniając drobne, prawie dziecinne kolana w naszyjniku zbytkownych podwiązek i nieśmiałą biel chłopięcych ud, wychylających się niby prężne rozjątrzone węże z gęstwiny kremowych koronek. Ostre lakierowane pyszczki pantofelków drgały ustawicznie” - opis młodej, zadżumionej dziewczyny na chwilę przed jej śmiercią.
„Głuche, jękliwe dzwony nad miastem ołowianymi pięściami tłukły we wklęsłą spiżową pierś i z wnętrza kościołów odpowiadał im łomot kurczowo zaciśniętych rąk i gorzki pobożny mamrot. Nabożeństwo z wystawieniem Sakramentu trwało bez przerwy, odprawiane przez woskowych księży słaniających się ze zmęczenia.
W cerkwi na ulicy Daru metropolita w złotych ryzach, dostałym basem czytał ewangelię i dzwony dzwoniły wszystkie jak w dzień wielkanocny.
W synagodze przy ulicy Victoire nad pasiastym tłumem w tałesach płonęły świece i ludzie, jak języki niewidzialnych dzwonów, kołysali się w wahadłowych ruchach, a powietrze, jak dzwon, odpowiadało lamentem.
Rozproszkowani w olbrzymiej kadzi miasta ludzie, w obliczu wszystko niwelującego strychulca śmierci, czepiali się kurczowo, w ślepym pędzie odśrodkowym, każdego elementu własnej odrębności, zbijali się, jak opiłki żelazne dokoła biegunów magnesu, dokoła świątyń własnego obrządku. Wieże kościołów, cerkwi i meczetu odprowadzały w niebo, jak piorunochrony, rosnący z każdą chwilą magnetyczny prąd odrębności, zbijający rozproszone stado ludzkie w samoistne kompleksy rasowe i religijne.” - tak wygląda wymodlony opis reakcji ludzi na rozszerzającą się w Paryżu dżumę.
Można nie lubić tego typu słownej narracji, ale nie sposób nie docenić autora tych poetyckich wizji - mnie to się podoba.

[29.03.2018, Citta Sant Angelo, Pescara, we Włoszech]

2 komentarze:

  1. Nie znam cytowanego, ale język narracji faktycznie niesamowity.
    Byłam na sztuce "Maria Antonina. Ślad królowej" i powiem jedynie tyle, że zbyt moderny ten spektakl jak dla mnie...

    OdpowiedzUsuń